Minęły już dwa tygodnie. Mój brzuch zdążył urosnąć do dużych rozmiarów a
partner poświęcał coraz więcej uwagi na to czy się dobrze czuję. Jedynym
minusem było to że musiałam jeść mięso. Akurat wracałam z wodopoju, gdy
poczułam skurcz. Cóż, czuję go od około czterech dni. Czułam euforie i
rozluźnienie. Nabrałam ochoty do
zrobienia porządków w jaskini. Gdy weszłam do miejsca zamieszkania ból się
zwiększył. Erotare siedzący w jaskini to zauważył po mojej minie.
- Wszystko w porządku? – Zapytał zaniepokojony.
- Chyba… - powiedziałam, a ból się nasilił – zaraz wracam… - Wyszłam z jaskini. Czułam potrzebę, dlatego udałam się za krzaczek. Po skończonej czynności zorientowałam się że te bóle nie były jak inne. Wody mi odeszły. To już teraz. Weszłam do jaskini.
- Erotare – powiedziałam – Wody mi odeszły – spojrzał się na mnie ze strachem w oczach.
- To już teraz?! – Zapytał.
- Na pewno nie, zanim poród się zacznie minie około parę godzin – zarecytowałam formułkę z książki medycznej.
Próbowałam zasnąć, ale strach, że to się może zaraz wydarzyć nie dawał mi zmrużyć oka. Poczułam skurcze macicy i niewyobrażalny ból. Szarpnęłam za ucho partnera. Odwrócił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Zaczyna się… - Powiedziałam wręcz szeptem. Nic nie mówiąc wstał i gdzieś pobiegł. Uciec tak teraz? Ustawiłam się w pozie porodowej. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Uczucie rozrywania nie było przyjemne. Spojrzałam się na swoją waginę. Zobaczyłam małą białą główkę wydobywającą się ze mnie. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Do jaskini wbiegł Erotare z jakąś waderą. Była to lekarka. Czyli Erotare nie uciekł…
Poród się skończył, a ja wylizywałam ostatnie szczenię. Była to wadera, niezwykle chuda.
- Jak je nazwiemy? – Zapytałam
- Może Rodinia v.2? – zaśmiał się
- Bardzo śmieszne… Ale tak na serio
- Zastanawiałem się nad imieniem Ewa
- Nienawidzę tego imienia- rzekłam- może Raya?
- Lepiej Raye
- Niech ci będzie… - odrzekłam- Ale tego skrzydlatego nazwiemy Areto
- Ethan – powiedział – i jego braciszek Neptun.
- Nie! – Powiedziałam – Ares!
- Niech ci będzie… - wytknął język.
<Erotare? :3 >
- Wszystko w porządku? – Zapytał zaniepokojony.
- Chyba… - powiedziałam, a ból się nasilił – zaraz wracam… - Wyszłam z jaskini. Czułam potrzebę, dlatego udałam się za krzaczek. Po skończonej czynności zorientowałam się że te bóle nie były jak inne. Wody mi odeszły. To już teraz. Weszłam do jaskini.
- Erotare – powiedziałam – Wody mi odeszły – spojrzał się na mnie ze strachem w oczach.
- To już teraz?! – Zapytał.
- Na pewno nie, zanim poród się zacznie minie około parę godzin – zarecytowałam formułkę z książki medycznej.
Próbowałam zasnąć, ale strach, że to się może zaraz wydarzyć nie dawał mi zmrużyć oka. Poczułam skurcze macicy i niewyobrażalny ból. Szarpnęłam za ucho partnera. Odwrócił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Zaczyna się… - Powiedziałam wręcz szeptem. Nic nie mówiąc wstał i gdzieś pobiegł. Uciec tak teraz? Ustawiłam się w pozie porodowej. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Uczucie rozrywania nie było przyjemne. Spojrzałam się na swoją waginę. Zobaczyłam małą białą główkę wydobywającą się ze mnie. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Do jaskini wbiegł Erotare z jakąś waderą. Była to lekarka. Czyli Erotare nie uciekł…
Poród się skończył, a ja wylizywałam ostatnie szczenię. Była to wadera, niezwykle chuda.
- Jak je nazwiemy? – Zapytałam
- Może Rodinia v.2? – zaśmiał się
- Bardzo śmieszne… Ale tak na serio
- Zastanawiałem się nad imieniem Ewa
- Nienawidzę tego imienia- rzekłam- może Raya?
- Lepiej Raye
- Niech ci będzie… - odrzekłam- Ale tego skrzydlatego nazwiemy Areto
- Ethan – powiedział – i jego braciszek Neptun.
- Nie! – Powiedziałam – Ares!
- Niech ci będzie… - wytknął język.
<Erotare? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz