9.03.2017

Od Melpomei cd. Iwo

Basior odleciał. Przez chwilę było mi przykro, ale szybko o tym zapomniałam Co prawda nie powinnam zapewne w nowym miejscu dać się poznać od razu od aspołecznej strony, ale miałam dużo innych, ważnych spraw na głowie. Odwróciłam się do naszkicowanego na piasku planu terenów watahy. Jesteście sobie w stanie wyobrazić, że wcześniej nie mieli tu szamana? Nikogo, kto zapewniłby odpowiednią ochronę na poziomie spirytualnym! Kto wie, co mogło się przez czas tu zalęgnąć! Co gorsza, gdy zadałam alphie pytanie o ochronę przed czarną magią, jedyne, co dostałam w odpowiedzi, to dziwne spojrzenie. A potem są niewymownie zaskoczeni, gdy poltergeisty zawalają im jaskinie...
Nakreśliłam cztery krzyżyki w strategicznych miejscach watahy, najbardziej wysuniętych na cztery strony świata. Tam umieszczę kamienie ochronne. Oczywiście nie zagwarantuje to bezpieczeństwa, ale stworzy pewne podwaliny, na których będę mogła się oprzeć. Hmm, zastanówmy się - oliwin, "kamień słońca" na wschodzie, pochłaniający negatywną energię bursztyn na południu, opiekuńczy szafir na północy i chroniący przed złym losem ametyst na zachodzie. Do tego jakiś maleńki diamencik w samym centrum watahy i powinno być w porządku.
Bardzo  z siebie zadowolona, skierowałam się do jaskini. Ostatni podczas zwiedzania terenów nowej watahy trafiłam na niezwykłe, opalizujące, błękitne dzwonki. Nie mam pojęcia, co to za gatunek, ale od dwóch dni suszą się u mnie w jaskini i wprost nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, jaki zapach dadzą, gdy użyję ich jako wkładu do kadzidełka.  
 
Mam nowe informacje na temat kwiatów: nadal nie mam pojęcia, jak się nazywają, wiem jednak, że nie nadają się na wkład zapachowy. 
Czymkolwiek były, musiały być bardzo silnie magiczne  W chwili, gdy ich wysuszone, cienkie płatki zajęły się iskrami, z wnętrza cynowego kadzidła rozległ się donośny huk, a jaskinię wypełnił gryzący, gęsty dym w eleganckim kolorze głębokiego granatu. Nagły podmuch zdmuchnął świecie, w wyniku czego wewnątrz jaskini zrobiło się jeszcze ciemniej. Obijając się o ściany, kaszląc niekontrolowanie i zaciskając powieki wydostałam się na światło dzienne. Ciężkie kłęby o ostrym zapachu wypływały leniwie ze skalnego otworu. Gdybym tylko miała przy sobie odpowiednie rekwizyty i "Elementalis"! Mogłabym wtedy rzucić zaklęcie podmuchu i wywietrzyć moje lokum, a tak mogę tylko czekać, aż samo powróci do stanu używalności.
- Kobieto, chcesz nas wytruć? -  usłyszałam rozbawiony głos za sobą. - Zostawiłem cię samą na pół godziny, a ty już zdążyłaś spowodować katastrofę.
Odwróciłam się i ujrzałam basiora, który zagadał mnie wcześniej. To znaczy, to chyba był ten sam. Skrzydła ma. Jeszcze nie znam tutejszych dość dobrze, by poznawać ich po rysach. Jak on miał na imię? Iro, Iwo? Coś w ten deseń. Na razie może zostać Tym Ze Skrzydłami.
- Do twojej wiadomości - oznajmiłam, przygładzając dredy i żałując, że nie mogę równie łatwo podreperować nadszarpniętego ego - testowałam nowy wkład do kadzidła.
- Kadzidła?
- Interesuję się aromaterapią. Lubię, gdy wokół mnie ładnie pachnie. - wyjaśniłam.
- To nietypowe zainteresowanie, jak na medyczkę. - stwierdził, marszcząc brwi.
Zaskoczył mnie tą wypowiedzią, głownie z jednego prostego powodu, którego nie omieszkałam natychmiast mu wyłożyć:
- Nie jestem medyczką.
Wyglądało na to, że teraz to ja go zaskoczyłam.
- Nie jesteś? - spytał. - Przecież jeszcze dziś mówiłaś, że jesteś.
- Mówiłam? - prędko odbiegłam pamięcią do wcześniejszych wydarzeń, ale przypomniało mi się głównie zbywanie basiora potakiwaniem. Możliwe, że przy okazji palnęłam jakąś głupotę. - Cóż, nie powinieneś brać do siebie tego, co mówię. Przynajmniej przez większość czasu. Mam tendencję do chodzenia z głową w chmurach, potykając się o rzeczywistość. Jestem szamanką. Chronię watahę przed duchami, demonami, ożywieńcami i innym temu podobnym nadprzyrodzonym tałatajstwem.
Z jakiegoś powodu ta informacja zdawała się nad wyraz go ucieszyć.
- Świetnie się składa. - wykrzyknął. - Widziałem dziś coś bardzo dziwnego, akurat, gdy z tobą rozmawiałem. Myślę, że to może podpadać pod zakres twoich kompetencji.  
Ha! I co ja mówiłam? Bez odpowiedniej ochrony ani rusz! Już im się jakieś paskudztwo zalęgło. Wygląda na to ,że instalowanie kamieni ochronnych musi poczekać. Czas na moje pierwsze, samodzielne zadanie!
- Coś dziwnego, powiadasz? - dopytałam z udawaną nonszalancją. - Pokaż mi, gdzie to widziałeś.
 
<Iwo? Co prawda akurat piszę opo o mojej historii, ale odpisać mogę, co mi szkodzi? :) >
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz