- Ej... słuchaj... czy mógłbyś mi dać trochę... siebie? - zapytałem. Wiedziałem jak to beznadziejnie brzmi. Ale co miałem innego powiedzieć? Duch nastroszył się. Nie miał tylnych łap ani ogona, tylko czarną mgłę, która jak tylko wypowiedziałem ,, dać trochę siebie" rozprzestrzeniała się jak ogon pawia. Czarny jak smoła ogon z mgły który był niby nocą. Oczy zapaliły mu się na czerwono
- Spokojnie... przecież chcemy Ci pomóc.... - On tylko uśmiechnął upiornie i rozpłynął w powietrzu. Przez chwilę nic nie widziałem, tylko czerń przed oczami i smród gnijącego, palącego się ciała. Dopiero po chwili zobaczyłem małą fiolkę z czarną mgłą w środku leżącą na trawie.
***
Teraz już powinno wszystko się poukładać. Ale nie. Mel długo nie było, i zacząłem się o nią martwić. Mieszańce to okropne stworzenia. Założyłem fiolkę na szyi ( oczywiście na jakimś rzemyku ) i poleciałem patrząc, czy gdzieś nie spotkam Mel. Po jakimś czasie zobaczyłem ją pod skałą, na skale... nie wiem. Ale wiedziałem, że jest w niebezpieczeństwie. Mieszańce ją otaczały. Zleciałem szybko na dół wzbijając do góry chmary kurzu i rozpościerając skrzydła tak, że oddzielały waderę od mieszańców. A, czy już mówiłem, że z każdych potworów tylko syreny u nas mówią? Chyba nie... no więc powiem. Umarlaki mamroczą i wrzeszczą. Winegry wydają dziwaczne wrzaski pomieszane z grozą, jakby przerażeniem i piskiem. Mieszańce... no cóż. Wrzask który mrozi krew w żyłach. Przeraźliwy, pełen grozy i przerażenia wrzask, jakby mówiły: Zginiesz w naszych szponach, dopadniemy Cię.
- Iwo.. - zaczęła Mel.
- Z nimi nie da się rozmawiać. - warknąłem. Na odpowiedź usłyszałem wrzask jednego z mieszańców.
- Co? Czujesz we mnie pokrewną duszę? - uśmiechnąłem się wrednie. - To cię rozczaruję. Już nie jestem jednym z was. - Uderzyłem łapami w ziemię. W górę wyleciał ze mnie jakiś duch.... o kształcie mieszańca i stanął przede mną. Potwory się cofnęły.
- No, a teraz proszę kiełek - Uśmiechnąłem się wrednie.
***
- Co TO było? - zapytała Mel gdy szliśmy ( a raczej ja leciałem, ona szła ) do jej jaskini robić ten eliksir.
- ,, TO" czyli....
- No... powiedziałeś, że nie jesteś jednym z ...
- Tak powiedziałem. Ale teraz tego nie mówię.
- Ale...
- Koniec tematu. - powiedziałem i trochę ją wyprzedziłem. Oj... nie lubiłem na ten temat gadać. [ chcesz se poczytać? Wejdź na PW ,, Opowiadania"] Niektórzy mnie wkurzają. To mnie też wkurza. Paplanina? Owszem. W końcu doszliśmy ( ja doleciałem ) do jaskini wadery. Dałem Mel rzemyk z czarną mgłą
- Dobra. Rób co masz robić.
- Chwila, a ty mi nie pomożesz?
- Będę Ci tylko przeszkadzał. - powiedziałem. - A poza tym, masz księgę, i wszystkie składniki. - Popatrzyłem z ukosa na zakrwawiony kieł - Tylko uważaj na to, byś się niem nie zraniła, bo sama będziesz mieszańcem. - Wadera chyba jeszcze coś chciała powiedzieć ale ja zawołałem - Do zobaczenia! - I poleciałem w stronę wodospadu dusz. Każdy wilk należący do tej watahy, miał tam cząstkę swojej duszy. Nie za bardzo mi się podobało tutaj przychodzić, od śmierci Blade, ale i tak lubiłem to miejsce. Jeden z białych płomyków przesunął się po wodzie i rozwiał się w powietrzu. Na gałęzi usiadł czarny ptak
Poznałem tą rasę. Higerogi to czyste dusze. Czemu czyste, skoro są czarne? To może i czyste duchy, ale są cieniem... Wiem. To trochę pogmatmane. Ptak podleciał do wody i się trochę napił ( nie wypił dusz, tylko wodę ) i zmienił się z czarnego, na białego. Zaświergotał jakąś melodyjkę i odleciał.
- Iwo! - usłyszałem głos Mel. Odwróciłem się, i zobaczyłem waderę biegnącą w moją stronę z jakąś fiolką z płynem, koloru ciemnego fioletu w pysku.
- O, skończyłaś? Czemu jeszcze tego nie wypiłaś?
- Nie jestem pewna, czy to bezpieczne. - powiedziała siadając,
- Raczej, że bezpieczne.
- A piłeś to już kiedyś?
- Nie.
- No właśnie. - to mówiąc wyciągnęła ze swojej torby jakieś zioła i eliksiry, po czym ustawiła przed sobą.
- Po co to? - zapytałem
- Na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co może się stać.
< Mel? Coś mnie wzięło >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz