10.03.2017

Od Iwona do Melpomei

Ech.... przecież ona nie widziała tego czegoś ale ok. Zaprowadziłem ją do drzew.
- To tu. - mruknąłem bez entuzjazmu. Wadera po chwili zaczęła robić jakieś dziwne rzeczy. Obchodziła, coś kopała. A ja patrzyłem na to z kwaśną miną.
- To dziwne... nic tu nie czuję. - powiedziała zaniepokojona.
- Nowość. - mruknąłem i zacząłem głośno myśleć. - To mogła być jakaś nowa postać winegr albo mieszańców. Syreny nie poruszają się po lądzie więc...
-... zaraz. - wadera weszła mi w słowo - Mieszańce? Winegry?
- Takie stwory mieszkające na TYCH terenach i wymyślone przez NASZE wilki. Raz nawet zmieniłem się w mieszańca... oczywiście nie specjalnie...
- Byłeś potworem!?
- To długa historia. - mruknąłem.
- Aha.... - poczułem znajomy zapach. Zacząłem iść w stronę zapachu.
- Ej! A ty gdzie? - zapytała wadera i pobiegła za mną

***

W końcu dotarłem tam, gdzie chciałem.
- Góry. - Mruknąłem. - Ponure co? - zaśmiałem się. Mel wyglądała na zdziwioną.
- Będę potrzebowała więcej kamieni... - mruknęła
- Po co Ci kamienie? - zapytałem. -Przecież tutaj masz całą masę! Bier!
- Mi chodzi o takie, co będą otaczać watahę, żeby nie było tu wrogów.
- Co? - zaśmiałem się. - Ta wataha ma wrogów od paru wieków i to BARDZO potężnych. Enkonus, pierwszy założyciel watahy, kiedy ta była pod inna nazwą wypowiedział wojnę smokom z gór śmierci, innym razem, inny dowódca tak samo zrobił z olbrzymami skalnymi. Oj, bariery wytrzymają bardzo krótko. Może parę sekund. - Zobaczyłem minę wadery - Nie żebym podważał twoje moce... nie.
- Rozumiem. - mruknęła zdegustowana.
- Ech.. no dobra, pokarzę Ci coś. - powiedziałem i wzniosłem się w powietrze.
- Ej! A ty gdzie?! - zawołała za mną wadera. Zanurkowałem i chwyciłem ją w pasie po czym leciałem dalej.
- Odbiło Ci?! - wrzasnęła. Uśmiechnąłem się
- Nie. Miałem Ci coś pokazać. - Po chwili wylądowaliśmy na granicy watahy. Dalej... jak się spodziewałem rozciągała się równina... czarna, spalona i oblana krwią, która nigdy nie wietrzeje.
- O matko... - mruknęła Mel
- To tereny winegr. Wyciągnij łapę... znaczy... stać na tamtej ziemi.  - wadera popatrzyła na mnie jak na wariata
- Odbiło ci? ta ziemia jest skażona!
- Wiedziałem, że się nie zgodzisz. - mruknąłem. Po czym wyciągnąłem łapę.
- Nie! - wrzasnęła wadera, ale moja łapa odbiła się od twardej powłoki. Mel była zbyt zszokowana, by cokolwiek powiedzieć.
- Nasze tereny są ogrodzone specjalnymi zasłonami. Potwory nie mogą przez nią przejść. Stworzyli ją 3 wielcy magowie, którzy umarli wieki temu, ale nawet ona nie jest w stanie utrzymać czegoś wielkiego. To co widziałem, to coś ze środka. Nie mogło przejść przez barierę bo ona by pękła, jeśli było by to coś potężnego.
- Rozumiem. - powiedziała
- A teraz, droga powrotna. - jak tylko to powiedziałem wadera zrobiła się jakby zielona ( nie było tego widać pod futrem )
- Ja... ja chyba pójdę na nogach, przez góry.
- Jak sobie chcesz. - mruknąłem.

< Mel? Wena mi dopisuje >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz