26.03.2017

Od Melpomeny cd. Iwo

Krew feniksa, ząb mieszańca... Cholera.
Przechadzałam się po terenach watahy. Muszę coś z tym zrobić. Ta nieszczęsna mieszanka... I jeszcze cząstka tego, kogo chcę zobaczyć! Co to za pomysł? Kto pisał tę recepturę? Jeśli chcę kogoś zobaczyć, muszę mieć jego cząstkę, a żeby zdobyć jego cząstkę, muszę go widzieć! Ot, paradoks...
Krew feniksa... Czy ktoś w watasze ma feniksa? Muszę popytać... Jeśli nie, to czeka mnie dłuższa podróż w poszukiwaniu jednego z tych zwierząt, albo kogoś, kto handluje magicznymi substancjami. Do zrobienia, ale skomplikowane.
Trochę łatwiej powinno być z kłem mieszańca. Podobno żyły na naszych terenach. Jeszcze dziś wyruszam. Zabiorę ze sobą Khoshekha. Podczas takiej ekspedycji z całą pewnością przyda się towarzystwo czarodziejskiego stworzenia.
Najtrudniej, z oczywistych powodów, będzie z cząstką tego, kogo chcę zobaczyć. Po chwili zastanowienia, postanowiłam zlecić to zadanie Iwo. W końcu widział już raz tego całego Enaworstosa, więc powinien być zdolny się z nim skontaktować, gdy pojawi się w zasięgu wzroku.
 Ruszyłam w stronę jego jaskini. Nagle zobaczyłam jego uskrzydloną sylwetkę. Pędził w moim kierunku. Widocznie oboje wyruszyliśmy mniej - więcej w tym samym kierunku z naszych jaskiń, by spotkać się w środku.
- Mel! - wykrzyknął basior. Na Bora i Jeża, po co się tak wydzierał?
- Hej, Iwo! - odparłam wesoło. - słuchaj, dobrze, że jesteś. Mam pewną prośbę...
- Mel, później! - powiedział, nadal podniesionym głosem. Zauważyłam wtedy zjeżoną sierść na karku i zmniejszone źrenice. Basior musiał być niewiarygodnie zaaferowany. - Muszę ci coś pokazać.
************************************************************************************************
- Sprawa jest poważna. - orzekłam, obejrzawszy krwawe pobojowisko w jaskini Iwo i wysłuchawszy rzeczowej relacji. - Dotąd wydawało nam się, że ta istota jest niegroźna, ale jeśli w ten sposób daje o sobie znać, to możemy być w kłopotach. Nie wiemy, kiedy posunie się do krzywdzenia innych wilków z watahy.
- Co sugerujesz? - spytał basior. Nie wyglądał na spanikowanego - raczej gotowego do natychmiastowego działania. Muszę przyznać, zaimponował mi tym.
- Po pierwsze, musimy podjąć kroki celem ochrony pozostałych członków. Lia musi wydać stosowny komunikat. Niech wszystkie wilki rozsypią u progów swoich jaskiń sól. Wtedy Enawortos nie będzie w stanie ich przekroczyć. Zajmiesz się tym?
Basior wyglądał na nieprzekonanego.
- No, nie wiem, Mela... oświadczył z wahaniem. - Wilki wolności mają naturalny dar ignorowania zasad. To nasz przywilej. Uwierz, znam się na tym. Nie sądzę, żeby twoje tradycyjne zasady "Co mogą, a czego nie mogą duchy" odnosiły się do niego.
- Ten żywioł mu skradziono i właśnie w tym problem, a lepiej być zabezpieczonym, niż nie być. - odparłam, lekceważąco machając łapą, po czym kontynuowałam wywód. - Po drugie, muszę dokończyć eliksir. Myślę, że dam sobie radę z pozostałymi składnikami, ale musisz mi pomóc zdobyć część naszego przyjaciela. Jeśli ci gdzieś mignie, po prostu go o to poproś. A jeśli będzie agresywny...- pogrzebałam w torbie i wyciągnęłam z niej maleńki, złoty dzwoneczek, ozdobiony kolorowym piórami. - zadzwoń tym. Wydaje dźwięk wyczuwalny w spektrum paranormalnym. Powinien go odstraszyć, ale nie będzie miał wpływu na ciebie, ani nikogo dookoła.
- Czyli mamy rozdzielone obowiązki? - upewnił się. - Ja dowodzę ochroną własną watahy i szukam nieboszczyka, a ty kończysz napój?
- Dokładnie. - potwierdziłam, po czym spojrzałam mu jeszcze raz w oczy. - Słuchaj, Iwo, będę szczera: to pierwsza sprawa, którą prowadzę sama i nie chciałabym tego schrzanić. Mogę ci ufać w tym temacie?
- Ej, spokojnie. - odpowiedział, uśmiechając się zawadiacko. - Nie zawiodę.
- Wspaniale! - wykrzyknęłam, odwzajemniając uśmiech.
***************************************************************************************************************
Dzięki Wszechmogącej Naturze za Solisa i jego feniksa! Co prawda ani jeden, ani drugi nie odniósł się szczególnie entuzjastycznie do pomysłu upuszczenia odrobiny krwi (chyba sądzili, że potrzebuję jej do jakiegoś wariackiego eksperymentu), ale zgodzili się, gdy wyjaśniłam, że chodzi o dobro watahy. A może ich opór ostatecznie złamała ta część wywodu, w której groziłam im inwazją demonów? Ciężko stwierdzić.
Tak, czy inaczej, miałam krew feniksa. Całe szczęście, bo zaczęłam już rozważać wysłanie Khoshekha w roli posłańca do któregoś z poznanych przeze mnie poprzednio ýszamanów, z prośbą o pomoc.
Wsunęłam fiolkę wypełnioną gęstym, leniwie przelewającym się płynem w głębinę miękko wyściełanej, skórzanej torby. Nawet przez grube szkło czułam bijące od płynu gorąco. Teraz został mi już tylko kieł mieszańca. Uśmiechnęłam się, nie mogąc się doczekać końca. Ufałam Iwo w kwestii ostatniego składnika, a jak trudne może być zdobycie kła mieszańca?
*************************************
Notka do samej siebie: Zapamiętać - zdobycie kła mieszańca MOŻE być trudne.
Szczerze mówiąc, mieszańce wydawały mi się najbardziej cywilizowanymi potworami. Syreny, umarlaki, czy winegry - w każdym z tych przypadków dało się od razu odczuć, że nie potraktują mnie jak partnera do inteligentnej dyskusji. Ale mieszańce? Niektóre wilki w naszej watasze były do nich podobne! Myślałam... Na wszelkie świętości, co ja właściwie myślałam?  Że się z nimi dogadam?! Ha! Próżne nadzieje. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero,  gdy stałam już pod skalna ścianą,  a potwory podchodziły coraz bliżej, wyglądając przy tym bardzo jak zwykłe, spragnione krwi bestie, z którymi na pewno nie da się paktować. Ależ byłam głupia! Mam nadzieję, że znajdą moje zwłoki. Wtedy pewnie Yuko zasugeruje  spalenie ich na stosie. Ta myśl jakoś nie dodawała mi otuchy.
Miałam się właśnie zacząć zastanawiać, jak właściwie wybrnąć z tej sytuacji - myśl, Mela, myśl , przecieże przygotowywałaś się do tego całe życie! - gdy nagle między mną a mieszkańcami wylądował znajomy skrzydlaty basior. . .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz