31.03.2017

Od Solisa CD Cheeky

Staliśmy przy wodospadzie i rozmawialiśmy.
- No więc... jakimi władasz żywiołami? - spytałem.
- Ogniem, bólem, miłością i wolnością. A ty?
- Blaskiem, życiem i nadzieją. Jakie masz stanowisko?
- Zabójca, a ty?
- Wojownik.
- Masz jakiegoś towarzysza? Ja mam feniksa Blue Gold.
- Masz feniksa? Ja też! Mój nazywa się Płomyk.
Zapanowała cisza. Nie miałem pomysłu o czym jeszcze moglibyśmy porozmawiać... Wpadłem na pomysł.
- Ej, ta wataha ma OGROMNE tereny. Idziemy na spacer? - zaproponowałem.
- Okej, to gdzie idziemy?
- Hm... może nad Aneksę albo możemy polecieć do Krainy Powietrza.
- Em... polecieć? Przecież nie masz skrzydeł...
- Potrafię przemienić się w skrzydlatego wilka.
- Aha... - wadera się zamyśliła.- To może polećmy najpierw do Krainy Powietrza, a później możemy polecieć nad Aneksę.
- Dobry pomysł.
Zamieniłem się w skrzydlatego wilka i polecieliśmy w stronę Krainy Powietrza.
Po jakimś czasie już nad nią przelatywaliśmy.
- Wow. - powiedziała wadera na widok Krainy.
Wszędzie były jakieś wzniesienia, raz niższe, raz wyższe. Na niektórych były wyrzeźbione jakieś twarze. To było trochę straszne... Wzniesienia pokrywały gęste lasy. To wszystko wyglądało tak magicznie i tajemniczo.
- Zatrzymujemy się na którejś z tych gór czy lecimy nad Aneksę? - spytałem.
- Lećmy nad Aneksę, Słyszałam, że to najdłuższa rzeka w tej watasze. Ciekawe jak jest długa...

***

Byliśmy już nad rzeką. Przemieniłem się w moją zwykłą postać.
Nagle wpadłem na GENIALNY pomysł.
- Ej, co to jest? Tam, po drugiej stronie rzeki.
Kiedy wadera odwróciła głowę w tamtą stronę, wepchnąłem ją do wody. Uwielbiam robić psikusy innym wilkom!
- Jak woda, ciepła? - spytałem śmiejąc się.
Wadera spojrzała na mnie spode łba.
Wyciągnąłem do niej łapę, żeby pomóc jej wyjść z wody.

<Cheeky?>

Od Iwona C.D Melpomenei

Tak.... ja w stosunku do Mel miałem więcej szczęścia. Krew feniksa? Ok. Kieł mieszańca? No cóż.... dla mnie przedtem ok. Teraz? Nie ok. Oj... długo by opowiadać. No, ale trochę odbiegam od rzeczy. Na czym to ona skończyła..... na tym, jak zaatakowały ją mieszańce. A gdzie ją po raz ostatni spotkałem? Jak mi dała jakieś dzwoneczki. Ok. No więc nie musiałem w cale szukać tego niezrównoważonego psychicznie ducha. On sam mnie znalazł. Stał przy drzewach. Podszedłem do niego na 5 metrów i powiedziałem.
- Ej... słuchaj... czy mógłbyś mi dać trochę... siebie?  - zapytałem. Wiedziałem jak to beznadziejnie brzmi. Ale co miałem innego powiedzieć? Duch nastroszył się. Nie miał tylnych łap ani ogona, tylko czarną mgłę, która jak tylko wypowiedziałem ,, dać trochę siebie" rozprzestrzeniała się jak ogon pawia. Czarny jak smoła ogon z mgły który był niby nocą. Oczy zapaliły mu się na czerwono
- Spokojnie... przecież chcemy Ci pomóc.... - On tylko uśmiechnął upiornie i rozpłynął w powietrzu. Przez chwilę nic nie widziałem, tylko czerń przed oczami i smród gnijącego, palącego się ciała. Dopiero po chwili zobaczyłem małą fiolkę z czarną mgłą w środku leżącą na trawie.

***

Teraz już powinno wszystko się poukładać. Ale nie. Mel długo nie było, i zacząłem się o nią martwić. Mieszańce to okropne stworzenia. Założyłem fiolkę na szyi ( oczywiście na jakimś rzemyku ) i poleciałem patrząc, czy gdzieś nie spotkam Mel. Po jakimś czasie zobaczyłem ją pod skałą, na skale... nie wiem. Ale wiedziałem, że jest w niebezpieczeństwie. Mieszańce ją otaczały. Zleciałem szybko na dół wzbijając do góry chmary kurzu i rozpościerając skrzydła tak, że oddzielały waderę od mieszańców. A, czy już mówiłem, że z każdych potworów tylko syreny u nas mówią? Chyba nie... no więc powiem. Umarlaki mamroczą i wrzeszczą. Winegry wydają dziwaczne wrzaski pomieszane z grozą, jakby przerażeniem i piskiem. Mieszańce... no cóż. Wrzask który mrozi krew w żyłach. Przeraźliwy, pełen grozy i przerażenia wrzask, jakby mówiły: Zginiesz w naszych szponach, dopadniemy Cię. 
- Iwo.. - zaczęła Mel.
- Z nimi nie da się rozmawiać. - warknąłem. Na odpowiedź usłyszałem wrzask jednego z mieszańców. 
- Co? Czujesz we mnie pokrewną duszę? - uśmiechnąłem się wrednie. - To cię rozczaruję. Już nie jestem jednym z was. - Uderzyłem łapami w ziemię. W górę wyleciał ze mnie jakiś duch.... o kształcie mieszańca i stanął przede mną. Potwory się cofnęły.
- No, a teraz proszę kiełek - Uśmiechnąłem się wrednie.

***

- Co TO było? - zapytała Mel gdy szliśmy ( a raczej ja leciałem, ona szła ) do jej jaskini robić ten eliksir. 
- ,, TO" czyli....
- No... powiedziałeś, że nie jesteś jednym z ...
- Tak powiedziałem. Ale teraz tego nie mówię. 
- Ale...
- Koniec tematu. - powiedziałem i trochę ją wyprzedziłem. Oj... nie lubiłem na ten temat gadać. [ chcesz se poczytać? Wejdź na PW ,, Opowiadania"] Niektórzy mnie wkurzają. To mnie też wkurza. Paplanina? Owszem. W końcu doszliśmy ( ja doleciałem ) do jaskini wadery. Dałem Mel rzemyk z czarną mgłą
- Dobra. Rób co masz robić. 
- Chwila, a ty mi nie pomożesz?
- Będę Ci tylko przeszkadzał. - powiedziałem. - A poza tym, masz księgę, i wszystkie składniki. - Popatrzyłem z ukosa na zakrwawiony kieł - Tylko uważaj na to, byś się niem nie zraniła, bo sama będziesz mieszańcem. - Wadera chyba jeszcze coś chciała powiedzieć ale ja zawołałem - Do zobaczenia! - I poleciałem w stronę wodospadu dusz. Każdy wilk należący do tej watahy, miał tam cząstkę swojej duszy. Nie za bardzo mi się podobało tutaj przychodzić, od śmierci Blade, ale i tak lubiłem to miejsce. Jeden z białych płomyków przesunął się po wodzie i rozwiał się w powietrzu. Na gałęzi usiadł czarny ptak
Poznałem tą rasę. Higerogi to czyste dusze. Czemu czyste, skoro są czarne? To może i czyste duchy, ale są cieniem... Wiem. To trochę pogmatmane. Ptak podleciał do wody i się trochę napił ( nie wypił dusz, tylko wodę ) i zmienił się z czarnego, na białego. Zaświergotał jakąś melodyjkę i odleciał. 
- Iwo! - usłyszałem głos Mel. Odwróciłem się, i zobaczyłem waderę biegnącą w moją stronę z jakąś fiolką z płynem, koloru ciemnego fioletu w pysku. 
- O, skończyłaś? Czemu jeszcze tego nie wypiłaś?
- Nie jestem pewna, czy to bezpieczne. - powiedziała siadając,
- Raczej, że bezpieczne. 
- A piłeś to już kiedyś?
- Nie.
- No właśnie. - to mówiąc wyciągnęła ze swojej torby jakieś zioła i eliksiry, po czym ustawiła przed sobą.
- Po co to? - zapytałem
- Na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co może się stać. 

< Mel? Coś mnie wzięło >

29.03.2017

Nowa wadera! Judy


Właściciel: Karia
Imię: Judy
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Życie, Śmierć, Nadzieja
Stanowisko: Sprzedawca w sklepiku
Cechy fizyczne: Zwinna i szybka. 
Cechy charakteru: No więc tak. Judy jest... trochę dziwna, jak widać na zdjęciu profilowym. Sprawy damsko-męskie? Jeżeli będziesz wierny, to i ona się zmieni. Jeśli natomiast ją zostawisz dla innej... no cóż. Może Ci obiecać, że Cię zniszczy. Psychicznie, jak i fizycznie, albo popadnie w rozpacz ( na 99% to pierwsze ) Kocha toksyny i jest psychiczna. Potrafi być słodka, jeśli chodzi o pewne sprawy, ale i stanowcza. Lubi czyjś ból. Zgryzie bez wahania i nie myśl, że pozwoli Ci na obrazę. Nie zabije od razu... woli się "pobawić" swoją zdobyczą. Nie potrzebuje jedzenia aż... no nie wiem... z 2 tygodnie? Woda jest jej potrzebna przynajmniej raz na tydzień. Jeśli zbyt długo wpatrujesz się w jej oczy... może Ci się zrobić nie dobrze. Jest lojalna i nigdy nie zdradzi tego, z kim się zaprzyjaźni, ale jeśli już... trza czekać z jakieś 8 miesięcy.
Cechy szczególne: Och.... w pewnym sensie brak współczucia.
Lubi: Ból, jeśli ktoś się nie poddaje
Nie lubi: Nudy, zdrady
Boi się:.... zdrady
Moce: Dodawanie komuś swojej odwagi, Zmienianie się w toksyczną chmurę, przez co może kogoś zabić, udusić czy coś...., oddawanie komuś sił życiowych, lub odbieranie. 
Historia: Gdy była mała, schwytały ją takie małe, wredne stwory. Przez 1 rok i 4 miesiące pracowała jako taka zabawka. Gdy nadarzyła się okazja... uciekła. Jak to się stało? Te stwory były zbyt zajęte upijaniem siebie na wzajem. No i pobiegła. Przez przypadek trafiła do innego wymiaru. Zaplątując się w kolczaste druty i wpadając do toksyn... czuła nie tyle co pieczenie i ból, ale swędzenie pomieszane z łaskotkami. Tam o dziwo dostała medalion od takiego dziwnego srebrnego wilka. Nowe moce połączone z toksynami... nie za dobrze. Okazało się też, że może w nich oddychać. Gdy wyszła, przez 4 miesiące włóczyła się po wymiarach, które nie wiedząc czemu ciągle się przed nią otwierały. W końcu trafiła tutaj... i nie miała za ciepłego powitania :S
Zauroczenie: Oj... jeśli do tego dojdzie, bedzie cud.
Głos: Link
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Coins: 0
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: abc
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op:
Dodatkowe informacje: Ma dziwny dar do otwierania portali na inne wymiary
Umiejętności:\
Siła: 50
Zręczność: 50
Wiedza: 100
Spryt: 150
Zwinność: 150
Szybkość: 100
Mana: 200


27.03.2017

Nowy towarzysz cz.1: Jajo - Mel

- Mel! Mela! Melpomena, szamanka Watahy Mrocznych Skrzydeł!!! Słyszysz, co do ciebie mówię?
Lekko zdezorientowana, odwróciłam się w kierunku źródła namolnego głosu, który wyrwał mnie z mojego własnego, wewnętrznego świata. Mój wzrok natychmiast natrafił na Lię, której fioletowa aura władzy automatycznie przyciągała uwagę, nawet, gdy nie była bezpośrednio widoczna.
- Tak, Lia? - spytałam nerwowo. Lia była alphą, co oznaczało, że nie miała za wiele czasu na przyjacielskie pogaduszki. Skoro chciała ze mna rozmawiać, to sprawa musiała być naprawdę poważna. - Co się stało? Czy wszyscy przeżyli?
Zatrzymała się, unosząc brew w zdezorientowaniu, po czym nagle wybuchnęła śmiechem. Teraz to ja byłam zdziwiona. Słyszałam już coś o sadyzmie, ale doprawdy...
- Nie, nie... - usiłowała mnie tym czasem uspokoić wadera, dusząc się ze śmiechu. - Nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi.
- Jesteś pewna? - upewniłam się.
- Tak, tak, chodzi o coś zupełnie innego. - wyjaśniła.
- To po co mnie straszysz... - mruknęłam pod nosem.
- Mam ci coś do przekazania. Pamiętasz ten mały konkursik, tak ze dwa dni temu?
Zmarszczyłam brwi. Ostatnio działo się tyle, że mogłam zapomnieć, co właściwie działo się dwa dni temu. Tak, bo bliższym zastanowieniu się, coś tam było...
- I co w związku z nim?
- Zajęłaś drugie miejsce! Muszę wręczyć ci nagrodę!
- Czy przypadkiem nie było tylko trzech miejsc do zajęcia? - spytałam podejrzliwie. Nie, żebym miała jakiś problem z otrzymywaniem nagród, ale wzięcie pod uwagę tego maleńkiego szczegółu pomogłoby chyba ustawić moje osiągnięcia we właściwej perspektywie.
- Nieistotne! - odparła wadera wesoło, wręczając mi maleńką, poręczną, ściśle obwiązaną rzemykiem sakiewkę. - Nie, nie otwieraj tego tutaj!  wrzasnęła panicznie, gdy spróbowałam rozplątać węzeł. - To proszek oślepiający. Myślę, że może ci się przydać. Masz tu porcje, które powinny wystarczyć akurat na jedenaście użyć.
- Dzięki. - mruknęłam bez specjalnego entuzjazmu, choć muszę przyznać, że doceniałam podarunek - szczególnie po ostatnich przeżyciach z mieszańcami. - To bardzo miłe.
- I jeszcze jedno...- Lia zdawała się nagle dość zdenerwowana. Pocierała nerwowo łapy i odgarniała włosy za ucho.
- O co chodzi? - spytałam czujnie.
Wadera nie odpowiedziała, tylko popchnęła w moją stronę obły, złoty przedmiot, opleciony ozdobną siateczką pulsujących żyłek.
- Co to jest?
Trąciłam przedmiot nosem. Dziwnie pachniał - trochę, jak palone wapno, zmieszane z odrobią krwi. Ciężko mi było to opisać.
- Emm... Mel... - Lia nie chciała spojrzeć mi w oczy. - To jest jajo.
Zmarszczyłam brwi.
- Jajo? Mam z niego zrobić jajecznicę? Będzie miała jakiś szczególny wpływ na mój organizm?
- Nie do końca. - chyba zaszokowała ją nieco moja interpretacja podarunku. - To magiczne jajo. Zapłodnione.
Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce i nie do końca spodobał mi się obraz, jaki się z nich wyłaniał.
- To będzie towarzysz? - aż usiadłam z wrażenia. - Ojapierdziu... Naprawdę nie było komu innemu tego wcisnąć?
- Nie podoba ci się?
Pokręciłam głową.
- Nie... Ależ skąd... - wykrztusiłam. - Mam tylko nadzieję, że to będzie coś małego...
*******************************************************************************************************
Gdy dumnie wmaszerowałam do jaskini, tocząc po ziemi ogromne, złote jajo, z półki skalnej, gdzie nie docierał blask wszechobecnych świec zeskoczył Khoshekh. Oblizał się łakomie, wpatrzony w skorupę. Widoczne miał nadzieję na apetyczny posiłek.
- Nie zaśliń się, kolego. - rzuciłam zjadliwie. - To nie jest żarcie, tylko nowy mieszkaniec naszej jaskini.
Przekrzywił głowę w geście ciekawości. To było do niego podobne - porozumiewać się za pomocą pantomimy, jakby zapomniał w gębie tego swojego błękitnego, świecącego języka.
- Lia nam to dała. Za kilka dni powinno się z tego wykluć... coś.
Przybrał pełną zdegustowania minę i znacząco wypluł kłębek połyskującej fioletem sierści. Nie mogłam go winić.
Usiadłam, nakrywając łeb łapami i zastanawiając się, w co ja się właściwie pakuję.
- Okej, Khoshekh, pomożesz mi zbudować temu czemuś gniazdo. I nie próbuj się wymigać! - dodałam, widząc wyraz niezadowolenia na jego pyszczku. - Albo będziesz dziś nocował na zewnątrz.
Prawda i tak jest taka, że będzie nocował, gdzie mu się żywnie spodoba, ale chyba zrozumiał, że wyjątkowo lepiej się ze mną nie kłócić, bo zniknął, tylko po to, by po chwili pojawić się z maleńką gałązką, pokrytą wrażliwymi,ledwo co rozwiniętymi pączkami.
*******************************************************************************************************************
Rozejrzałam się po jednym z pomieszczeń mojej jaskini, zaadaptowanym na pokój nowego towarzystwa. W centrum znajdowało się prowizoryczne gniazdo, sklecone z badyli, suchych traw, śmierdzących ziół z moich zbiorów, oraz piór okazyjnie gubionych przez przelatujące ptaki - chociaż co do tych ostatnich, to nie miałam pewności, skąd Khoshekh je wziął. Całkiem możliwe, że gdybym poszukała w okolicznych zaroślach, znalazłabym kilka oskubanych, ptasich kadłubków.
Dookoła sytuacja nie miała się wiele lepiej. Nie miałam bladego pojęcia, jak urządza się pomieszczenia szczenięce - nigdy w życiu nie planowałam mieć potomstwa. Orientowałam się jednak coś tam, że maluchy lubią jasne, pastelowe kolory. Tak więc pomieszczenie zostało oświetlone świecami z perłowobiałego wosku - umieszczonymi odpowiednio wysoko, aby nowowyklute stworzenie ich nie zniszczyło ( i może, żeby się nie oparzyło, ale to kwestia drugorzędna ) - oraz udekorowane gałązkami wiśni, zaklętymi tak, aby kwitnąć cały rok. Miałam nadzieje, że mój przyszły towarzysz to doceni, bo trudno wykonać wiecznie żywą roślinę, a ja zużyłam cały swój zapas.  We wnękę skalną wstawiłam zgrabnie zamaskowane kadzidełko z kojącym, melisowym wkładem. Ha! Melisa pali melisę. Hazaki byłaby zachwycona.
Złożona, skomplikowana siateczka żyłek na jajku pulsowała lekko i miałam dziwaczne wrażenie, że z każdym skurczem robi się ono odrobinkę większe. Modliłam się cichutko, aby nie wykluło się z niego jakieś ogromne bydle. Biorąc pod uwagę jego rozmiar (a przecież wciąż rośnie!) pewnie nie miałam co na to liczyć, ale nadzieję można mieć. Wciąż delikatnie łudziłam się, że może to tylko gruba skorupa, spod której wkrótce wyjrzy coś maleńkiego, poręcznego, coś , co będzie można nosić na grzbiecie i trzymać w skalnej szczelinie.
Widzicie, dzieci, tak właśnie niszczy się sobie plany na życie. Miałam mniej - więcej pomysł, jak to wszystko ma wyglądać, tym czasem okazało się, że wszelkie moje wyobrażenia już niedługo legną w gruzach, roztrzaskane wraz z roztrzaskaną wapienną powierzchnią jaja.
Nie ma co, wesoło jest.

Od Ifus do Hakiro

Nora wyglądała jak... nora. Zwykła, w ziemi. Bez większych artykułów specjalnych. Tak też myślałam, do puki nie weszłam dalej. Hakiro stał nad norą, a ja w niej zobaczyłam coś dziwnego. Świat wywrócił się w mojej głowie o 180 stopni i po chwili... byłam tam gdzie wcześniej... to znaczy.. nie dokładnie tam. Jakbym... cofnęła się w czasie. Nie... to nie było cofnięcie. Wszystko było takie jak wcześniej. Drzewa tej samej wielkości i tp. tylko, że zapach był jakiś inny. Zawołałam na basiora. Wlazł tutaj za mną i zmarszczył brwi.
- No, to gdzie jesteśmy? - zapytał
- Tam gdzie wcześniej... - mruknęłam w zamyśleniu.
- Em... nie. Światłocień jest inny. - Hakiro miał rację. Była inna pora dnia.
- No to jesteśmy w jakiejś innej kuli czasoprzestrzennej, albo w innym, równoległym wymiarze
- możliwe. - przytaknął. Miałam ochotę coś zbadać ale z dziury ( w której niby byłam ) dobiegł mnie znajomy głos
- IFUS?! Gdzie ty jesteś? To nie jest zabawne!
- Dobra chodź. - powiedziałam do Hakiro - Bo się jeszcze wkurzy.
- Kto?
- Zobaczysz. - wyszłam z nory w której niby byłam i zobaczyłam Hestię stojącom parę metrów dalej, i wąchającą drzewo, opierając się o nie dwoma łapami.
- No nareszcie! - zawołała kiedy mnie dostrzegła. Na widok mojego tymczasowego towarzysza podróży zareagowała nieco inaczej.
- O, Hej Kim jesteś?
- Cześć. Hakiro jestem
- Hestia. - powiedziała miło po czym zwróciła się do mnie - Katrin was woła.
- Pora jedzenia? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie. - mruknęła. Od razu przygasłam - chce nam kogoś przedstawić.
- Super. Kiedy?
- teraz
- I my musimy iść?
- Owszem. - popatrzyłam spode łba na Hakiro, który był zbyt zbity z tropu, by co cokolwiek powiedzieć, i gapił się na skrzydła Hestii
- Dobra, chodź. - powiedziałam do basiora i poszliśmy do jaskiń dla szczeniaków. Nie mogłam się na niczym skupić. Ciągle myślałam o norze i świecie, który był bardzo dziwny.

< Hakiro? Chce Ci się pisać? >

Kto nie pisze opowiadań, i nie może w nich na razie występować?

Jak już niektórzy wiedzą... ( albo nie ) zaczęłam pisać 2 część PW czyli Pierścienia Wolności. Wciągnęło 5 wilków
1. Lia
2. Luna
3. Kagekao
4. Leon
5. Kors

Tych wilków... no cóż. Nie ma na razie w watasze, więc nie mogą występować w opowiadaniach, ani ich pisać ( chyba, ze odpisywać na PW ) Więc w pewnym sensie są zwolnieni z obowiązków.
Mam nadzieję, że przekaz został przejęty. Miłego dnia!


~Lia

26.03.2017

Od Cheeky do Solisa

Jak na razie poznałam tylko Blue... Wydawał się być miły, ale jakoś po naszym spotkaniu wcale go nie widziałam. Może się mnie zraził? To było by okropne tak poznać całkiem fajnego basiora i zrazić go do siebie. Szłam tak i myślałam o całym tym zdarzeniu, że nie zauważyłam drugiego basiora, na którego wpadłam.
-Oj sorki, zagapiłam się - powiedziałam
-Nic nie szkodzi - odpowiedział basior - Jestem Solis, a ty?
-Cheeky. Miło mi cię poznać - rzekłam
-Całkiem fajna ta wadera - pomyślał Solis
-Polubiłam tego basiora - pomyślałam
Szliśmy do wodospadu, a po drodze bardzo dużo rozmawialiśmy i coraz bardziej go lubiłam. On też zdawał się mnie lubić.
<Solis? O czym rozmawialiśmy?>

Od Melpomeny cd. Iwo

Krew feniksa, ząb mieszańca... Cholera.
Przechadzałam się po terenach watahy. Muszę coś z tym zrobić. Ta nieszczęsna mieszanka... I jeszcze cząstka tego, kogo chcę zobaczyć! Co to za pomysł? Kto pisał tę recepturę? Jeśli chcę kogoś zobaczyć, muszę mieć jego cząstkę, a żeby zdobyć jego cząstkę, muszę go widzieć! Ot, paradoks...
Krew feniksa... Czy ktoś w watasze ma feniksa? Muszę popytać... Jeśli nie, to czeka mnie dłuższa podr&oacute;ż w poszukiwaniu jednego z tych zwierząt, albo kogoś, kto handluje magicznymi substancjami. Do zrobienia, ale skomplikowane.
Trochę łatwiej powinno być z kłem mieszańca. Podobno żyły na naszych terenach. Jeszcze dziś wyruszam. Zabiorę ze sobą Khoshekha. Podczas takiej ekspedycji z całą pewnością przyda się towarzystwo czarodziejskiego stworzenia.
Najtrudniej, z oczywistych powod&oacute;w, będzie z cząstką tego, kogo chcę zobaczyć. Po chwili zastanowienia, postanowiłam zlecić to zadanie Iwo. W końcu widział już raz tego całego Enaworstosa, więc powinien być zdolny się z nim skontaktować, gdy pojawi się w zasięgu wzroku.
 Ruszyłam w stronę jego jaskini. Nagle zobaczyłam jego uskrzydloną sylwetkę. Pędził w moim kierunku. Widocznie oboje wyruszyliśmy mniej - więcej w tym samym kierunku z naszych jaskiń, by spotkać się w środku.
- Mel! - wykrzyknął basior. Na Bora i Jeża, po co się tak wydzierał?
- Hej, Iwo! - odparłam wesoło. - słuchaj, dobrze, że jesteś. Mam pewną prośbę...
- Mel, p&oacute;źniej! - powiedział, nadal podniesionym głosem. Zauważyłam wtedy zjeżoną sierść na karku i zmniejszone źrenice. Basior musiał być niewiarygodnie zaaferowany. - Muszę ci coś pokazać.
************************************************************************************************
- Sprawa jest poważna. - orzekłam, obejrzawszy krwawe pobojowisko w jaskini Iwo i wysłuchawszy rzeczowej relacji. - Dotąd wydawało nam się, że ta istota jest niegroźna, ale jeśli w ten spos&oacute;b daje o sobie znać, to możemy być w kłopotach. Nie wiemy, kiedy posunie się do krzywdzenia innych wilk&oacute;w z watahy.
- Co sugerujesz? - spytał basior. Nie wyglądał na spanikowanego - raczej gotowego do natychmiastowego działania. Muszę przyznać, zaimponował mi tym.
- Po pierwsze, musimy podjąć kroki celem ochrony pozostałych członk&oacute;w. Lia musi wydać stosowny komunikat. Niech wszystkie wilki rozsypią u prog&oacute;w swoich jaskiń s&oacute;l. Wtedy Enawortos nie będzie w stanie ich przekroczyć. Zajmiesz się tym?
Basior wyglądał na nieprzekonanego.
- No, nie wiem, Mela... oświadczył z wahaniem. - Wilki wolności mają naturalny dar ignorowania zasad. To nasz przywilej. Uwierz, znam się na tym. Nie sądzę, żeby twoje tradycyjne zasady "Co mogą, a czego nie mogą duchy" odnosiły się do niego.
- Ten żywioł mu skradziono i właśnie w tym problem, a lepiej być zabezpieczonym, niż nie być. - odparłam, lekceważąco machając łapą, po czym kontynuowałam wyw&oacute;d. - Po drugie, muszę dokończyć eliksir. Myślę, że dam sobie radę z pozostałymi składnikami, ale musisz mi pom&oacute;c zdobyć część naszego przyjaciela. Jeśli ci gdzieś mignie, po prostu go o to poproś. A jeśli będzie agresywny...- pogrzebałam w torbie i wyciągnęłam z niej maleńki, złoty dzwoneczek, ozdobiony kolorowym pi&oacute;rami. - zadzwoń tym. Wydaje dźwięk wyczuwalny w spektrum paranormalnym. Powinien go odstraszyć, ale nie będzie miał wpływu na ciebie, ani nikogo dookoła.
- Czyli mamy rozdzielone obowiązki? - upewnił się. - Ja dowodzę ochroną własną watahy i szukam nieboszczyka, a ty kończysz nap&oacute;j?
- Dokładnie. - potwierdziłam, po czym spojrzałam mu jeszcze raz w oczy. - Słuchaj, Iwo, będę szczera: to pierwsza sprawa, kt&oacute;rą prowadzę sama i nie chciałabym tego schrzanić. Mogę ci ufać w tym temacie?
- Ej, spokojnie. - odpowiedział, uśmiechając się zawadiacko. - Nie zawiodę.
- Wspaniale! - wykrzyknęłam, odwzajemniając uśmiech.
***************************************************************************************************************
Dzięki Wszechmogącej Naturze za Solisa i jego feniksa! Co prawda ani jeden, ani drugi nie odni&oacute;sł się szczeg&oacute;lnie entuzjastycznie do pomysłu upuszczenia odrobiny krwi (chyba sądzili, że potrzebuję jej do jakiegoś wariackiego eksperymentu), ale zgodzili się, gdy wyjaśniłam, że chodzi o dobro watahy. A może ich op&oacute;r ostatecznie złamała ta część wywodu, w kt&oacute;rej groziłam im inwazją demon&oacute;w? Ciężko stwierdzić.
Tak, czy inaczej, miałam krew feniksa. Całe szczęście, bo zaczęłam już rozważać wysłanie Khoshekha w roli posłańca do kt&oacute;regoś z poznanych przeze mnie poprzednio ýszaman&oacute;w, z prośbą o pomoc.
Wsunęłam fiolkę wypełnioną gęstym, leniwie przelewającym się płynem w głębinę miękko wyściełanej, sk&oacute;rzanej torby. Nawet przez grube szkło czułam bijące od płynu gorąco. Teraz został mi już tylko kieł mieszańca. Uśmiechnęłam się, nie mogąc się doczekać końca. Ufałam Iwo w kwestii ostatniego składnika, a jak trudne może być zdobycie kła mieszańca?
*************************************
Notka do samej siebie: Zapamiętać - zdobycie kła mieszańca MOŻE być trudne.
Szczerze m&oacute;wiąc, mieszańce wydawały mi się najbardziej cywilizowanymi potworami. Syreny, umarlaki, czy winegry - w każdym z tych przypadk&oacute;w dało się od razu odczuć, że nie potraktują mnie jak partnera do inteligentnej dyskusji. Ale mieszańce? Niekt&oacute;re wilki w naszej watasze były do nich podobne! Myślałam... Na wszelkie świętości, co ja właściwie myślałam?  Że się z nimi dogadam?! Ha! Próżne nadzieje. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero,  gdy stałam już pod skalna ścianą,  a potwory podchodziły coraz bliżej, wyglądając przy tym bardzo jak zwykłe, spragnione krwi bestie, z którymi na pewno nie da się paktować. Ależ byłam głupia! Mam nadzieję, że znajdą moje zwłoki. Wtedy pewnie Yuko zasugeruje  spalenie ich na stosie. Ta myśl jakoś nie dodawała mi otuchy.
Miałam się właśnie zacząć zastanawiać, jak właściwie wybrnąć z tej sytuacji - myśl, Mela, myśl , przecieże przygotowywałaś się do tego całe życie! - gdy nagle między mną a mieszkańcami wylądował znajomy skrzydlaty basior. . .

Dawno i nieprawda cz.1: Decyzja - Mel.


Okej. Zacznijmy od początku. Myślę, że części obecnych tu wilk&oacute;w zdążyłam obić się o oczy. Trochę tu jestem. Nawiedzona Mel, kt&oacute;ra zdążyła już spowodować swoją pierwszą - choć na pewno nie ostatnią - eksplozję. Tak, ta dziwaczna wadera z idiotycznie ogromną fryzurą, świecącymi oczami, wiecznie obwieszona milionem medalion&oacute;w, z futrem wymalowanym w abstrakcyjne wzory. By może zdarzyło Ci się dostrzec mnie czasem, gdy przemykałam między drzewami, wiecznie zajęta tajemniczymi obrzędami. Mam tu sporo roboty. Nie, żebym miała coś do moich poprzednik&oacute;w zabezpieczających ten teren, choć owszem, ale skoro mam być odpowiedzialna za wilki z tej watahy, wolę sama wszystkiego dopilnować i sprawdzić.
Zapewne niekt&oacute;rzy zastanawiali się, skąd Lia toto właściwie wytrzasnęła. Skąd wzięła się Mel w Watasze Mrocznych Skrzydeł?
Specjalnie dla wilk&oacute;w, kt&oacute;re się nad tym zastanawiają: pozw&oacute;lcie, że pospieszę z wyjaśnieniem. Te, kt&oacute;re mają to w najgłębszym poważaniu - no c&oacute;ż, dziś jest wasz pechowy dzień.
Hmm, od kt&oacute;rego momentu mej biografii powinnam zacząć? Chyba oszczędzę wam mojego burzliwego dzieciństwa i dziwacznego dorastania. Dość powiedzieć, że od zawsze interesowało mnie to, co kryje się poza granicami percepcji. Podczas, gdy moi r&oacute;wieśnicy dorastali do życia w społeczeństwie, ja wolałam ganiać po lasach za chochlikami i urządzać przyjęcia z herbatką dla dusz zmarłych wojownik&oacute;w. Widok wątłego szczeniaczka płci żeńskiej, z niebieską kokardką w rozczochranych włosach, pijącego wodę z wydrążonego kawałka kory, w towarzystwie bandy nieumarłych berserker&oacute;w - bezcenne. Szkoda, że moi rodzice nie podzielali tej opinii - chyba zawsze martwiły ich nieco moje szalone pomysły. Choć jedną rzecz muszę im przyznać - nie powstrzymywali mnie. Nie starali się siłą stłamsić tego, kim jestem. Chyba zrozumieli, że mają przed sobą rzadki przypadek powołania i pogodzili się z tym, że ich maleńka c&oacute;reczka będzie powoli wyślizgiwać się z ich opiekuńczych ramion, ku nieuchwytnemu światu duch&oacute;w.
Tak więc wstąpiłam w wiek nastoletni, a m&oacute;j lekki bzik na punkcie paranormalności tylko się pogłębiał. To wtedy wpadłam na pomysł, jak mogłabym wykorzystać m&oacute;j dar dla dobra społeczności. Zorganizowałam sw&oacute;j pierwszy seans spirytystyczny. Szybko okazało się, że na taką usługę jest popyt. Wiele os&oacute;b ma bliskich, kt&oacute;rzy odeszli zbyt szybko i gwałtownie, nie powiedziawszy im czegoś ważnego. Kontaktowałam ich ze sobą. Widziałam już wiele scen - pięknych, romantycznych, rozdzierających serce wzruszeniem, ale r&oacute;wnież tragicznych i smutnych. Niekt&oacute;re dusze nie były przyjaźnie nastawione. Zmarli nie czują potrzeby ukrywania się z poglądami, m&oacute;wią, co myślą, a ja nigdy nie zamierzałam przekłamywać rzeczywistości. Przez moje usta przemawiali zmarli, kt&oacute;rzy tęskniącym za bliskością krewnym umieli powiedzieć, że ich nienawidzą, że się na nich zawiedli.
Wtedy też stałam się Nawiedzoną Mel. Zrobiłam dredy, namalowałam pierwsze wzory na futrze, założyłam pierwszą biżuterię, poza moim talizmanem z bursztynu. Nie było to jeszcze nic znaczącego - żadne z tych akcesori&oacute;w nie miało mocy ochronnej. Były tylko ozdobą, aby zbudować konkretny obraz siebie. Chyba zadziałało, skoro skończyłam z taką ksywką. W gruncie rzecz mi się podoba. Może powinnam to sobie napisać na tabliczce i powiesić przed jaskinią? Hmm, to może być niezły pomysł...
Ale dość tego. Przecież jesteście tu, aby wysłuchać historii, a nie rozważać detale architektoniczne mojego lokum.
Tak czy inaczej, po jakimś czasie do watahy zawitała Mistrzyni. Pierwsze, co zrobiła, to zdrowo mnie obrugała za moją głupotę, bo robota szamana jest niebezpieczna, jeśli się nie wie, co się robi. Następnie odm&oacute;wiła m&oacute;wienia o mnie Mel, zawsze zwracając się do mnie per "Melpomeno".
Od razu było widać, że była nam przeznaczona wsp&oacute;lna przyszłość.
Rodzicom nie było łatwo zaakceptować moje odejście. Były uściski, były łzy, był niezręczny śmiech, kt&oacute;rym usiłowaliśmy rozładować napiętą atmosferę. Ojciec długo trzymał mnie w objęciach, m&oacute;wiąc, że zawsze byłam jego księżniczką, tylko taką trochę nietypową. Matka ocierała mi łzy z policzk&oacute;w, m&oacute;wiąc, jak dumna jest ze mnie i z tego, że podążam własną ścieżką.
Nie zwykłam przywiązywać się do tego, co ziemskie. Zwykle dystansuję się od świata. Ale tego dnia mnie bolało.
Mistrzyni była wiekową waderą o siwym futrze i głowie pokrytej ogromną, czerwoną plama. Nigdy nie rozumiałam, czemu akurat jej głowa jest czerwona, ale gdy pytałam, zbywała mnie fukaniem.
Cały czas, kt&oacute;ry minął od nastoletniości do osiągnięcia dorosłości spędziłam w podr&oacute;ży. W towarzystwie ukochanej i szanowanej mentorki, całe życie było jedną wielką, nieustającą przygodą, a każda przygoda była zarazem okazją do nauki. Mistrzyni była naprawdę nieprzewidywalna. Jednego dnia tropiłyśmy błędne ognie na bagnach, by następnego ścigać mumie wśr&oacute;d piask&oacute;w pustyń. Jak na staruszkę, miała doskonałą kondycję - może dlatego, że nigdy się nie oszczędzała. Podr&oacute;żowałyśmy przez dziesiątki kilometr&oacute;w jednego dnia, zwiedzałyśmy grobowce, wystawałyśmy na cmentarzach w pogodę i niepogodę i pędziłyśmy za potworami, a wszystko to z torbami pełnymi książek. C&oacute;ż, po prawdzie, ja się wycwaniłam i rzuciłam na torbę zaklęcie redukujące wagę. Prawie umarłam, ale potem było mi łatwiej.
Podczas naszych podr&oacute;ży spotkałam też Khoshekha. Był jednym ze świętych kot&oacute;w, kt&oacute;rych hurtowe ilości przechowywała w swych świątyniach jedna ze spotkanych przez nas watah. Nie wybrałam go na towarzysza. On wybrał mnie. Gdy nasza praca w tamtej watasze się zakończyła, znalazłam go siedzącego na stercie książek w naszym obozowisku, uśmiechającego się tym swoim kpiącym uśmiechem. Od tego czasu nie potrafiłam się go pozbyć. Podążał za mną wszędzie. Nie mam pojęcia, co się z nim działo w świątyni, ale jego organizm musiał przejść szereg samoistnych magicznych przemian. Dysponował całym wachlarzem nieuporządkowanych, nieprzewidywalnych mocy. Wiem, że potrafi lewitować, teleportować się i poruszać między światami - a może po prostu ma niezwykłą moc podążania za mną wszędzie, gdzie tylko się udam.
Ale patrzcie państwo, miałam nie wdawać się w szczeg&oacute;ły poprzedniego życia. Do rzeczy więc!
W dzień moich drugich urodzin wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo, szukając układ&oacute;w gwiazd, kt&oacute;re mogłyby opowiedzieć mi coś o mej mglistej przyszłości - szukałam gdzieś tam oparcia. Lew błyszczał jasno, jakby nieboskłon puszczał do mnie oko. Doceniałam to. Wierzę w samodzielnie wypracowany system wartości, w kt&oacute;rym najważniejszą rolę gra Natura - być może waśnie ona daje mi dziś sygnał?
Od jakiegoś czasu zaczynało się coś we mnie burzyć. Czułam ciche, niezdefiniowane wezwanie do... czegoś więcej. Pragnęłam dotrzeć do głębi swego powołania. pragnęłam sama odkryć, kim jestem.
Pragnęłam opuścić Mistrzynię.
Kręciło mi się odrobinę w głowie, gdy o tym myślałam, ale w głębi duszy zawsze czułam, że ten moment nastąpi. Nauczycielka prowadziła mnie tak długo ,jak tylko mogła, ale nie mogła nauczyć mnie najważniejszego: samodzielnych, odpowiedzialnych decyzji, wykorzystywania zdobytej wiedzy. Bądź co bądź, byłam dorosła, a przynajmniej niedługo miałam być. Myślałam, że już najwyższy czas rozpocząć dorosłe życie.
Wstałam niespokojnie odgarniając dredy z oczu. Czułam się zmęczona, ciężka, jałowa. Tak, ten ostatni epitet może wydawać się niezwiązany, ale tak dobrze pasował do mojego samopoczucia...
Rozejrzałam się i ku mojemu zaskoczeniu, ujrzałam starą waderę, podobnie jak ja spoglądającą w gwiazdozbiory. Dziwne. Wadera miewała swoje nietypowe wyskoki, jak każdy szaman, ale w nocy najczęściej spała - wiek ma swoje prawa.
- Pani... - zaczęłam niepewnie, pochylając głowę z szacunkiem, jak zawsze, gdy zaczynałam z nią rozmowę.
- Melpomeno. - skinęła mi, po czym, nie czekając na moje słowa, rzekła:
- A więc zdecydowałaś się?
Spojrzałam na nią z pytaniem w oczach. Skąd mogła wiedzieć? Może powinnam dopytać, w razie, gdyby miało się okazać, że jej pytanie dotyczyło czegoś zupełnie innego, a ja miałabym wyjść na kretynkę.
Ale wtedy spojrzałam w jej smutne, szare oczy i zrozumiałam, że nie o to chodzi. Ona naprawdę wiedziała. Jak zawsze.
- Tak myślałam... - zaczęłam. Spodziewałam się, że zaraz się zirytuje, zmarszczy nos w ten sw&oacute;j charakterystyczny spos&oacute;b, tak, jak wtedy, gdy coś mi się nie udawało. Powie, że nie jestem gotowa.
Ale ona tylko pokręciła głową.
- Wiedziałam. - powiedziała. - Zawsze czułam, że ten dzień nadejdzie.
Po czym nagle wstała i ruszyła w kierunku obozowiska. Co się właśnie stało? Nie wiedziałam, czy powinnam podążyć za nią, czy też zostać i czekać na rozw&oacute;j wydarzeń. Całe to zdarzenie było niczym jeden wielki surrealistyczny sen.
- Idziesz, czy nie? - warknęła samica. - Jest jeszcze coś, co musimy zrobić.

25.03.2017

Od Reda do....


Fak fak fak i jeszcze raz fak!! Co za iditoa wpadł na pomysł ze dywan ze żywych skarbeuszy to genialny pomysł?
No dobra-to ja. Ale pomysł był genialny-przynajmniej w teorii. Boże za coś mnie pokarał tak genialnym umysłem? Rozumiem,że króliki to idealni niewolnicy do sadzenia trawki,ale czemu nie zgodziłeś na dywan skarbeuszy? To nie żaden bóg tylko dywan więc czemu upierasz się przy 1 przykazaniu? Już chyba Lucyfer jest łaskawszy....
Odrzucając myśli o moim diabelnym bracie zająłem się tym co porządny wilk powinnien robić-czyli leżeć i udawać że trawa to narkotyki. Między nami mówiąc-nudzi mi się a to zwykle oznacza że czas kogoś pognębić. Wprawdzie jestem tu nowy,ale jak odkryłem smalc na czyimś futrze do dobry temat do rozmowy. Więc wstałem i ruszyłem swój kuper gdzie niedługo natknąłem się na.....
(Tak to do ciebie,więc odpisz)

24.03.2017

Rozdanie nagród!

1. Yuko
2. Mel
3. Hazaki


Gratuluję! Dostaniecie magiczne przedmioty, oraz puchary lub medale.
NAGRODY
Yuko
1. Kamień filozoficzny
2.Zatrucie
Mel
1. Jajo
2. Proszek oślepiający ( do użycia: 11 razy )
Hazaki
1. Dopalacz


23.03.2017

Od Hako C.D Ifus

-Sorki, nie chciałem cię przestraszyć...- lekko się zmieszałem. Biała wadera zeszła z drzewa i popatrzyła na mnie uważnie. Po chwili odezwała się:
-Jesteś nowy? Nie widziałam cię tu wcześniej.
-Tak. Mam na imię Hako, a ty?
-Ifus.
Nie miałem pomysłu, jak pociągnąć dalszą rozmowę. Szukałem w głowie tematu, tematu... tematu...
-ehm.... Lubisz pływać?- moje nieudaczne próby znalezienia tematu wydały owoc. Owoc nieświeży.
-Tak- Uśmiechnęła się
-A... chciałabyś ze mną pójść popływać?- próbowałem żałośnie ciągnąć tą rozmowę. Ifus chyba nie miała tego problemu.
-A nie uważasz, że jest jeszcze za zimno?- spytała. Kilka sekund później wybuchnęła śmiechem. Zorientowałem się, jaką głupawą minę musiałem mieć, gdy uświadomiłem sobie, że jest wczesna wiosna. Też zacząłem się śmiać. Po tej "salwie" śmiechu łatwiej było mi już rozmawiać. Szliśmy sobie przez tereny watahy rozmawiając sobie. Aż nagle... Ifus wydała z siebie zduszony okrzyk i wpadła do jakiejś nory.
-Ifus!- krzyknąłem.- Nic ci nie jest?- spojrzałem w dziurę. Nie była zbyt głęboka, kończyła się przestronną grotą, której pogrążonych w mroku ścian nie mogłem zobaczyć. Moja towarzyszka właśnie podnosiła sie z ziemi.
-Ni.. Łaaaaał! Chodź tu, musisz to zobaczyć!- Widocznie zauważyła coś, czego ja przez małą dziurę dostrzec nie mogłem. Lekko rozkopałem otwór i wskoczyłem do niego.

<Ifus? Co tam jest?>

Nowy szczeniak! Hakori



- Twój nik: sss12
- Imię: Hakori, w skrócie Hako
- Wiek: 1 rok 6 miesięcy
- Płeć: basior
- Cechy fizyczne: jest szybki, wytrzymały i... jakby to ująć... giętki.
- Cechy Charakteru: Hako jest odważny i lubi wyzwania. Łatwo nawiązuje nowe znajomości. Jest pomocny, miły i pogodny. Jest uparty, dopina swego. Dużo gada.
- Lubi: ścigać się, gadać, poznawać przyjaciół, pływać, wiatr, zabawę.
- Nie lubi: Kłamców, upałów, zdrajców.
- Boi się: samotności, bardzo nie lubi przebywania w jakimś pomieszczeniu samemu.
- Historia: Hako urodził się w lesie. Jego matka umarła kilka dni po jego urodzeniu. Kilka miesięcy wychowywał się z ojcem. Ojciec nie lubił go, ponieważ przez śmierć matki Hako musiał non stop się nim zajmować. Pewnego dnia powiedział mu, że idzie na polowanie. Kazał synowi czekać, aż wróci. W rzeczywistości uciekł od niego jak najdalej. Od tamtego czasu znienawidził kłamców i zdrajców. Błąkał się po lesie kilka miesięcy, aż trafił tutaj.
- Głos: miły, czysty.
- Jaskinia: Link
- Towarzysz: brak

Od Ifus C.D Ktoś



Świat to nieustanna męka ze samym sobą. Widzisz czyjeś cierpienie, nie reagujesz, widzisz ból w oczach... bawi Cię to. Masz gdzieś, że robisz komuś krzywdę, i po co to? Żeby się zabawić? Mieć z kogoś bekę? Ale powiem ci coś, dla mnie, jesteś zerem... I właśnie tak, zapadam się w otchłań nicości...

***
 Moje życie jest beznadziejnie nudne. Czy bycie szczeniakiem to taka beznadziejna sprawa pytacie się? Owszem. Strasznie beznadziejna. Siedziałam na kamieniu obok jaskini szczeniaków. Ostatnio dołączyło dużo wilków, i musiałam się zgrać z czasem myślenia. Nie mówiono mi, co się stało z Lili ani Łatką.... to mnie denerwowało. Usłyszałam jakieś głosy. To te 2 nowe wilki, wadera i basior, rozmawiali z Katrin... czy mi się zdawało, czy wadera była jakby wcześniej grubsza? Poczekałam chwilę. I gdy tamci poszli, podbiegłam do mojej opiekunki
- O co chodzi? - zapytałam. Wadera popatrzyła na mnie z uśmiechem
- Mamy nowe szczeniaki w watasze.
- Młodsze, starsze, z rodziną? - zapytałam z entuzjazmem
- Oczywiście, że z rodziną. To szczeniaki Rodini i Erotare. Tych wilków, które tutaj były. Nie dawno się urodziły
- Aha... - mruknęłam
- A co się stało?
- Nie... po prostu pytam. Będą tutaj mieszkać?
- Nie. Tylko, jeśli ich rodzice będą zajęci.
- Rozumiem.
- No, a teraz leć do Hestii, bo pewnie teraz się zanudza na śmierć. - zaśmiała się Katrin i poszła w stronę lasu, pewnie do wodopoju. Super. Idź sobie. Ja tu będę czekać, i umierać. Postanowiłam posłuchać wadery i pobiegłam do Hestii. W połowie drogi się zatrzymałam, po zauważyłam mysz, i zaczęłam za nią biegać, aż w końcu położyłam się koło drzewa. Leżałam przez chwilę gdy usłyszałam za sobą.
- Cześć! - wrzasnęłam, poskoczyłam z najeżoną sierścią i szybko wlazłam na drzewo.

< Ktoś?>

22.03.2017

Nowa wadera! Saraya

Powitajmy Saraye!

Nowy basior! Red



Od Hazaki "O świętym co wypadł za burte"


No dobra wilki,wilczki i wałachy siadać na ogonach i słuchać co wam ciocia Hazaki opowie.Ciastka z boku ale,owsiane bo czekoladowych nie mam więc błagam was nie wyrwijcie mi ogona bo ja chcę wyrwać najpierw wam (zwłaszcza twój Dark Star,już mam na niego ramkę). A wracając to naszej opowieści.....Czemu Hestia płacze?! Ifus przeproś ją natychmiast! I dalej bawić się tam!W chusteczke hawtowaną!Co za młodzież...

To było kilka lat po śmierci syna Boga-Chrystusa (chodziarz niektórzy twierdzą że umarł tam jego brat a Chrystus uciekł do Japonii,ale co mi tam). Św.Piotr,Paweł i Maria (oczywiście potem będą święci. Teraz są ludźmi i grzeszni) płyneli w jakimś tam kierunku świata. Pogoda była lekko,ale dla takich mocarnych apostołów taki mały deszczyk to nic. Podczas gdy reszta załogi się schowała tamci dwaj stali na burcie i gestykulowali zawzięcie na jakieś męskie sprawy (o rynach?)
Po kilkunastu minutach doszła do nich Maria która-jak kobieta w tamtych czasach-nie pływała nigdy łodzią i cierpiała na chorobę morską.
-Bądź pizdrowiona pani Mario!-przywitał ją jeszcze-nie-święty Piotr-nie powinna pani spać?
Na-pewno-nie-święta Maria burknęła coś w odpowiedzi.
-Co?-niedoszłyszał Paweł-nie-święty.
Maria wzięła głęboki oddech gdy nagle....
Chyłk łódź w prawą burtę!Maria spadła ba Pawła,Paweł na Piotra,Piotr.....na wodę!!
Przez chwilę na pokładzie panowała cisza.
Paweł teraz westchnął i złożył ręce po czym piwiedział:
-A teraz będę w ciszy opłakiwał Piotra.
-Nie nudzi ci się czasem?

Nowe tereny!

Witam. Zważywszy na to, że dodałam parę... nietypowych stanowisk, dodaję też tereny



Plantacja narkotyków, dopalaczy i tp.
Właściciel: ( na razie brak )


Pola lawendowe
Właściciel: ( na razie brak )



 Plantacja grzybków halucynogennych 
Właściciel: ( na razie brak )


Od Troi C.D Thomas

Od Troi C.D Thomas

Thomas wrócił z polowania o świcie. Upolował sarnę. Dla mnie zaś, złowił dwie ryby. Były wyborne. Ja zaś, nie miałam nic przeciwko temu, że objadał się mięsem. Zaakceptowałam to już dawno temu. Była za dziesięć siódma. O ósmej miałam być w pracy. Patrolowałam całą watahę z powietrza na samolocie. Samolot ten, sama zbuowałam. Był mały, czerwony, ze smigłem i dwoma skrzydłami. Uwielbiałam niebo. I wiatr! Przeleciałam nad wodopojem. Nagle ujrzałam cos dziwnego. Jakiś czerwony punkt. To zagrożenie? Zblizyłam się. Nagle coś ciężkiego spadło na mój samlot zbijajac szybę, i waląc w prawe większe skrzydło, tak, że sie prawie odłamało. zwisało bezwładnie. A ja runęłam do wodopoju.

21.03.2017

Od Avril C.D Yukiya

Zaczęłam się cicho śmiać, po czym popatrzyłam się na basiora i odpowiedziałam:
-Jasne! No i tak nie mam nic ciekawszego do roboty..No to prowadź!- Wykrzyknełam. Yukiya, chyba ucieszył się z mojej odpowiedzi, ale nie jestem tego pewna. Chwilę potem wyszedł z jaskini, a ja poszłam w jego ślady. "Napewno będzie ciekawie" pomyślałam. Wiał lekki, zimny wiatr, więc mogę powiedzieć, że było całkiem przyjemnie. Szłam cały czas się rozglądając, Yuki chyba to zobaczył i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Westchnełam.
- Jestem tu nowa, więc nie do końca znam wszystkie tereny.-Wyjaśniłam.
- Rozumiem - odpowiedział po czym się do mnie uśmiechnął. Szliśmy tak gdzieś około 15 minut. W drodze, nie było tak bardzo nudno, ponieważ rozmawialiśmy. Nagle wilk zatrzymał się przed jakąś jaskinią. -To tutaj?- Zapytałam. -Tak to tu.- odpowiedział.
-Dotarliśmy szybciej niż myślałam.-wyrwało mi się. Niepewnie weszłam do jaskini, a basior za mną. Zaczęłam się po niej rozglądać...

<Yukiya? Sorry, że takie krótkie ale nie miałam tak dużo czasu... A miałam chęć do napisania tego, a znając życie jutro by mi się nie chciało... XD>

Od Yukiya C.D Avril

Miło się rozmawiało, ale nagle przypomniało mi się, że obowiązki wzywają. W tym celu musiałem pójść do jaskini, by wziąć potrzeb rzeczy. Nie chciałem jeszcze przerywać rozmowy, wiec zaproponowałem waderze, żeby poszła ze mną. Na szczęście się zgodziła.
-Tak właściwie, po co tam idziemy? -zapytała nagle Avril, a ja w myślach zganiłem się, że na wstępie nie wyjaśniłem. No bo co normalny wilk pomyślałby sobie, gdyby zaprosić go do jaskini? Każdy sam może się zastanowić nad odpowiedzią.
-Właściwie ma to związek z moimi obowiązkami w watasze. Wybacz, że musisz dotrzymywać mi towarzystwa, ale jak się będziesz nudzić czy coś ci nie będzie pasowało daj po prostu znać -zakończyłem rozmowę, chociaż chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale dotarliśmy do mojej jaskini.
-Zgarnę parę rzeczy i idziemy gdzieś indziej. Do czasu aż wszystko znajdę... -spojrzałem na wnętrze jaskini i westchnąłem. Nie uporządkowałem jeszcze wszystkich swoich rzeczy... właściwie nic nie uporządkowałem i w jaskini panował artystyczny nieład. I jak ja mam tu znaleźć potrzebne rzeczy? Załamałem się na samą myśl o tym, ale jak mus to mus.
-Yukiya? -odezwała się Avril, a ja wtedy zdałem sobie sprawę, że nie dokończyłem zdania.
-Możesz się tu rozejrzeć, dopóki nie znajdę wszystkiego. Powinno to potrwać chwilę... Przynajmniej taką mam nadzieje - po raz kolejny westchnąłem i wziąłem się za szukanie.
Gdzieś w tym całym bałaganie powinny być jakieś zabawki, czy coś, co je chociaż przypomina. Przekonanie się przez te stertę rzeczy zajęło z pół godziny, ale na szczęście udało się!
-Myślałem, że prędzej padnę niż je znajdę... -wyrwało mi się z ust.
-Znalazłeś wszystko? -zapytała wilczyca, a jej pytanie poprzedził śmiech.
-Tak, więc możemy już wyjść z tej nory i tu pytanie, czy chciałabyś się jeszcze gdzieś przejść i przy okazji mi pomóc?
Wadera przechyliła głowę, jakby pytając "gdzie i po co?". A ja po raz kolejny załamałem się, że znowu nic nie wyjaśniłem.
-No więc... -wysunąłem pudło z zabawkami przed siebie, tak by Avril mogła je zobaczyć - Opiekunka do zadań specjnych Yukiya musi iść wykonać zlecenie. Cel: zająć się szczeniakami.
< Avril? Idziesz ze mną wykonać to zlecenie? default smiley xd >

Nowy basior! Thomas



- twój adres e-mail albo nik na Howrse: nigarkarfa
- Imię: Thomas
- Wiek: 2 lata 6 miesięcy
- Płeć: Basior - Chłopak
- Żywioł: Nadzieja
- stanowisko: obrońca beth
- Cechy fizyczne: mocne kości.
- Cechy Charakteru: cichy, spokojny, bardzo czuły. Potrafi z cierpliwoscią słuchać innych ludzi. To typowy altruista.
- Cechy szczególne: ALTRUIZM
- Lubi: spokój, ład.
- Nie lubi: walk, cierpienia, bólu i rozstania.
- Boi się: wilków bólu, mroku, śmierci, nocy i szaleństwa.
- Moce: potrafi uspokajac ludzi. Uspokaja wszystko dookała.
- Historia: Rodzice go zostawili. Musiał sobie sam radzić, awał radę. zamieszkał z Troją, jego dziewczyną. Spędzali ze sobą każy wolny czas. Thomas zakochał się w niej. Od tej pory wszystko układało im się świetnie.
- Zauroczenie: Troja
- Głos: raper eminem
- Partnerka: Troja, Link
- Szczeniaki: nie ma
- Jaskinia:
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: nie ma
- Inne zdjęcia: 0
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: 0
- Umiejętności:
: Siła: 300
: Zręczność:210
: Wiedza: 50
: Spryt: 90
: Zwinność: 50
: Szybkość:100
: Mana: 100

Nowa wadera! Troja



- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: nigarkarfa
- Imię: Troja
- Wiek: 2 lata 2 miesiące
- Płeć: wadera-dziewczyna
- Żywioł: nieustraszoność
- stanowisko strażnik powietrzny
- Cechy fizyczne: mocne mięśnie na łapach.
- Cechy Charakteru: Jest spokojna, przeważnie zamknięta w sobie . Nie nadaję się do normalnych rozmów. Ale jak się ja pozna bardziej, widać, że jest troskliwa i nie lubi krzywdzić. Dośc szybko się zakochuję.
- Cechy szczególne: Wegetarianka - u wilków rzadkość
- Lubi: duże wysokości, samotnosć, ryzyko.
- Nie lubi: krzywdzenia innych, wody, ciemności, obcych , którzy wypytuja ją o dzieciństwo.
- Boi się: widoku krwi i ran.
- Moce: potrafi być niewidzialna - zurzywa to jednak dużo energii.
- Historia: Troja nie miała zbyt szczęśliwego dzieciństwa. Wychowywała się z przyjacielem, teraz już chłopakiem, Thomasem. Jej rodzice zmarli na działanie trucizny. Nie wiaomo, kto to zrobił. Ale tego porzałuje.
- Zauroczenie: Thomas
- Głos: Link
- Partner: Nazywa się Thomas Link
- Szczeniaki: wkrótce może
- Jaskinia:
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: nie ma
- Inne zdjęcia:
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje:
- Umiejętności:
: Siła: 90
: Zręczność: 0
: Wiedza: 300
: Spryt:100
: Zwinność:200
: Szybkość:100
: Mana: 10

Od Cheeky C.D Blue

Był piękny poranek, jakich zwykle nienawidze, ale ten miał w sobie coś  tajemniczego... Wyszłam się przejść - nad jezioro, tam gdzie zwykle, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie śledzi. Szłam dalej z tym uczuciem aż do wodospadu, i wtedy weszłam  w krzaki gdzie ktoś się ukrywał... Zauważyłam białego wilka - basiora i stanęłam za nim i zapytałam:

- Dlaczego mnie śledzisz?!

- Nie strasz mnie - odparł wilk

- To odpowiedz na pytanie - warknełam

- Nigdy Cię tu nie widziałem... Jestem Blue, a ty?

- Cheeky jestem, nie wiem czemu mnie tu nie widziałeś skoro przychodzę tu co dzień.

<Blue?>

20.03.2017

Rodinia urodziła!

Mamy młodą matkę i ojca we watasze! Rodinia urodziła trójkę szczeniąt:

Ethan


Raye


Ares


Wszyscy życzmy im zdrowia i szczęścia!

Od Rodini c.d Erotare

Minęły już dwa tygodnie. Mój brzuch zdążył urosnąć do dużych rozmiarów a partner poświęcał coraz więcej uwagi na to czy się dobrze czuję. Jedynym minusem było to że musiałam jeść mięso. Akurat wracałam z wodopoju, gdy poczułam skurcz. Cóż, czuję go od około czterech dni. Czułam euforie i rozluźnienie.  Nabrałam ochoty do zrobienia porządków w jaskini. Gdy weszłam do miejsca zamieszkania ból się zwiększył. Erotare siedzący w jaskini to zauważył po mojej minie.
- Wszystko w porządku? – Zapytał zaniepokojony.
- Chyba… - powiedziałam, a ból się nasilił – zaraz wracam… - Wyszłam z jaskini. Czułam potrzebę, dlatego udałam się za krzaczek. Po skończonej czynności zorientowałam się że te bóle nie były jak inne. Wody mi odeszły. To już teraz.  Weszłam do jaskini.
- Erotare – powiedziałam – Wody mi odeszły – spojrzał się na mnie ze strachem w oczach.
- To już teraz?! – Zapytał.
- Na pewno nie, zanim poród się zacznie minie około parę godzin – zarecytowałam formułkę z książki medycznej.

   Próbowałam zasnąć, ale strach, że to się może zaraz wydarzyć nie dawał mi zmrużyć oka. Poczułam skurcze macicy i niewyobrażalny ból. Szarpnęłam za ucho partnera. Odwrócił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Zaczyna się…  - Powiedziałam wręcz szeptem. Nic nie mówiąc wstał i gdzieś pobiegł. Uciec tak teraz? Ustawiłam się w pozie porodowej. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Uczucie rozrywania nie było przyjemne.  Spojrzałam się na swoją waginę. Zobaczyłam małą białą główkę wydobywającą się ze mnie. Wdech… Wydech… Wdech… Wydech… Do jaskini wbiegł Erotare z jakąś waderą. Była to lekarka. Czyli Erotare nie uciekł…

Poród się skończył, a ja wylizywałam ostatnie szczenię. Była to wadera, niezwykle chuda.
- Jak je nazwiemy? – Zapytałam
- Może Rodinia v.2? – zaśmiał się
- Bardzo śmieszne… Ale tak na serio
- Zastanawiałem się nad imieniem Ewa
- Nienawidzę tego imienia- rzekłam- może Raya?
- Lepiej Raye
- Niech ci będzie… - odrzekłam- Ale tego skrzydlatego nazwiemy Areto
- Ethan – powiedział – i jego braciszek Neptun.
- Nie! – Powiedziałam – Ares!
- Niech ci będzie… - wytknął język.
<Erotare? :3 >

Od Iwona C.D Melpomenea

Nie za bardzo rozumiałem o co jej chodzi. Mel przytachała jakąś księgę która pochodziła chyba z 300 lat po Chrystusie i najwyraźniej nie miała zamiaru się rozlecieć. Przeglądałem ostrożnie kartki bojąc się, że coś urwę. Moją uwagę przykuła jedna strona pod tytułem ,, Wolność w łańcuchach ". Ta nazwa mnie nie za bardzo zachęciła ale zajrzałem. Przeczytałem parę linijek i nagle zajaśniało mi w głowie.
- No tak... - mruknąłem zamyślony
- O co chodzi? - zapytała Mel - wiesz coś?
- Musimy iść! - zawołałem i pobiegłem w stronę lasu
- Co? Gdzie!? Czekaj! - krzyknęła Mel i zaczęła taszczyć tą wielką księgę ze sobą. Śpieszyło mi się, więc za nim wadera zdążyła coś powiedzieć, podbiegłem do niej, chwyciłem za łapę i przeteleportowałem nas do biblioteki.
- Teraz szybko - mruknąłem i pomogłem Mel wtachać tą jej księgę do środka i położyć na stole, po czym pognałem i zacząłem krążyć po bibliotece jak szczur w labiryncie. Wadera podążałam raz za mną, raz koło mnie, co chwilę zatrzymując się, by pooglądać książki. Przebiegliśmy już: Zielarstwo, Magiczne stworzenia, eliksiry, historię watahy, po czym zatrzymałem się przed kolejnym działem. Był dziwnie czarno-szary, a drewniane półki i " podłoga" były jakby spalone. ten dział od reszty oddzielała prosta, błękitna, świecąca linia, a na suficie wisiała drewniana, spalona tabliczka z napisem:                          
 KSIĘGI ZAKAZANE
Mityczne stwory, zakazane legendy
i czarna magia.

To było to, czego szukałem. Mel oglądała latające w powietrzu zwoje lub księgi i piszące w nich pióra w dziale historii. 
- To wszystko zapisuje co było? - zapytała Mel
- I co jest teraz. - mruknąłem. - Cała historia watahy. Kto, gdzie i kiedy robił. Myśli, dialogi i uczucia.  Jakby książka, dlatego ten dział jest największy, a niektóre księgi muszą krążyć po innym wymiarze, bo tu się nie mieszczą. 
- Tu jest napisane ,, Zmieszanie dwóch krwi ( przemiana " - Powiedziała Mel chwytając jakąś księgę. Po moim ciele przebiegły dreszcze.
- Nie warto czytać. - powiedziałem szybko po czym zamknąłem księgę i wyrzuciłem ją w górę a ona zamiast spadać, otworzyła się i prawie natychmiast " przykleiło" się do niej pióro i zaczęło pisać. Wadera popatrzyła na mnie dziwnie ale ja tylko wskazałem głową na dział zakazany. 
- Tam jest to, czego szukamy. 
- W... dziale zakazanym? - zapytała z niedowierzaniem
-Och tak. Widzisz tą niebieską linię? Poważnie cię uszkodzi jeżeli wejdziesz tam bez pozwolenia.
- To ja tam nie wchodzę. Poczytam sobie o historii. - Zrobiłem znudzoną minę po czym podszedłem do wadery i położyłem mówiąc:
- Udzielam prawa do pełnego korzystania z biblioteki - zdjołem łapę.
- To tyle? - Zapytała oglądając się - żadnych rozbłysków i tp? Nawet nie poczułam jakiejś energii, wibracji nic.
- No.
- A ty od kogo dostałeś pozwolenie?
- Od nikogo. - Mel popatrzyła na mnie jak na chorego psychicznie
- To... nie możesz mi zezwa....
- Mogę. - Mruknąłem i przeszedłem przez linię. Nic się nie stało oprócz tego, że uderzył mnie odór spalenizny i przytłaczający smutek. 
- Co... - zaczęła Mel patrząc na mnie z niedowierzaniem
- Jestem wilkiem wolności. W pewnym senie prawa i obowiązki mnie nie dotyczą. 
- Ech.. - Mel przeszła linię i rozejrzała się dookoła mrugając oczami. 
- To miejsce jest przesiąknięte złą energią i źle działa na moją koncentrację. 
- Wiem o tym. - powiedziałem i zacząłem chodzić po spalonej posadzce szukając właściwej nazwy. Wreszcie znalazłem tabliczkę z napisem: Legendy o duchach wolności. Znalazłem jakąś księgę, która była wielka i ciężka, do tego owleczona w skórę smoka ze złotymi napisami który układał napis: Mortem Sine Alis
- Śmierć bez skrzydeł - przetłumaczyłem
- Znasz łacinę?
- Kors mi od pewnego czasu o tym truje. - Przyznałem.
- Aha... - Otworzyłem księgę i gdy tylko ujrzałem pierwsze strony, litery zaczęły się rozmazywać i zakręciło mi się w głowie.
- Może lepiej... ty czytaj. - zwróciłem się do Mel siadając i pocierając łapą skroń. Wadera popatrzyła na mnie kątem oka i spojrzała na tekst. Po czym zaczęła czytać na głos.
- 1000 lat temu żył pewien wilk imieniem Enaworstos. Był on wilkiem samotnym i pełnym lęku o własne życie. Jako młody wilk brał udział w wielu walkach, widział krew innych. Wilków i potworów, oraz różnych innych stworzeń. Wolność dodawała mu siły, ale gdy był już w podeszłym wieku oddał duszę bogowi śmierci i chaosu - ( osobiście nie wiem jak tak można ale ok ) - gdyż chciał na wszelki wypadek oddać życie swojej rodzinie, a miał już sporo długów chaosu. Ale bóg był przebiegły. Nie chciał oddawać danej mu duszy i zawarł z Enaworstosem układ. Jeżeli ujdzie z przyszłej wojny tylko on sam żywy, da mu spokój, jeśli przeżyje ktoś jeszcze, będzie cierpiał. Basior wysłuchawszy tego co powiedział bóg poszedł na wojnę nie spodziewając się jakie to może być cierpienie i że przeżyje ktoś jeszcze, ale tak się stało. Przeżyły jeszcze 4 wilki. Bóg jak obiecał, tak zrobił. Zabił wszystkich członków rodziny basiora, jemu samemu odciął skrzydła i chciał go zabić, ale nie chciał sie nim jeszcze zabawić, więc pozostawił jego duszę na ziemi, i od tej pory duch błąka się po wybranej watasze, czekając na uwolnienie. - Szczerze mówiąc, tą historię opowiadała mi matka gdy byłem mały i zawsze jej nie zapamiętywałem. Mel miała dziwną minę i popatrzyła na mnie marszcząc brwi
- Czyli, że... to coś potrzebuje pomocy
- Yhym... - przytaknąłem. 
- B musi wreszcie umrzeć.
- Tak.
- Ale ja go nie widzę!
- Na to jest " lekarstwo".
- No tak... zioła! - zawołała z entuzjazmem Mel
- Co?
- Mogę stworzyć miksturę z ziół! - to powiedziawszy zaczęła szukać książki o miksturach nadal w księgach zakazanych. Wreszcie znalazła jakąś wielką stertę kartek w niebieskiej, skórzanej okładce i zaczęła przeglądać kartki. Ja siedziałem i przyglądałem się temu. W pewnym sensie nie za bardzo rozumiałem o co jej chodzi ale ok. W końcu zatrzymała się na jakiejś stronie
- Znalazłam! - nachyliłem się nad książką i o mały włos nie roześmiałem się z niedowierzania.
- ,, Eliksir mieszanki zielnej"? Przecież to było na szkoleniach!
- Jakich szkoleniach?
- To nie istotne. Ten eliksir jest prawie że całkowicie zapomniany. 
- Błękitne ziele, mech zimowy, krew feniksa - zaczęła wymieniać składniki Mel. 
- mamy wszystkie składniki oprócz trzech. Krwi feniksa, kła mieszańca i... cząstki tego, którego chce się zobaczyć.

***

Nie było sensu taszczyć tej księgi, bo przepis i sposób przyrządzania znałem na pamięć, ale Mel się uparła. Nie dość, że musieliśmy już dźwigać 2 księgi, to jeszcze dowiedziałem się od Meg, że Leon, Lia, Kors, Kagekao i Luna gdzieś wyparowali. Nie ma o jak dobra wiadomość na koniec dnia :S. Okazało się, że w tej bibliotece spędziliśmy około 4 godzin więc była już 18.34. Wadera zaniosła dwie księgi do siebie, potem przeteleportowałem nas do budki z ziołami która znajdowała się w lesie po czym wadera poszła do siebie a ja do siebie ale przez dłuższy czas siedziałem i wpatrywałem się w ścianę powtarzając sam do siebie w myślach jedno i to samo zdanie które nie miało żadnego sensu a utkwiło mi w głowie. I tak ze dwie godziny. Parę wilków z naszej watahy gdzieś się rozpłynęło i dużo przybyło przez co teraz w watasze mamy 2 wilki z żywiołem miłości. W końcu gdzieś tak około godziny 22 zasnąłem i tak jak przypuszczałem, miałem koszmary, a najgorsze było to, że jak się obudziłem gdzieś tak około 6 nad ranem w mojej jaskini na " podłodze" leżał zmasakrowany jeleń. Bez jednego oka, wystawało mu parę kości i tp. To był ten sam jeleń którego widziałem w moim śnie a na ścianie krwią było napisane: ,, 25.04. 1936. Pamiętaj o mojej śmierci " Nie zastanawiając się zbytnio pobiegłem do Mel.



Nowa wadera! Cheeky!



Imię: Cheeky
Wiek: 2,5 roku
Płeć: Wandera
Żywioł: ogień, ból, miłość, wolność
Stanowisko: Zabójca.
Cechy fizyczne: bardzo szybka, wysoko skacze, zwinna
Cechy charakteru: miła dla tych którym ufa, nie zbyt opanowana, często zamknięta w sobie, może do niej dotrzeć tylko ktoś kogo kocha
Cechy szczególne: raczej brak
Lubi: spokój, ale czasem też wojnę, romantyzm, patrzeć na czyjeś cierpienie
Nie lubi: kłamstwa i chamstwa
Boi się: brak
Moce: zadawanie bólu poprzez myśli, stawanie w płomieniach (w przenośni i dosłownie), potrafi zauroczyć w sobie każdego wilka
Historia: jako młody wilk została porzucona przez swoich rodziców, gdy odkryli jej moce. Była w wielu watahah lecz nigdzie jej nie chciano przez jej głos i moce. Szuka schronienia. W wieku roku poznała Blue Gold (feniks) i odtąd są nieodłączni
Zauroczenie: Kagekao
Głos: Link
Partner: Szuka
Szczeniaki: na razie nie ma
Jaskinia: Fantasty Care by Cricker on DevianArt
Amulet: Beata-Kruger.blogspot.com
Coins: 0
Towarzysz: feniks
Inne zdjęcia: Link
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: potrafi się teleportować i stać się niewidzialna
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 200
Wiedza: 50
Spryt: 120
Zwinność: 200
Szybkość: 130
Mana: 0,5 h

Od Avril do Yukiya

Świeciło słońce, była piękna pogoda, a ja leżałam bezczynnie na trawie. Strasznie mi się nudziło. "Może się gdzieś przejdę?"- Pomyślałam, i tak też zrobiłam. Doszłam do lasu. - Ale tu pięknie- powiedziałam do siebie pod nosem. Rozglądałam się po lesie, gdy nagle coś poruszyło się za mną w krzakach. Początkowo nie zwracałam na to uwagi, ale po chwili to "coś" z nich wyskoczyło. Gdy się obróciłam zobaczyłam stojącego za mną basiora. Był biały,jedynie jego uszy były czarne, miał dwukolorowe oczy, lewe ma kolor błękitny, a prawe czerwone. N a tym czerwonym oku miał bliznę.. Jeszcze chwilę się w niego wpatrywałam, a on we mnie.
-Cześć- Powiedział przerywając chwilę ciszy i uśmiechnął się do mnie. Ja odwzajemniłam uśmiech i odpowiedziałam:
-Hej... Jestem Avril a ty?- Przedstawiłam się.
- Ja jestem Yukiya, w skrócie Yuki. Miło mi cię poznać.-Powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Mi ciebie też - odpowiedziałam. Rozmawialiśmy jeszcze godzinę. "Bardzo go polubiłam, wydaje się bardzo miły"- pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie w myślach.
-Chciałabyś pójść ze mną do mojej jaskini?- zapytał się
-Tak, chętnie- odpowiedziałam.


<Yuki, odpisz jak najszybciej! ;D>

Od Evana CD Koshyi

-Dzięki- powiedziałem i lekko się cofnąłem.
-Skąd go masz?
-Sam go zrobiłem.
Wadera uśmiechnęła się z lekkim podziwem. Ja też się uśmiechnąłem. Ale nie na długo, bo amulet przypomniał mi o… Adlinn. Spuściłem głowę. Koshya zauważyła nagłą zmianę mojego humoru i podeszła bliżej.
-Co się stało?- zapytała. Ja tylko odwróciłem głowę, próbując ukryć łzy. Wadera jednak je zauważyła.
-Dlaczego płaczesz?- dopytywała się. Opowiedziałem jej moją historię. Ze szczegółami. Opowiedziałem jej o Add i jej śmierci.
-Nie martw się- myślałem, że rzuci popularny tekst o tym, że Add dalej żyje, tylko w moim sercu, ale Koshya powiedziała:
-Co było, minęło. Tam jest jej lepiej.- uśmiechnęła się pocieszająco. Ja też się uśmiechnąłem. Wbrew moim przypuszczeniom, bardzo łatwo było mi to zrobić. Wadera wtuliła się w moje miękkie futro, a ja odwzajemniłem uścisk.

<Koshya?>

19.03.2017

Od Koshyi C.D Evana

Basior mi się podobał. Też był nowy. Lubił słońce, deszcz, skakanie po skałach. Widziałam też że mu się podobam i że uważa mnie za miłą. Też był miły, imponował mi swoim wyglądem i zachowaniem. Prawie cały czas czytałam mu w myślach, aby wiedzieć co chce powiedzieć i o czym mogę z nim rozmawiać. Nie chciałam go do siebie zrazić ale posyłałam mu zalotne uśmiechy. Starała się nie być zbyt nachalna bo wiedziała, że tego nie lubił.
- Łał. Ładna jaskinia. - powiedziałam, rozglądając się po niej.
- Dzięki. - uśmiechnął się.
- To co chcesz robić? - spytałam z zalotnym uśmiechem po czym zrobiłam jeszcze pare kroków w głąb jaskini. Ładnie tu miał ale trochę za jasno.
- Nie wiem. Jakie masz stanowisko? - spytał aby zacząć rozmowę.
- Jestem magiem. A ty? - odpowiedziałam, zwracając wzrok na niego.
- Wojownikiem. - odparł. Wiedziałam, ale dla zachowania pozorów musiałam ciągnąć temat.
- Jaki masz ładny amulet! - zauważyłam, podhodząc do Evana i oglądając wisiorek wiszący mu na szyi.

<Evan?>

Od Evana do Koshyi


Szedłem sobie po prostu, bez powodu. Jakieś 10 minut temu wyszedłem na spacer i te 10 minut już wędruję. Ładnie tu. Rozglądałem się po koronach drzew wypatrując ptaków. Cały czas szedłem, patrzyłem na wróble, sikorki, sroki i dzięcioły. Na małej brzózce siedziały dwa mazurki. Wyglądały, jakby rozmawiały. Co chwilę jeden z nich podskakiwał i odsuwał się od tego drugiego, a ten drugi się przysuwał. „Śmieszne stworzonka”- pomyślałem. Szedłem tak i szedłem aż w końcu… nie patrząc przed siebie wpadłem na kogoś. Odsunąłem się do tyłu, spojrzałem wprost i zobaczyłem białą, czerwonooką waderę z długim ogonem. „Ładna. Jestem nowy, czas poznać nowych przyjaciół”- pomyślałem i po chwili przedstawiłem się:
-Jestem Evan, a ty?- wadera uśmiechnęła się tajemniczo.
-Koshya. Jestem nowa.
-Ja też… o, i sorki, że cię potrąciłem, nie patrzyłem przed siebie.- lekko się zmieszałem.
-Nic się nie stało, też czasem zdarza mi się zamyślić.- „O, miła też jest!”- uśmiechnąłem się do swoich myśli. Jednak z rozmyślania nad Koshyą przerwał mi jej głos:
-Ładnie dzisiaj słońce świeci, co nie?- „I też lubi słońce!”- pomyślałem, że mamy jakąś wspólną cechę.
-Tak, masz rację, dziś jest wyjątkowo ciepło.
-Ale gdyby padał deszcz, też byłoby fajnie.- Czerwonooka wadera zachowywała się, jakby czytała mi w myślach. Mamy tyle wspólnego ze sobą… Zaczęła mi się coraz bardziej podobać.
Koshya spojrzała na mnie i znów tajemniczo się uśmiechnęła. Miała bardzo ładny uśmiech. Ale zarz zaraz, wydawało mi się, że spojrzała na mnie w jakiś specyficzny sposób… zalotnie?
Na rozmowie spędziliśmy chyba godzinę, sam nie wiem, szczęśliwi czasu nie liczą. Bardzo chciałem ją bliżej poznać. Była ładna, inteligentna i miała tyle ze mną wspólnego! Po jakimś czasie postanowiłem zaprosić ją do mojej jaskinii.
-Chodź za mną- powiedziałem uśmiechając się.- pokażę ci moją jaskinię.
-Spoko- powiedziała Koshya i znów się uśmiechnęła w ten specyficzny sposób…

<Koshya? Odpisz jak najszybciejdefault :) >

18.03.2017

Od Melpomeny do Iwo


Kiedy basior odleciał rozejrzałam się dookoła i upewniwszy się, że nikt nie patrzy, zagrzebałam w ziemi bursztyn. Teraz to zapewne ja wyjdę na niedowiarka, ale wolałam robić rzeczy po swojemu. Nawet, jeśli kamienie nie utworzą trwałej, ochronnej bariery, przynajmniej dodadzą nam trochę szczęścia, a ich obecność pozwoli mi spokojniej spać w nocy.
Skalna grań była spokojna. Daleki wiatr huczał, przetaczając po skażonym terenie kłęby dymu. Moje nozdrza wypełniała cierpka, nieprzyjemna woń. Westchnęłam i pogrzebałam w torbie. Wyciągnęłam kiść zasuszonego bzu i wpięłam we włosy, w pobliżu ucha. Co prawda smród stał się od tego ledwie odrobinkę mniej wyczuwalny, ale lepsze to, niż nic.
Ruszyłam w drogę powrotną. Ogromne, majestatyczne granie wkrótce rozbrzmiały echem moich - już nie do końca tak majestatycznych - przekleństw.
Ścieżka wiła się wokół strzelistych szczytów. Maleńkie kamyczki, spychane przez moje łapy, spadały w najeżoną ostrymi zębami stalagmitów przepaść. Otchłań była niepokojąco podobna do ogromnej, przerażającej paszczy i niczym paszcz, zdawała się tylko czekać, aż i ja się w nią osunę, aby móc rozerwać moje kościste ciało na krwawe strzępy. Starałam się z całych moich sił nie spoglądać w dół, ale panorama, która roztaczała się dookoła również nie nastrajała optymistycznie. Nigdzie nie było lasu - tylko szare monumenty, strzelające pod niebo, szare, z delikatnym muśnięciem chorobliwej żółci, niczym skóra trupa.
Co za wesołe skojarzenia. Pogratulować wyobraźni.
W gruncie rzeczy, ta bezkresna przestrzeń, wypełniona kamieniami i szarymi wąwozami odrobinę mnie niepokoiła. Nigdzie nie widziałam lasu - co oznaczało, że musiałam się od niego solidnie oddalić. Czy się zgubiłam? Czy już po wieki będę się błąkać po tych bezkresnych, wymarłych pustkowiach.
Klaustrofobia i agorafobia w jednym? Idziesz na rekord, dziewczyno. Może czas wziąć się w garść?
Aby uniknąć nasilającego się dyskomfortu psychicznego, wlepiłam wzrok z ścieżkę przede mną. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu udało mi się dostrzec podejrzany ruch kamienia pod moją łapą. Mały kamyczek drgnął i spadł w przepaść. Problem w tym, że go nie dotykałam. Rozejrzałam się z niepokojem dookoła, zaciskając łapę na bursztynowym medalionie.
Nagle kamienny odłamek o kształcie zaostrzonego rysika wzniósł się w powietrze, podleciał do jednej ze skał o nieco bardziej płaskiej powierzchni i zaczął ryć w jej powierzchni.
Tego było dla mnie zbyt wiele.
Sięgnęłam do torby i wyjęłam wisiorek Wszystkowidzącego Oka. Zawieszka wykonana była z naładowanego energią Księżyca żelaza, miała kształt oka z dziurą w miejscu źrenicy. Uniosłam ją tak, aby móc patrzeć przez dziurę w źrenicy i wyszeptałam:
Przyzywam Wszechwidzące Oko
Aby rozedrzeć niebo wysoko
Ujawnij to, co zakazane
Wzrokiem śmiertelnych niedostrzegane.
Spojrzałam przez dziurę w talizmanie. Nic nie zobaczyłam. Gdybym nie była wcześniej zaniepokojona, teraz bym zaczęła. Zaklęcie Wszystkowidzącego Oka powinno pozwolić mi zobaczyć to, czego nie mogłabym dostrzec własnym, wadliwym, śmiertelnym wzrokiem. W innych okolicznościach uznałabym, że nic tam nie ma, ale zwykłe obserwacje temu przeczyły -kamienny rysik nadal unosił się i nadal mozolnie grawerował słowa na powierzchni skały. Oznaczało to dwie rzeczy: czymkolwiek była ta istota, nie była normalnym duchem - przynajmniej nie w powszechnie rozumianym sensie. Po drugie, musiało być dużo potężniejsze ode mnie, skoro było w stanie skryć się przed zasięgiem mojej magii.
Zostało mi ostatnie rozwiązanie. Skupiłam się, przymknęłam powieki, po czym otwarłam je ponownie - lśniące złotem od mocy. Teraz mogłam widzieć aury. Rzadko używałam tej zdolności - kolory aur otaczających wilki dezorientowały, męczyły, zlewały się ze sobą i na dłuższą metę doprowadzały do migreny. Teraz jednak nikogo innego nie było w pobliżu - tylko ja i tajemnicza istota. jej aura była blada, jasna, pudrowo różowa. Wiem, to zaskakujący kolor, jak na tajemniczy, potężny byt z zaświatów, ale być może kryło się za tym głębsze znaczenie. Róż, po odrzuceniu pierwszych, najbardziej nasuwających się na myśl skojarzeń może symbolizować słabość fizyczną.  Kto wie, być może ta istota wcale nie była aż tak groźna?
Nagle aura zniknęła. Potrząsnęłam głową, usiłując przegnać plamki spod powiek. "Wyłączyłam" widzenie aury i spojrzałam na skalną ścianę, której stworzenie użyło jako tablicy.
Pochyłym, drżącym, topornym pismem było na niej wyrżnięte: "Pomóż mi"
*****************************************************************************************
- Iwo! Iwo! - wrzeszczałam, przemierzając główną polanę watahy. Basior odwrócił się z zaskoczeniem. Kąciki jego pyska drgnęły - nie wiem, jak interpretować taki gest, ale to chyba było zadowolenie? Sympatia? A może po prostu swędział go nos?
- O, hej Mel. Już myśleliśmy, że zabiłaś się w górach.
- Musisz iść ze mną! - wykrzyknęłam rozgorączkowana, ignorując jego uwagę.
- Czekaj, czekaj... - nie zdążył nic powiedzieć, bo pociągnęłam go za łapę, w kierunku mojej jaskini. - Mel?
Coś tam jeszcze gadał, ale byłam zbyt zaaferowana, aby go wysłuchać. Usiłowałam zawlec go w kierunku wejścia do groty -bez większego skutku, bo co taka drobna, wątła wadera może zdziałać w takiej sytuacji?
- No ruszże się, kobyło jedna... - mruknęłam pod nosem.
- Ło, ło, ło, spokojnie. - oświadczył, delikatnie, acz stanowczo wysuwając łapę z mojego uchwytu. - Wytłumaczysz mi, o co właściwie chodzi? Bo zaraz zacznę podejrzewać, że chcesz po prostu zaciągnąć mnie w jakieś ustronne miejsce w niecnych celach.
Zmarszczyłam brwi, niepewna, czy powinnam doszukiwać się w tej wypowiedzi drugiego dna. Ostatecznie zdecydowałam że wykład o demiromantyczności zostawię sobie na kiedy indziej. Chwalmy dzień.
- Widziałam to coś! To, co chciałeś mi pokazać!
- Widziałaś?
- No, nie do końca iw tym właśnie rzecz. - przyznałam. - Ale przeżyłam bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Słuchaj, postój tu przez chwilę, ok?
Odbiegłam, nie czekając na reakcję basiora, tylko po to, aby po chwili wrócić, taszcząc ogromny, oprawiony w skórę tom - jeden z pięciu, które dostałam od poprzedniej mistrzyni. Na okładce złotymi literami wytłoczono tytuł: "Kompendium istot paranormalnych". Szacowny wolumin był ciężki jak cholera, ale za to zawierał spis większości gatunków potworów,duchów,demonów i innych tego rodzaju uroczych stworzeń - od banshee, wysłanniczek śmierci, aż po złośliwe chochliki i wróżki.
- Spójrz na tę książkę - poleciłam. - i powiedz, czy coś tutaj wydaje ci się znajome.
Basior pochylił się niepewnie nad poplamionymi stronami...

<Iwo? Wiem, że przydługawe, ale mam wenę>

Nowa Wadera! Avril!



Mój nik na Howrse: Avril !
Imię: Avril
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Śmierć, mrok, noc, wolność, ogień i życie
Stanowisko: Zabójca
Cechy fizyczne: Szybka, zwinna, cicha, zwinna, pięknie śpiewa
Cechy charakteru: Avril jest miłą, nieufną, odważną, pomocną i oczywiście wrażliwą waderą. Bardzo lubi latać. Wygląda na delikatną, co nie oznacza, że taka jest. Nie łatwo zdobyć jej zaufanie. Nigdy nie lekceważ jej mocy, jej oczywiście też.
Cechy szczególne: Nosi na szyi czarną kokardę.
Lubi: Latać, żartować, spędzać czas z przyjaciółmi, walczyć
Nie lubi: Lenistwa, jak ją ktoś obraża i ją lekceważy.
Boi się: Niczego
Moce: Gdy ktoś umrze może go ożywić, włada ogniem. jednym ruchem może kogoś zabić
Historia: Gdy była jeszcze w innej watasze, była tam bita i wykorzystywana, przez rodzinę także. Pewnego dnia postanowiła uciec. Jakimś cudem jej się to udało. Bardzo długo szukała schronienia. Była wyczerpana. Nareszcie po wielu godzinach wędrówki znalazła tą watahę.
Zauroczenie: Brak
Głos: Link
Partner: Szuka
Szczeniaki: Brak
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Coins: 0
Towarzysz: Iris
Inne zdjęcia: Brak
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje:
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 100
Spryt: 100
Zwinność: 100
Szybkość: 100
Mana: 200

17.03.2017

15.03.2017

Nowa Wadera! Koshya



- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: ZuzaCatLove
- Imię: Koshya
- Wiek: 3 lata
- Płeć: wadera
- Żywioł: umysł, czas, miłość
- stanowisko: mag
- Cechy fizyczne: Koshya jest zwinna. Nie potrzebuje siły więc nie jest bardzo silna, nadrabia za to sprytem. Jest to szczupła wadera o przenikliwie czerwonych oczach, które błyszczą bladym, jasnym światłem gdy skupia się na patrzeniu w przyszłość, jeśli patrzy tylko na chwilę, to nie świecą. Jest to ładna samica o puszystym, biało-szarym futrze.
- Cechy Charakteru: Na pewno nie wpycha nosa wszędzie. To nie Koshya. Ona wyróżnia się tym, że trzyma się na uboczu, ale nie przez nieśmiałość. Po prostu nie lubi zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nie jest typową królową dram, wręcz przeciwnie. Jednak nie raz jest szczera ale nie do bólu. W sytuacjach jeden na jeden potrafi zaskoczyć. Wie wszystko o wszystkich, często czyta w myślach zanim się odezwiesz i wie, co zrobić i jak odpowiedzieć. Jest również wielką podrywaczką - jeśli tylko wyczyta, że ci się podoba, będzie cię zachęcać, aby posmakować z nią chwili. Często rzuca zalotne spojrzenia i chodzi dumnym krokiem. Pokazuje w ten sposób, że jest lepsza od innych, jednak nie gardzi wszystkimi - tylko waderami, które jej nie podpasują.
- Cechy szczególne: Zawsze wypielęgnowane, czyste, białe futro i przenikliwe, czerwone oczy. Także czarny znak na lewym ramieniu.
- Lubi: basiory, chwile sam na sam, spokój i ciszę, mieć wszystko pod kontrolą
- Nie lubi: awantur, wilków odstających z szeregu, odrzucenia zalotów
- Boi się: silniejszych wader, zbyt jasnego światła
- Moce: czytanie w myślach, wpływanie na myśli innych wilków, patrzenie w przyszłość, telekineza, rozkochiwanie innych wilków na maksymalnie dwie godziny,
- Historia: Koshya urodziła się w jakiejś małej watasze. Nie miała dużo do roboty, zakochiwała się, odkochiwała i to praktycznie wszystko co robiła. Pewnego dnia po prostu jej się to znudziło i uznała, że wyruszy w podróż. Mijała po drodze mase różnych wilków, z częścią coś się stało, część tylko minęła. Bardzo podobały jej się momenty, gdy inni byli zdziwieni jej umiejętnościami i przewidywaniami. Jednak większość zdziwiła też siła jej mocy i to, jak ciężko jest się do niej zbliżyć nieproszonym. Dlatego też sporo wilków ją omijało, choć ciągnęło ich do niej. W pewnym momencie swego życia trafiła na Watahę mrocznych skrzydeł i dołączyła. Może tu spotka szczęście i przeżyje jakieś przygody?
- Zauroczenie: wszyscy~
- Głos: słodki i kuszący~
- Partner: jeszcze nie~
- Szczeniaki: pewnie będą~
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Coins: 0
- Towarzysz: - 0
- Inne zdjęcia: -
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: bardzo łatwo ją poderwać, ale lepiej nie liczyć na nic stałego o ile ktoś jej w sobie nie rozkocha~
- Umiejętności: 800
: Siła: 50
: Zręczność: 100
: Wiedza: 150
: Spryt: 150
: Zwinność: 150
: Szybkość: 100
: Mana: 100

14.03.2017

Może jednak nie zwariuję :D

Dobra. Oto obrazek od Hazaki


Zaraz zwariuję.

Dobra. Witam kochane wilczki! Mam pewien pomysł, i mam ochotę go zrealizować. A więc. Będzie konkurs na rysunki. Ten kto wygra dostanie upominek w postaci no nie wiem. Złota karta, kamień filozoficzny, Kula światła, jajo, lilia beth i tak dalej. No więc. Konkurs kończy się pod koniec tego tygodnia. I niech ktoś weźmie udział bo zaraz szału dostanę. No ale do rzeczy. Rysunki mogą być różne. Jakieś wilki, kwiatek, smok, nawet jakaś abstrakcja. Ten kto chce być oceniającym niech się zgłosi i będzie sprawiedliwie. No to pa, pa

Od Lii C.D Dark Star

Opowiadanie było krótkie, i zwięzłe... chyba aż za zwięzłe. Star popatrzyła na mnie ukosem.
- No więc tak... - zaczęła - Koty były czczone w Egipcie i były one opiekunami. Kocią boginią była Bastet. Data udomowienia kota nie jest docześnie znana ale.... - patrzyłam na nią i nic nie rozumiałam. Co miała jakaś Kitty do tego, co tu się zdarzyło? ( w sensie... w mojej głowie ) ale ona dalej mówiła
- Koty w dawnej kulturze były tępione jako zwierzęta, kojarzone z czarownicami. W Japonii były one kojarzone jako wcielenie demonów.
- Koty są wyniosłe. - mruknęłam. - ale słodkie.
- No tak....
- Dobra. Na razie zostawmy ten temat. Idziemy na główne tereny watahy. - mruknęłam i poszłam. Zobaczyłam Meg która goniła jakieś coś... należało to do fauny, tego byłam pewna ale to wyglądało jak mieszanka królika, kota, psa i świnki morskiej ( kawi )
- Meg! - krzyknęłam. - ona odwróciła się i popatrzyła na mnie z wyrzutem
- Spłoszyłaś mi zwierze.
- Sorry. - Meg popatrzyła na Dark Star i zlustrowała ją wzrokiem.
- Co? - zapytała wadera stojąca koło mnie
- Jesteś wrogiem? - zapytała Meg
- Eeeee.... nie. Właśnie tu dołączyłam. - Zobaczyłam jak napięcie w oczach Meg przygasa
- Ech... no dobra. Meg jestem. - mrugnęła Meg
- Meg? Meg jak Margaret, Megary czy Megeria?
- Megami. - odparła.
- Aha.... Ja jestem Dark Star i właśnie rozwiązujemy problem z kotami. - Popatrzyłam na waderę z wyrzutem.
- Nie powinnam tego mówić, tak? - zapytała
- Owszem. Nie powinnaś. - Gdzieś w lesie rozległ się ryk. Brzmiał jak jeleni ale jednak....
- Co to było? - zapytałam nadstawiając uszu.
- Czy ja wiem.... - mruknęła Meg. Zaczęłam iść w tamtą stronę.
- Ej! A ty gdzie! - zawołała za mną Star i '' poleciała'' za mną razem z Meg. Zaczęłam przeciskać się przez zielska. W końcu gwałtownie się zatrzymałam.
- O co chodzi? - zapytała Star a ja odpowiedziałam jej milczeniem. Bo przede mną, dosłownie parę metrów ode mnie stały zmutowane sarny, patrzące na mnie swoimi czerwonymi paciorkowatymi oczami. Nie bały się nas.