1.08.2018

Od Sixa

Zanim się obejrzeliśmy była już noc. Poradziłem bratu, by poszedł spać. Zgodził się ze mną. Ułożył się wygodnie w miejscu, gdzie w jego jaskini było najcieplej. Ja nie mogłem zasnąć przez długi czas. Słyszałem, jak wzdłóż ścian spływa woda. Jak skapuje co jakiś czas. Dopowadzało mnie to do histeri. No... może nie aż tak. Bardziej do stanu przedzawałowego. Nie, tak też nie... Już wiem! Po prostu bicie mojego serca dostosowywało się do kapania. Ciągłe napięcie pomiędzy kolejnymi dźwiękami dziwnie na mnie wpływało. Kap. Kap. Kap. Kap... Kap, kap. Nie miałem najmniejszego zamiaru dawać za wygraną. Leżałem grzecznie tam, gdzie się ułożyłem, ale woda...

Kap. Kap. Kap. Kap, kap, kap, kap. Kap...

 Starałem się trzymać jak najdalej od niej. Wciąż pamietałem, jak wrywała mi się do płuc. Jak to okropnie bolało, kiedy nie mogłem zaczerpnąć tchu. Kiedy zamiast powietrza w klatce piersiowej czułem ją, rozrywającą mnie i piekącą w okropny sposób. Nie mogłem jednak jej unikać, dlatego postanowiłem sobie coś. Po prostu przyjmę do wiadomości, że nigdy się nie utopiłem... Było to trudne, ale w końcu intensywne przekonywanie samego siebie, że woda nie zrobi mi krzywdy zadziałało. Mogłem pójść w ślady Misia i zasnąć. Tak też zrobiłem.

Nazajutrz zbudziłem się jako pierwszy. Z satysfakcją stwierdziłem, że oksydan (ta nazwa wody jest - moim zdaniem - straszniejsza) nie zabił mnie podczas snu, jak pierwotnie zakładałem. Było to głupie założenie, ale nie bałem się go wysunąć. W tym dziwacznym świecie już chyba nic mnie nie zdziwi. Szybko i po cichu upolowałem sarnę. Nie byłem pewien, czy wolno mi było polować na tym terenie, ale czego się nie robi dla braciszka. Sam zadowoliłem się dość sporym kawałkiem zwierzęcia.

 Tak brakowało mi tego smaku...


 - Okej. Dasz radę. To jest płytkie. Poradzisz sobie- próbowałem się zdopingować.- Okay. Raz... Dwa...- szybko przełknąłem ślinę- Trzy.- "Na trzy" szybko wskoczyłem do strumienia. Obmyłem się z krwi i wyszedłem, jak najszybciej mogłem.
 - Ja żyje... O rany! Tak!- Szybko przypomniałem sobie, że mogę nie być tam mile widziany, więc się uciszyłem.- Six jeden, woda zero.- uśmiechnąłem się, by po chwili stwierdzić, że spotkanie z  H₂O nie było takie straszne, jak się tego spodziewałem. Dodało mi to trochę pewności siebie. Szybko oswajałem się z nowym terenem, co przyjąłem z ulgą. Wolałem to, niż traktować wszystko jak wodę. Szczerze, to w związku z tym czułem się jak kot. Na zewnątrz wyczuwałem mnóstwo tropów zwierząt - w większości wilków. Oznaczać to mogło tylko jedno, a mianowicie: Mój braciszek się ustatkował! Ma własną watahę, lecz dopiero teraz wysunąłem ten wniosek.

 Uśmiechnąłem się dumny z Misia. Szczerze mówiąc ten pseudonim już chyba się przedawnił, ale co tam! Dawno go nie widziałem! Mam prawo do dawnych przyzwyczajeń, czyli właśnie, między innymi, nazywania go Misiem.
 Od razu przypomniała mi się nasza mama, która wybrała mu to imię, właśnie ze względu na ten sposów skracania go.
   Zapracowana, ale przy tym kochająca i troskliwa. Bardzo nie podobało jej się, że w tak wczesnym wieku zacząłem uczyć się polowania. Tata natomiast, specjalnie robiąc jej na złość, mnie szkolił. Robił to on, ponieważ byłem za młody, by przyjeli mnie do szkoły, albo chociaż harcerstwa. Ahhh... Cudowne czasy.
 
Wróciłem do Michia, który właśnie obmywał się w mniejszym od strumienia na zewnątrz, zbiorniku wodnym, którego wcześniej nie zauważyłem. Mogłem się domyślić, że gdzieś tu jest, ze względu na to, że w nocy słyszałem kapanie. No nic.
  - Cześć, jak się czujesz?- spytałem troskliwie. Miś uśmiechnął się do mnie smutno.
- Dziś pójdziemy do Alfy, Six.- odparł, nie odpowiadając na moje pytanie.- Jeszcze jest wcześnie, więc zrobimy to później.

  Nie znałem wadery, która oddała za mnie swoje życie... Właściwie zrobiła to bez udzielenia na to wcześniejszej zgody, więc jakby zostało jej ono odebrane. Nie znałem, dlatego nie byłem w stanie jej współczuć. Nie chodziło o to, że byłem bezsumiennym potworem, po prostu... Nie czułem z nią żadnego powiązania. Nie słyszałem nawet jej głosu. Widziałem ją raz w życiu. Była dla mnie kompletnie obca. Codziennie mnóstwo stworzeń umierało. Nie było w tym nic dziwnego. Dla mnie była po prostu "jedną z". Nie mogłem jakoś specjalnie ubolewać nad jej śmiercią. Jednak widząc swojego braciszka smutnego, mogłem stwierdzić, że była ważna. A raczej, na pewno nie była mu obojetna. Może się lubili, przyjaźnili, a może to było coś więcej. Jednak jedno było pewne. Nie zamierzałem go o to pytać.

Gdy słońce było w zenicie, Misiek uznał, że "póżniej" właśnie nastąpiło. Prowadził mnie w jakąś stronę, błagając się samemu po cichu, żeby pamiętał jak dojść do celu. I pamiętał, bo po jakimś czasie dotarliśmy. Niestety nie zastaliśmy Alfy, co mój brat przyjął z dziwnym dla siebie spokojem.
- Poszukajmy gdzieś indziej. Nie rozpłynęła się przecież.- mówił spokojnie. Aż sam nie wierzyłem, że to jego głos.
- Michio, może...
- Chodź.- Nie protestując poszedłem za nim. Może bym mu pomógł, ale nie znałem jego Alfy. Nie wiedziałem jak pachnie, więc nie mogłem jej zwyczajnie wytropić. Nie minęło dużo czasu, a Misiek ją znalazł. Siedziała, w zacienionym miejscu nad wodą. Chyba jeziorem. Może miało ono nawet swoją nazwę. Powinienem przestudiować tutejszą mapę.
- Dzień dobry.- przywitał się Michio. Wadera miała w pysku rybę, którą odłożyła na czas konwersacji.
- Witaj. Co cię do mnie...
- Chciałbym porozmawiać.- przerwał jej. Nie spodziewałem się tego po nim. Zawsze czekał, aż osoba, z którą rozmawiał skończy.
- Jasne. O czym?- Wiczyca rzuciła krótkie spojrzenie na mnie. Zaraz potem znów zerknęła na Miśka.
- Tak, o nim też.
- Też?

  Michio opowiedział swojej Alfie o Demo. Kończąc wszystko zdaniem "I tak pojawił się tu on". Zdawało mi się, że szepnął też "przepraszam". Lia - bo tak miała na imię Alfa - wydarła się i rzuciła dość długą wiązankę przekleństw w stronę zmarłej. Miałem wrażenie, że Misiek chciał się na nią rzucić z pazurami (swoją drogą, bardzo ostrymi), ale powstrzymał się. Chwilę potem wadera uspokoiła się. Powoli zaczęła wszystko ogarniać. Spytała o kilka rzeczy. Między innymi w czym mogłem być dobry i jaką pracę mógłbym wykonywać. Czyli standardowe "Jeśli mi się tu przydasz, to cię przygarnę". Na końcu powiedziała: "Witaj w Watasze Mrocznych Skrzydeł, Six". Tak oto dowiedziałem się do jakiej watahy wkroczyłem. Wróciliśmy z Misiem do jego domu. Poprosił mnie, żebym zostawił go na chwilkę w spokoju. Zgodziłem się. Potem przeprosił mnie i obiecał, że póżniej spędzi ze mną więcej czasu. Poniekąd go rozumiałem. Przytuliłem go mocno, co odwzajemnił z niemrawym uśmiechem. Wyszedłem z jego jaskini.

- Pora troszkę pozwiedzać...- sapnąłem kierując się w stronę centrum watahy. Tak, jakoś zdobyłem mapę terenów.

<Coś. Ktoś. Cokolwiek.>

1 komentarz: