27.08.2018

Od Kory C.D. Michia i Megami

Otworzyłam oczy. Ach, dzień! Słoneczko! Co prawda niewiele go pada na miejsce, w którym leżę, ale przynajmniej świeci.
Ziewnęłam i przewróciłam się na grzbiet. Sufit wyglądał jakoś inaczej niż w ostatnich dniach. Gdzie ja właściwie jestem...?
Rozbudzona chęcią poznania odpowiedzi, poderwałam się ze sterty kocyków. Swoją drogą, miła odmiana po tej skale, którą ktoś nazwał poduchą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu; nie było bardzo duże, ale za to przytulne. Ze ścian spływała woda, po czym musiała wplumpywać gdzieś w szczeliny przy podłodze, bo nie tworzyły się kałuże. Przy tej wodzie właśnie rosło parę rzadkich, przynajmniej w moim mniemaniu, gatunków roślin, a nawet świecące grzybki.
A, teraz sobie przypominam. To dom tego złotego gostka. Czyli on musi być gdzieś w pobliżu!
Miękko zeskoczyłam z posłania. Nie znam planu tej jaskini, ale nie może być trudno go znaleźć. Mam przecież nos, nie? Co prawda okazało się, że zapach basiora unosi się wszędzie - cóż się temu dziwić, skoro tu mieszka - ale w jednym miejscu był najsilniejszy i tam właśnie się skierowałam. Mijałam te śmieszne strumyczki i ciekawe roślinki, aż wreszcie stanęłam u progu czegoś, co chyba można by nazwać kuchnią. Chociaż docierało do mnie wiele bardziej lub mniej smakowitych aromatów, to i tak w oczy najbardziej rzucał się krzątający się po pokoju basior. Złoty gostek!
- Dzieńdoberek! – krzyknęłam wesoło, wskakując na blat. Cudem nic się nie rozsypało ani nie potłukło. A szkoda.
- No cześć – odpowiedział z uśmiechem. – Dobrze spałaś?
- Średnio. Jak ty właściwie masz na imię? – zapytałam. Pewnie kiedyś się przedstawił, cóż, nie pamiętam, ale nie mogę go nazywać złotym przez cały czas. Może mi przecież przyjść pozostać tu jeszcze trochę, zanim nadarzy się okazja do ucieczki…
- Michio.
- Hmm – zastanowiłam się, zeskakując. – Więc będę mówić na ciebie Niedźwiedź. Co tam masz w tym garnku? –Podskoczyłam, żeby zajrzeć do naczynia, ale było za wysoko.
- Niedźwiedź? – zaśmiał się. Meh, nie nadąża. Przecież wyraźnie zapytałam o zawartość gara, niedźwiedzie są już przeszłością. Musiałam więc sama zapuścić żurawia.
- Mhm, mleko – oznajmiłam obojętnie, w akompaniamencie upadających na podłogę pojemniczków, pudełeczek, opakowań i kto wie, czego jeszcze. Kuchenną kakofonię zakończył wreszcie worek mąki, opadając na blat z cichym pufnięciem. Na chwilę zapadła cisza.
Ups. No to teraz się wkurzy.
Wilk spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym westchnął.
- No to czeka nas niezłe sprzątanie.
Nas? A więc nie każe mi tego sprzątać samej?
To jest…
…bardzo dziwne.
Nagle przy wejściu do jaskini rozległy się jakieś głosy.
- Pójdę się przywitać! – krzyknęłam, pędząc do wejścia, na wypadek, gdyby Niedźwiedź miał zmienić zdanie co do porządków.

<Michio? Megami?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz