Spojrzałem na Nitaena. Z trudem można w nim było rozpoznać tego samego szczeniaka, który - na samo wspomnienie niemal się uśmiechnąłem - jakiś czas temu wyjadał mi cukierki przy każdej wizycie. Teraz sylwetką przypominał dorosłego wilka, a chociaż wciąż był puchaty, to uwagę mocniej przyciągały duże, nietoperze skrzydła, zwieńczone niebezpiecznie wyglądającymi szponami. Jego siostra również zresztą nie przypominała małej, słodkiej kuleczki. Cóż się temu wszystkiemu dziwić; sam wyglądałem zupełnie inaczej niż dawniej. Dorastanie, bla, bla.
Zanim którykolwiek ze szczeniaków zdążył coś odpowiedzieć, zauważyłem jeszcze jedną rzecz: w pewnej odległości od brązowego kradzieja słodkości pobłyskiwała czernią cienista zjawa. Uniosłem brwi.
- Nie przeszkadzają ci one?
- Nie bardziej, niż ona - mruknął basiorek. Kaja, którą oczywiście miał na myśli, prychnęła, ale nie wyglądała na obrażoną. Zapewne często się droczyli.
- A więc musi być mocno wkurzająca. - I bez wyjaśnienia wiedziałem, że duchy muszą go dręczyć. Ten rodzaj ma to w zwyczaju. Byłem tylko zaskoczony, że do nikogo z tym nie poszedł. - Nie chciałbyś się ich pozbyć?
- A da się? - zapytał, zaskoczony.
- Może nie całkiem. Ale ograniczyć występowanie z pewnością...
* * *
- Daleko jeszcze? - usłyszałem udręczony głos rysia czerwonej wadery. Po raz piąty.
- Niespodzianka - mruknąłem, otwierając drzwi za pomocą przycisku - jesteśmy na miejscu.
Naszym oczom ukazało się niewielkie, ciemne pomieszczenie. Była w nim wykorzystana cała dostępna przestrzeń: ściany z ubitej ziemi, gdzieniegdzie straszące odsłoniętymi korzeniami, były prawie całkowicie zasłonięte przez rzędy półek. Stało na nich mnóstwo medalików, amuletów, ampułek, nieoetykietowanych fiolek z dziwacznymi substancjami i trochę przedmiotów o bliżej nieznanym przeznaczeniu. Poniżej kurzyło się kilka sztuk mebli. Przy ścianie po stronie drzwi stało niewielkie biurko, którego połowę zajmowała olbrzymia, oprawiona w niepokojącego rodzaju skórę księga.
- Rany... - szepnął Nitaen. Zaraz potem zaczął kaszleć, jak wszyscy zresztą, bo nieopatrznie otworzyłem tomiszcze zbyt gwałtownie i w powietrze wzniósł się tuman pyłu.
- Zobaczmy - mruknąłem, wertując księgę, gdy kurz opadł. Prędko znalazłem odpowiednia stronę. - To chyba to. Powiedz, czy te zjawy wyglądają w ten sposób?
Basiorek zerknął mi przez ramię i pokiwał głową. Przebiegłem wzrokiem po tekście.
- Duchy, które za tobą podążają, to dusze zmarłych, którzy boją się całkowitego przejścia na drugą stronę, lub bardzo chcą dopełnić niedokończonych spraw na tym świecie. To, co jest po śmierci... to je przyciąga, i większość przechodzi tam bez problemu; ci pragną pozostać - a do tego potrzebują powiązań z naszą stroną. Urodziłeś się z rzadkim... darem, powiedzmy, który sprawia, że dla nich jesteś czymś w rodzaju portalu. Jeśli znajdą się w twoim pobliżu, mogą przyjąć widzialną postać, a nawet - w niewielkim stopniu - ingerować w otoczenie. Łakną tego, łakną interakcji z żywymi. To zbliża ich do naszego świata. Nie można jednak w ten sposób przywrócić do życia, egzystują więc w wiecznym nieszczęściu, bezsensownym strachu, aż nie poddadzą się naturze. To, że wracają pod postacią zjaw, nie jest dobre ani dla ciebie, ani dla nich.
- Ale jak się ich pozbyć? - spytał szczeniak.
- Dobre pytanie. Będziemy musieli...
<Buhahaha, nie skończę zdania i skażę cię na wymyślanie >:) Nitaen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz