11.08.2018

Od Kalego* ,,Cztery godziny, czyli Zero nie będziemy tęsknić" cz.2

  Oddychałem głęboko. Zero klnął na mnie i przyzywał chyba każde znane sobie bóstwo, żeby zrobiło ze mną porządek. Zdawało mi się nawet, że wymienił kilka demonów, ale nie mogłem być tego pewny, nie znałem się na takich sprawach. Iluzja gałęzi zniknęła, gdy tylko przestałem się na niej skupiać. Zero, gdy ochłonął, patrzył zdziwiony na miejsce, w którym jeszcze niedawno widział potencjalne zagrożenie oraz mnie, chociaż nie byłem pewny, czy nie zalicza mnie on do kategorii zagrożenia. Potem już nie było tak kolorowo. Spojrzał na swoją pierś i z wielkim bólem wymalowanym na pysku cicho zaskomlał. Odwrócił wzrok w stronę wody, ale zaraz potem z niewiadomych przyczyn znowu zwiesił go w dół. Po czym wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Gdybym chciał go do czegoś porównać, celowałbym w granice bólu, rozpaczy czy skowytu upokorzenia.
  - Ty kundlu!- wydarł się, spoglądając na swoją krwawiącą łapę. Jak ty...- Nie dane mu było dokończyć pytania, bo skoczyłem na niego ponownie, tym razem zadając mu cios pazurami na boku. Łapa mi już drętwiała. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze.
Nawet z dotkliwie uszkodzoną łapą byłem w stanie mu uciec, zanim również zadałby mi cios. Basior jęknął z bólu, ale starał się trzymać dumną postawę.
- Ile ich było?- spytałem głosem, którym starałem się wyrazić wszystkie negatywne emocje, jakimi go darzyłem, jednak nie sądziłem, by było to możliwe. I chyba miałem rację, bo do osiągnięcia efektu, który miałem nadzieję utrzymać, zabrakło mi trochę. Może, gdybym darł się na jego zwłoki, byłoby lepiej? Chociaż może cały efekt psuł bardzo wyraźny ból w moim głosie... Superszybkie bieganie z niefunkcjonującą łapą było skrajnie bolesne.
- A co? Zazdrościsz?- Prychnął i zebrał się w sobie. Widać było, że sprawia mu to ogromną trudność, ale podbiegł w moją stronę. Zamachnął się, a jego ostre pazury przecięły powietrze ze świstem. W końcu to ja mogłem się uśmiechnąć.
- Pf, nie trafisz mnie. Jestem dla ciebie zbyt szybki.- Uwielbiałem być na z góry wygranej pozycji. Może było to nudne, ale pożyteczne. Cieszyłem się, że mimo wszystko to Zero był bardziej ranny.- Spytam jeszcze raz. Ile ich było?
- Ha! Nie umiesz do tylu liczyć.
  Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową.
- Przepraszam, mówiłeś coś? Chyba ustawiłeś sobie głośność na ZERO.- zaśmiałem się za swojej kiepskiej dogryzki, a raczej z reakcji Zera, bo wyglądało na to, że strasznie się wkurzył. Dobrze. Ciśnienie jego krwi wzrosło, przez co, przy poważniejszej ranie, szybko by się wykrwawił. Śmiesznie łatwo było kogoś zamordować.
- Zero, jak ZERO LITOŚCI, pchlarzu- warknął, po czym ruszył na mnie biegiem i walił na oślep w miejscu, w którym już mnie nie było.
- Rany, chyba coś cię opętało. Wijesz się tam, jakbyś był co najmniej rybą wyjętą z wody.
- Walcz jak basior, a nie ciągle zwiewasz, kretynie! Podejdź tu i stocz prawdziwy pojedynek!- wydarł się w moją stronę.- Chyba że WYMIĘKASZ!
- Ja wymiękam?- uśmiechnąłem się.- Ja nie wymiękam. To ty chcesz ode mnie fory.
- ŻADNE FORY, ŚMIECIU! UCZCIWĄ WALKĘ! NIE ZWIEWAJ JAK PRZESTRASZONA SARENKA!
- Przestraszona sarenka?- Tym razem to ja prychnąłem.- Nawet byś mnie nie drasnął. Masz ZERO szans na wygraną.
- Tak się składa, że już drasnąłem i chyba nawet nie chcesz wiedzieć, jak okropnie to wygląda.
  Momentalnie zakręciło mi się w głowie. Wcześniej starałem się brać mniejsze wdechy, by mniej czuć swoją krew, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że gwałtowne przyspieszanie i niepełne wdechy mogły się źle skończyć. I tak się właśnie skończyło, bo starczyła chwila nieuwagi, a Zero był już przy mnie i podciął mi łapy, także w tamtym momencie znajdowałem się na ziemi. Zero szybko skorzystał z tego, że nie mogę biegać, leżąc i wbił mi pazury w kolejną łapę. Ból był okropny, jednak nie taki wielki jak poprzednim razem, więc starałem się trzymać wrzask w sobie, jednak po chwili, gdy poczułem, jak coś wbija się następną moją łapę, nie mogłem już tego w sobie utrzymać.
- AAAARGH! ZOSTAW! PUŚĆ! AAAHHHHRRRR!!!- Szarpałem się, chcąc się uwolnić, jednak tylko pogarszałem swoją sytuację. Zero wbił pazury głębiej, tylko szczerząc się, podczas gdy ja już z bólu prawie traciłem przytomność. Błagałem go w myślach, żeby przestał, jednak nic się nie działo. Nie dawałem rady go z siebie zepchnąć. Był za silny. Nie potrafiłem się obronić i szczerze mówiąc, wątpiłem, czy uda mi się wydostać. Oczy zachodziły mi mgłą, by co jakiś czas powrócić z całą ostrością, co mogło oznaczać, że albo mój organizm co chwile mdlał, albo płakałem z bólu. Czułem swoją krew i krew Zera, jednak mieszały mi się one. Trudno było skupiać się na zapachu, gdy ktoś o wiele silniejszy od ciebie zdaje się, że próbuje cię pozbawić łap. Słyszałem jego głośny oddech, podczas gdy mój starałem się trzymać w ryzach.
- Zostaw! Nie wytrzymam! Puszczaj! ARGH! AŁ! DOŚĆ! Proszę! Zero... Ał! Zostaw...- błagałem coraz ciszej, wątpiąc, czy cokolwiek mi to da. Łomotanie swojego serca słyszałem głośniej niż jakiekolwiek inne dźwięki, nie licząc moich co chwilowych wrzasków, podczas prób wydostania się z opresji.
- No nie wiem. W końcu śmiesznie łatwo kogoś zamordować, prawda?

//część druga, jednak nie z dwóch, tylko... No nie wiem. Zależy od weny. Kto chce następną cześć zostawia komentarz pod tym czymś//

2 komentarze: