1.08.2018

Od Haraki CD. Canona (czyt. Lily-napisała-dopiero-dwa-zdania-więc-kradnę >:D)

Kiedy rzeczywistość wokół poruszyła się po raz kolejny, w worku z leczniczymi ziołami coś się przeciągnęło. Haraka otworzyła oczy, kompletnie oszołomiona; zaskoczenie nie trwało jednak długo i już po chwili świat musiał ścierpieć falę pełnych furii pisków i przekleństw.
Albo raczej musiałby ścierpieć, gdyby nie zagłuszyły ich kilogramy suszonej zieleniny.
 Tak czy owak, wszystko to raczej nie pomagało szczurzycy w ucieczce z wonnej pułapki, w której się znalazła, a była ona na tyle mądra, żeby o tym wiedzieć, więc ucichła. Oczywiście, czekając tylko na odpowiednią chwilę, by rozedrzeć pazurami jej ściany, a a także tego, komu zawdzięczała obecne położenie.
A czekać musiała długo, gdyż wędrówka czegoś, co - po dłuższej analizie sytuacji - miało jej więzienie przytroczone do grzbietu, przeciągała się niemiłosiernie. Na dodatek korzeń imbiru boleśnie wbijał jej się w bok, a listki tymianku złośliwie łaskotały po nosie i tylko cud sprawiał, że w sakwie nie wybuchła jeszcze kanonada kichnięć. Wreszcie jednak stanęli. Kiedy dopiero po dłuższej chwili wór z ziółkami i sponiewieranym szczurem spoczął na twardym podłożu, dla głodnej, zdesperowanej, a przede wszystkim rozeźlonej Haraki było to już za wiele. Z wojowniczym piskiem przeciągnęła pazurkami po materiale i krusząc wątłe roślinki w drobny mak, wyskoczyła na wolność. A przynajmniej tak to wyglądało w jej wyobraźni, gdyż rzeczywistość potraktowała ją po macoszemu, pozwalając się co prawda wydostać, ale przy tym niezgrabnie przetaczając po ziemi.
I to prosto pod nogi rozpędzonego szczeniaka.
Szczeniak wrzasnął cicho z zaskoczenia, przewracając się. Po sekundzie skonfundowania Haraka podniosła się z ziemi, wypluła piach i obróciła się na pięcie, gotowa, z poczuciem zdrady i niedocenienia, zaatakować napastnika. Kiedy jednak jej spojrzenie napotkało jedynie powoli gramolącego się z ziemi szczeniaka, napięcie trochę zmalało. A w chwili, gdy doszła do wniosku, że ten, kto spakował ją jak jakiś nieważny korzonek do torby na leki jest dorosłą waderą, która zdążyła już się oddalić, a nie tym brązowym chucherkiem, prawie przestała się już na niego gniewać. Prawie.
- Hej! Ktoś ty? - zapytała, może trochę zbyt ostro. Szczeniak, który zdążył już wstać i się otrząsnąć, cofnął się i znów krzyknął. Haraka westchnęła. Czy w tym stadzie nikt nie widział szczura?
Po chwilowym zaskoczeniu w wilczku narosła najwyraźniej ciekawość, bo odpowiedział.
- Ma-mam na imię Canon - wydukał. - Przepraszam, że.. cię zdeptałem...
- Eet, to nic - mruknęła szczurzyca i ignorując wstępnie zaciekawione, a jednocześnie niepewne spojrzenie Canona, który próbował nadążyć za nią wzrokiem, obiegła go dookoła, żeby dowiedzieć się, z czym ma do czynienia. Tak, wilcze szczenię. Zapewne nie skończyło roku. Brązowe z jasną czuprynką. Puchaty ogon. I pierzaste skrzydła... jedno skrzydło? Cóż, dziwniejsze rzeczy się widziało. Oczy...
- A... A jak ty się nazywasz? - zapytał w końcu szczeniak, przełamując nieśmiałość i wyrywając szczurzycę z zamyślenia.
- Co? A, tak, Haraka. Powiedz, kulko futra, czy tu można coś zjeść?
<Canon? Coś się chyba ludowi zapomniało o tym obozie xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz