11.08.2018

Od Kalego* ,,Cztery godziny, czyli Zero nie będziemy tęsknić" cz.1

  Noc była zimna, zupełnie inaczej niż się spodziewałem, ale była to miła niespodzianka po codziennych upałach. Mijałem kolejne drzewa, zmierzając w miejsce, które wskazał mi zleceniodawca. Moje zadanie było proste.
  "Zabij tak, żeby bolało."
  Z tym akurat nie powinno być problemu. Jednakże uprzedzono mnie, że mój nowy cel jest inny niż reszta. Niewiarygodnie szybki i silny, a do tego okropnie głupi. Z szybkością nie powinno być problemu. Nigdy zresztą nie ma. Nikt mnie nie wyprzedzi.
  Nie obchodził mnie jego życiorys, ale mimo wszystko, informacje, jakie o nim zyskałem mnie obrzydziły. Gwałciciel. Najgorsze ścierwo. W dodatku opiekun szczeniąt. Nie wiem, kto musiał być na tyle niepoważny lub lekkomyślny, by dać temu typowi pracę, w której, chociażby zbliżałby się do młodych. Okropność.
  Skupiłem się na odgłosie kroków i swoim oddechu. Zbliżałem się właśnie do rzeki, która miała jakąśtam swoją nazwę, ale nie słuchałem, kiedy oprowadzali mnie po watasze. Po prostu umiałem dojść tam, gdzie chciałem i to mi wystarczyło. Nazwy nie były ważne. To cud, że w ogóle pamiętałem nazwę swojej watahy.
  Zero był na horyzoncie. Wpatrywał się w wolno płynącą wodę, jakby chciał zaraz do niej wejść. Miałem nadzieję, że tego nie zrobi. Zabijanie w wodzie jest trudne. Wystarczająco. Jakby nie mógł mi ułatwić całej sprawy i w tym momencie spać w swojej jaskini! Wykończyłbym go podczas snu! Ale nie! Po co ułatwić Kalemu pracę! Przecież można się szlajać po brzegach jakichś rzek! Yh, jestem zmęczony.
  - Dobry wieczór.- Zero w końcu zorientował się, że ma towarzystwo i się odezwał. Posłał mi jeden ze swoich fałszywych i łgarskich uśmiechów, które pewnie uważał za rozbrajające lub seksowne, jakiekolwiek znaczenie w jego mniemaniu miały te słowa. Jeśli tak, to niewiarygodnie się mylił.
- Chciałeś chyba powiedzieć "Dobranoc".- warknąłem, wyłażąc z mojej najwyraźniej niezbyt dobrej kryjówki. Straciłem w końcu możliwość zaskoczenia przeciwnika.
- Nie jest aż tak późno. Ledwie po dwudziestej trzeciej.
- Niezupełnie o to mi chodziło.- przyznałem i powoli zacząłem do niego podchodzić. Nie cofnął się o krok.
- W takim razie, co siedzi w tej twojej łepetynce, hę? Same złe rzeczy?- zaśmiał się dźwięcznie, wkurzając mnie trochę. Szybko się ogarnąłem. Nie lubiłem się wściekać. Tym bardziej teraz. To TYLKO praca. Nie ma powodu, żeby się złościć. Jeszcze w nocy.
- Na pewno mniej złych, niż znajduje się w twojej.- Starałem się nieumiejętnie wymyślić jakąś ripostę. Miałem już rozwinąć swoją wypowiedź i rzucać mądrości na lewo i prawo, a przy tym zwyczajowo zamknąć oczy i z wyższością zacząć pouczać tych, których nie lubię, ale przerwał mi Zero. Ucieszyłem się, bo wywody w tamtym momencie zbyt wiele by mi nie pomogły.
- Czego chcesz?- spytał znudzinym tonem. Już miałem na niego skoczyć, kiedy wpadłem na lepszy pomysł. Krótka zmyłka.
- Porozmawiać?- Uśmiechnąłem się niepewnie, nie wiedząc, czy samiec kupi tą ściemę.
- Moje techniki podrywu to tajemnica.- Wyszczerzył się do mnie zwycięsko, ukazując ostre kły i swoją satysfakcję spowodowaną najprawdopodobniej podejrzeniem, że ktoś chciałby się od niego uczyć. Postanowiłem skorzystać z jego samouwielbienia.
- Rany, skąd wiedziałeś, czego od ciebie chcę? Czytasz w myślach?- spróbowałem udać zdziwionego i zszokowanego tym obrotem spraw, jak i udawać, że potrzebuję jego pomocy w sprawie jakiejś... Yh. Wadery.
- Wyglądasz na takiego.- Basior zaśmiał się kpiąco.- Poza tym, tak. Czytam w myślach, ale teraz mi się nie chcę. Dobra, zmiataj. Nie przylazłem tu, żeby gadać z takimi jak ty.
- Ale...- Musiałem kupić sobie jeszcze trochę czasu. Wyglądało na to, że mogłem jeszcze wykorzystać niespodziankę. Tylko w innej formie.
- Ale co?
- Tylko ty możesz mi pomóc!- wymyśliłem na szybko. Sam nie wierzyłem w to, co powiedziałem. A raczej w to, jak to brzmiało.
- TYLKO ja?- Zero zaśmiał się, tym razem mniej chamsko. Wciąż nie był to jednak śmiech, jaki chciałbym słyszeć. W ogóle żaden śmiech wytworzony przez struny głosowe tego degenerata nie byłby pożądanym przeze mnie dźwiękiem.- W takim razie mnie błagaj.

...Co?

- Mam cię błagać?- spojrzałem na niego, doszukując się czegoś, co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że to, co przed chwilą powiedział to żart. Nie znalazłem jednak czegoś takiego, a po jeszcze chwili mojego milczenia, jego odpowiedź utwierdziła mnie w mojej teorii, że Zero to jeden wielki dupek.
- Dokładnie.
Westchnąłem.
- Błagam, Zero. Tylko ty możesz mi pomóc- wyrzuciłem z siebie, starając się nie przepełnić tego zdania jadem. Nie wierzyłem, że muszę się zniżać do tego poziomu, tylko z potrzeby wykonania zlecenia. Zabić go. Niespodziewanie zadać mu pierwszy cios. Pierwszy i najsilniejszy. Basior kiwnął głową i pozwolił mi do siebie podejść, najwyraźniej chcąc usłyszeć o moim "problemie". Podszedłem do niego i przeskanowałem go wzrokiem. Taka była moja taktyka. Najpierw wypatrzeć słabe strony. Przyglądałem się po kolei każdej części jego ciała. Przynajmniej od lewej strony, bo obchodzenie go naokoło nie wydawało mi się dobrym pomysłem. A przynajmniej podejrzanym.
- Więc...?- Zero odchrząknął. Odsunął się ode mnie lekko i zamrugał.- W czym mam ci pomóc?
  Przyjrzałem mu się jeszcze raz.
Po chwili wydawało mi się, że właśnie odkryłem cel swojego przyszłego ataku.
- Na początku, chciałbym, żebyś wiedział, że tu wcale nie chodzi o waderę. Nie wyciągnąłem cię z błędu i za to bardzo przepraszam.- powiedziałem z lekko pochyloną głową. Mimo wszystko, w tym mimo tego, jakim ścierwem był Zero, miałem swoje zasady. Miałem być miły. Do czasu.
  - To o co?- Basior uśmiechnął się kpiąco.
- Ogólnie rzecz biorąc, to o ciebie- powiedziałem, siląc się na zwyczajny ton.
- Weź może spadaj na drzewo, co? Nie jestem zainteresowany- wyrzucił z siebie z obrzydzeniem. Jednak nie większym niż to moje. Fle! Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że ja o nim... FU!
  Wyprzedził mnie, ale pozwoliłem mu na to. Potrzebowałem momentu, w którym straciłby mnie z oczu. Szybko schowałem się za jakimś wystającym z ziemi kamieniem. Pora na trochę magii.
- Gdzie idziesz?- usłyszałem swój głos, jednak wcale nie należał on do mnie. Zero spojrzał na moją kopię z lekkim skrzywieniem. Coś nie pasuje?
- A co cię to? Wracaj lepiej do domku, bo jeszcze coś ci zrobię, co?- Basior posłał mi okropnie pogardliwy uśmiech. A raczej temu drugiemu mnie. Nie zmieniało to jednak faktu, że poczułem się urażony.
- Coś mi zrobisz? Spróbuj.
- Gdybym tylko chciał, to...
- Poprawka! Gdybyś mógł.
- Mogę, idioto. I tak się składa, że gdy tylko zechcę, poznam twój kolejny ruch.
  Uśmiechnąłem się zwycięsko. Nie tylko ja, ale moja iluzja też.
- No spróbuj tylko.
  Zero przez chwilę przyglądał się mojej iluzji w pełnym skupieniu, a po kilku minutach uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Jak ty... Tak się nie da!
- Najwyraźniej się da!- wrzasnąłem i skoczyłem na niego z rozbiegu. Basior przewrócił się i przez chwilę nic nie kumając, zyskał dość pokaźną ranę na piersi. Krew spływała po jego futrze trochę mnie brudząc. Zero wrzasnął na całe gardło, drażniąc i strasząc okoliczne ptaki i inną zwierzynę. Spróbowałem ponownie swoich sił i wbiłem mu pazury w prawą łapę, ale nie zdążyłem w porę zauważyć, że wilk rozeznał się w sytuacji i z całej siły wgryzł się w moją tylną łapę. Bolało mnie tak, jakby przebił mi ją kłami na wylot, a wolałem nawet nie patrzeć na to, jak mogła wyglądać. Szybko wywołałem iluzję spadającej gałęzi, żeby mnie puścił i lekko się spłoszył. Z trudnością pokuśtykałem za jakieś drzewo i starałem się uspokoić. Bolało w cholerę, ale nie zamierzałem się poddawać. Musiałem wykonać swoje zlecenie. Dam radę. Muszę tylko... Ah. Jakoś to przemyśleć.

  W mojej pracy nie ma czegoś takiego jak "starałem się, ale nie wyszło". Albo ty zabijesz, albo zabiją ciebie. Ewentualnie nie dostaniesz pieniędzy, na co nie mogę sobie pozwolić. Potrzebuję tej kasy. I zdobędę ją.

   Zero, daje ci maksymalnie cztery godziny.

      //oto część pierwsza z nie wiem ilu. 
Może dwóch.//

1 komentarz: