15.06.2020

Od Wichny

Po wkroczeniu na wcześniej nieznane terytorium, wadera momentalnie stała się czujniejsza. Zastrzygła uszami, by rozbudzić rozleniwione zmysły, po czym ruszyła dalej przed siebie. Nie wiedziała czego się spodziewać. Od tygodni nie spotkała żywej duszy, więc i tutaj nie oczekiwała, że trafi na kogokolwiek. Pomyślała tym samym o głodzie, który czuła od bardzo dawna, ale odsunęła od siebie to uczucie. Kiedyś nie potrzebowała pożywienia. Śmiertelne ciała są tak niepraktyczne…

Schyliwszy łeb ku ziemi, zaczęła węszyć za tropami. Wyczuła delikatną woń potu i krwi. Nie mając nic do stracenia, podążyła za zapachem. Nie mogła jednak rozpoznać do jakiego stworzenia on należy. Jeżeli właściciel okazałby się zbyt niebezpieczny dla osłabionej wilczycy, być może zdołałaby uciec. Z drugiej strony, gdyby była to zwierzyna… zwierzyna bądź osłabiony wilk, mogłaby dzięki niemu pożyć nieco dłużej. Przyśpieszyła kroku. Po niedługim czasie jej łapy wstąpiły na wydeptaną ścieżynkę, prowadzącą w dół wzgórza, ku rozchylającym się szczękom wąwozu. Zatrzymała się na chwilę. Jeśli wejdzie między skały i nie dopisze jej szczęście, jej pozycja w walce znacznie się osłabi… Potrząsnęła głową. Ona cała niedługo osłabnie tak bardzo, że już nic nie da rady zrobić.

- Na co jeszcze czekasz? Nawet jeśli coś cię zabije, przeżyjesz… - rozległ się głos nad ramieniem wadery. Spojrzała w bok tak, żeby kątem oka widzieć rozmówcę.

- Wiesz, że teraz jest inaczej. Wolałabym nie sprawdzać, czy nadal mam immunitet. Straciłam większość mocy, więc i to mógł mi odebrać.

- Nie możesz być tego pewna; nie możesz przecież zastanawiać się przez to nad każdą bzdurą. Ruszaj, gdyby ktoś się zbliżał, powiem ci.

Głos rozpłynął się wraz z podmuchem ciepłego wiatru, który uniósł także garstkę popiołu, pozostającą na sierści wilczycy. Ta otrząsnęła się z nieobecnego już pyłu i postąpiła naprzód. Przez lata zdążyła się przyzwyczaić do niezapowiedzianych wizyt istoty, która z jakichś, nieznanych jej powodów splotła z waderą swoją ścieżkę.

Wichna, bo tak właśnie miała na imię wilczyca, wkroczyła między skały. Ku jej zaskoczeniu, przemierzyła wąwóz bez niespodzianek. Na jego krańcu wyczuła zaś mocniejszą woń krwi, a kiedy spojrzała na ziemię, dostrzegła kilka jej kropli schnących w południowych skwarze. Gdy podniosła wzrok z powrotem ponad ścieżkę, zobaczyła ciemny, wilczy kształt majaczący kilkadziesiąt metrów przed nią. Otworzyła szerzej oczy, nie wiedząc co ma robić. Ucieczka wzdłuż skał na niewiele się zda, i tak nie będzie mieć żadnej możliwości ukrycia się. W tej sytuacji jedynym wyjściem jawiło się Wichnie pokojowe podejście do nieznajomego. Postąpiła kilka kroków. Wilk był na dominującej pozycji, Wadera nie widziała go dokładnie przez promienie słońca padające prosto w jej oczy.

- Stój! Kim jesteś? - nieznajomy odezwał się jako pierwszy. Tak, jak się spodziewała, prawdopodobnie widział ją już w daleka.

- Nie jestem wrogiem. Podróżuję od dawna, od wielu dni nie jadłam i nie piłam. Potrzebuję pomocy - postanowiła postawić się w oczach wilka jako ofiara. Nie musiał przecież wiedzieć, że nie jest jeszcze w krytycznym stanie. Nie pogardziłaby jednak czyjąś pomocą podczad polowania.

Obcy wilk nieznacznie zbliżył się do Wichny, na tyle, żeby mogła rozpoznać niektóre cechy jego wyglądu. Chwilę później znów przemówił.


< Wilku? >

1 komentarz: