-Nie mogliśmy umrzeć...- stwierdziłam po chwili otwierając szeroko oczy i patrząc na Tsuriego. - Ja prawie się utopiłam, a duchy się nie topią... -stwierdziłam, a po chwili zauważyłam że basiora przeszedł dreszcz. - Zimno Ci?- spytałam
-Trochę
-To dobrze. Bardzo dobrze, że czujesz zmianę temperatury. - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam aby dodać sobie i Tsuriemu otuchy. -Nie wiem jednak dlaczego widzisz duchy...
Odsunęliśmy się od siebie i siedzieliśmy chwilę obserwując otoczenie, a Lux siedziała mi na głowie. Przyznam że z bliska Stare Drzewo robi wrażenie, a te jasne iskierki dodają temu miejscu uroku.
-Skoro wiemy gdzie jesteśmy możemy chyba wrócić do sierocińca. Może to, że widzisz duchy to jakaś moc która Ci się ujawniła? - odezwałam się przerywając dość długą ciszę. Tsuri skinął głową, wstaliśmy i powoli ruszyliśmy w stronę sierocińca. Po drodze widzieliśmy wiele duchów, ale nigdzie nie zauważyłam czarnych, prześladujących mnie dusz. Zupełnie jakby zniknęły. Wszyscy byliśmy jacyś zamyśleni, nikt się nie odzywał gdy w końcu weszliśmy do budynku zastaliśmy go w ciszy. Nasi rówieśnicy ucinali sobie popołudniową drzemkę. Szliśmy korytarzem w kierunku naszych pokoi, gdy nagle do naszych uszu doszły głosy
-Nie mogę znaleźć Tsuriego i Eve. Arron mówił, że byli w bibliotece ale nie widział ich potem. Obawiam się, że coś im się stało - powiedziała Rose. Pobiegłam w kierunku skąd dobiegała rozmowa zatrzymałam się przed dwiema wilczycami, Rose i jakąś szarą skrzydlatą waderą. Wadery chyba mnie nie zauważyły. Szara wilczyca milczała, przytulała naszą opiekunkę. Zanim odpowiedziała dobiegł do nas Tsuri
-Spokojnie, nie możemy siać paniki. Zacznę poszukiwania i poinformuję patrole. To jeszcze dzieci, nie mogły odejść daleko.
-Nie jestem dzieckiem!- wyrwało mi się. Na moje szczęście albo nie, nikt nie zareagował oprócz białego basiora obok mnie. Tsuri chwilę się zamyślił po czym podszedł do Rose i chciał ją dotknąć, by ta na niego spojrzała, ale ku naszemu zaskoczeniu jego łapa przeleciała przez ciało wilczycy. Oboje staliśmy jak wryci. Po chwili jednak również podeszłam do Rose i zamachnęłam się łapą. Tak jak u Tsuriego moja łapa przeleciał przez ciało wadery. Moje źrenice przybrały kształt szparek, napięłam mięśnie i wstrzymałam oddech. Machałam tą łapą i machałam, ale nie mogłam wyczuć ciała naszej opiekunki.
-Co jest!? To nie może tak działać! Przecież nie umarliśmy!- na moje krzyki Tsuri aż się cofnął i dziwnie ma mnie popatrzył, ale nic sobie z tego nie robiłam. Byłam wściekła na siebie za moją niewiedzę i nieostrożność w bibliotece. Odsunęłam się od wilczyc i nerwowym krokiem szłam do swojego pokoju, wykrzykując swoje myśli.
-To nie możliwe! Nie mogliśmy umrzeć! Po prostu nie mogliśmy! - słyszałam jak basior szedł za mną, zostawiłam otwarte drzwi i dwoma susami doskoczyłam do mojego posłania. Spod białego kocyka wyciągnęłam dość spore pudełko, a z niego notatnik. Zaczęłam wertować strony w poszukiwaniu moich notatek rozmów z iskierkami. Tsuri i Lux stali z boku i uważnie mi się przyglądali. Moja złość zamieniła się w bezradność i smutek, gdy tylko znalazłam zapiski rozmowy z duchem Starego Joe. Opadłam na poduszki i ukryłam pysk w łapach. Obserwujący zbliżyli się by przeczytać co sprawiło tak nagłą zmianę mojej postawy. Ich oczy natrafiły na tekst:
"[...] podróżowałem między światami i wymiarami. Któregoś razu trafiłem do Wymiaru Cienia. To tam swoje życie po śmierci prowadzą duchy, które nie chciały jeszcze zakończyć swojej podróży na Ziemi. [...] Próbowałem skontaktować się z wilkami z watahy, ale byłem dla nich jakby duchem. Widziała mnie tylko jedna szamanka. Powiedziała reszcie, że zmarłem [...] To była moja ostatnia podróż, nigdy nie wróciłem do właściwego wymiaru. Nie wiedziałem jak mam to zrobić. Zmarłem ze starości."
- Nawet wielki podróżnik nie umiał wrócić. Umrzemy tu i to już na prawdę...- jęknęłam, nie czułam woli walki o przetrwanie. Było mi jakoś dziwnie, pusto. Trwaliśmy w ciszy, Lux się we mnie wtuliła próbując mnie pocieszyć i czekaliśmy na nie wiadomo co. Czekaliśmy aż do momentu gdy wkoło nas pojawiła się mgła. Poderwałam się do siadu, gdy usłyszałam złowieszczy śmiech kruków. Tsuri się do mnie zbliżył, nasza sierść się najeżyła. Gdzie są te przeklęte ptaszyska? rozglądaliśmy się po pomieszczeniu aż natrafiliśmy na trzy pary złowrogich oczu. Mgła znikła a po chwili pojawiły się przed nami kruki, które znowu tańczyły swój taniec i śmiały się okrutnie. Spojrzałam na basiora z wyrazem pyska "Co robić?"
<Tsuri?>
No i proszę. Jakoś tak miałam pomysł a potem nagle zmieniłam to opowiadanie z 5/6 razy i wyszło to... Mam nadzieję, że nie zmęczyło Cię czekanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz