5.06.2020

Od Vespre c.d Tsumi

Zostałem na górze. Patrzyłem za Tsumi, schodzącą uważnie w dół wodospadu niedźwiedziego. Kiedy już zniknęła mi z oczu byłem zawiedziony. Tak bardzo wyczekiwałem tego momentu aż się poślizgnie i wpadnie do wody jak śliwka w kompot, ale ostatecznie dotarła bezpiecznie tam, gdzie zamierzała dotrzeć. Westchnąłem zrezygnowany, siadając na jednym z kamyczków. Ciekawe ile jej tam zajmie. Byle o mnie nie zapomniała. Nie chcę siedzieć tu jak debil czekając na kogoś kto nie zamierza przyjść.
Odpędzałem przez cały czas od siebie myśli o tym by zlecieć za nią tam w dół. Nie potrafię jeszcze latać, choć kompletnym nielotem nie jestem. Na pewno nie powinienem teraz bez żadnej asekuracji schodzić w dół. Jeszcze straciłbym równowagę i nabił się na jakiś ostry kamień. I byłby szaszłyk z Vespre. Wzdryg. Sama myśl o śmierci w taki sposób powodowała napad nieprzyjemnych ciarek, biegnących od ogona aż do samej głowy. Tsumi mimo że o dwa miesiące sta… W sumie. Powinienem mówić że jest starsza ode mnie o dwa miesiące, czy raczej sto lat i dwa miesiące? A może ona nie ma stu ileś lat, tylko sto parędziesiąt ileś? A może jeszcze więcej? Ale chyba mentalnie i fizycznie jest w tylko dwa miesiące ode mnie starsza…
Dobra, mniejsza z tym. Tsumi chyba ma tyle oleju w głowie by nie spaść w dół wodospadu z powodu tylko jakiegoś tam mokrego kamyczka, prawda? Szaszłyk z Tsumi byłby chyba najgorszym co mógłbym zobaczyć. No i jeszcze to byłaby katastrofa dla naszej watahy, bo kto zostałby nową alfą? Nikt się przecież nie nadaje na to stanowisko, nawet Mama czy inni ludzie z rady. Co z tego, że obecnie Tsumi i tak nie ma na swojej głowie obowiązków alfy. Po prostu katastrofa i tyle. Nie miałbym swojego szczenięcego opiekuna i pewnie mama przetrzymywałaby mnie w pałacu bądź sierocińcu jak typowa nadopiekuńcza mama. Brr, Vespre księżniczka uwięziona w komnacie, której pilnuje groźny smok – mama Zahira.
Moje dziwne przemyślenia przerwała gwałtownie waderka, podlatująca do mnie tak nagle, jakby była polującym na robaczka pajączkiem, i właśnie wyskakiwała z swojej podziemnej nory. Wylądowała trochę obok mnie. Była cała mokra, z brudnymi od błota i mchu łapami. Przypominała trochę kurę która chodziła po podwórku w deszczu, bo rolnik nie otworzył kurnika żeby nielot mógł się tam schować.
– Znalazłam coś! – oznajmiła uradowana.
– Są beczki? – zapytałem odrobinę niedowierzając.
– Tak! Choodźmy po nie.
Chwilę zajęło nam zejście na dół. Waderka już wiedziała jaką drogą iść, ja jednak z powodu stresu spowodowanego swoimi wyobrażeniami wilczych szaszłyków oraz niemożliwością latania szedłem za nią o wiele wolniej, spowolniając tylko nasz pochód. No, niby tam coś przeleciałem, ale o mało nie wpadłbym do wodospadu. Po jakimś czasie byliśmy już przy wejściu do miejsca ukrycia beczek.

<Tsumi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz