5.06.2020

Od Tsumi do Vespre

Przez chwilę miałam poker face, grzebiąc między paprociami, nic nie mówiąc. Zaraz.... to że teraz są tu paprocie nie znaczy, że były one tutaj 100 lat temu. Westchnęłam cicho. Czy jest tu jakiś wilk z umiejętnością lokalizacji przedmiotów? Chociażby taka Tenshi posiadająca żywioł  magii i od razu życie staje się łatwiejsze.
- Ok. Idziemy w góry - stwierdziłam w końcu
- Że jak? - spojrzał na mnie krzywo, wyrażając tym samym swoje zaskoczenie - Przecież podobno wykreśliłaś góry ze swojej listy poszukiwawczej.
- Niby tak. Ale łagodna część śnieżnych jest miejscem raczej łagodnym. Na obrzeżach watahy w sumie byłoby najlepiej cokolwiek zakopać. Ziemia by mogła się obruszyć przez upływ czasu. Kamienie są bardziej odporne.
- Czyli jednak góry? - spytał zrezygnowanym tonem
- Właśnie tak - odparłam, po czym stanęłam nieco dalej, gdyż przed nami woda zaczęła spadać, tworząc wodospad niedźwiedzi.
- Szaman w sumie mógł go tu schować... - mruknęłam sama do siebie.
- Tsumi? - Vespre popatrzył na mnie, chyba wyczytując moje myśli. W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko, pokazując rządek białych kiełków.
- Nic się nie stanie, przecież umiem latać na niskich wysokościach.
- Ostatnio ładnie podzieliłaś się historią, w której wpadłaś do strumienia - odparł szybko szczeniak. Odwróciłam głowę, uśmiechając się zmieszana.
- To nie moja wina tylko sił natury, a teraz daj pracować - odpowiedziałam, po czym stanęłam nad przepaścią spadającej wody, skacząc po omszonych kamieniach. - Czekaj tu - dodałam na odchodne. - Gdy byłam już na małym wystającym kamieniu, spojrzałam w tył na szczeniaka, który patrzył na całe to przedstawienie wyczekując, niby na zrzucenie bomby atomowej. Westchnęłam, przywracając głowę do naturalnej pozycji, po czym skoczyłam w dół, by zaraz potem rozłożyć skrzydła i zamachać nimi kilka razy przy lądowaniu, wyciągając łapy. Wylądowałam na jednym z tych wielkich, wystających kamieni, który postanowił się zalesić i pokryć trawą. Spojrzałam na prawo, na ten kamień drugi bardziej ukryty w cieniu i w rogu wodospadu. Udało się. Huk i szum spadającej wody, idealnie maskował wszelkie dźwięki, jak i ciągle spadająca woda, potrafiła zamaskować każdy zapach. Ale tutaj fajnie słonko grzeje.... czy ja właśnie znalazłam miejsce do bezpiecznego leżenia? Ale zaraz, nie to miałam robić. Przebierałam szybko łapami, by złagodzić szybkość podczas której schodziłam w dół w stronę wodospadu. Mogłam przysiąc, że byłam już cała mokra i wyglądałam co najmniej źle jak kura w deszczu. Wkrótce moje futro jak i rośliny spowił cień, a ja stałam przed czystą, gołą skałą, która była sobie grzecznie za wielkim drzewem, przy okazji osłaniając nieco od wody. Zaczęłam węszyć, szukając jakiegoś przejścia. W końcu poczułam, ale nie zapach, a jakieś inne ciśnienie powietrza, które bynajmniej nie było tworzone przez spadającą wodę. Podkopałam trochę ziemi obok tego drzewa a skały ubłacając sobie łapy. Mgiełka która przez cały czas się tu utrzymywała, jeszcze bardziej moczyła mi futro. W końcu znalazłam wąskie przejście ukryte pod mchem, które od środka było tą miękką rośliną całe usłane, do tego mogłam stwierdzić tam blade źródło naturalnego światła, jak i dziwne malunki na suficie. Żeby tam jednaj wejść, musiałam jeszcze nieco pozdrapywać mchu z ziemią z bocznej skały.

<Vespre?>  Czas na.... pisańsko lenny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz