– Zaciągnij mnie do pałacuuu – rozkazałem jej.
– Rusz to dupsko w końcu – ponagliła zniecierpliwiona.
– Nie.
– Jak nie wrócisz do komnaty to mama też będzie zła.
Nic więcej nie mówiłem. Wstałem z trawy i podbiegłem do zielonkawej waderki trochę chwiejnym truchtem. Gdy byłem już blisko Tsumi przypadkowo nadepnąłem tylną łapą na moją przednią, w wyniku czego jeszcze raz wylądowałem na trawie, prawie podcinając koleżance łapy.
– Jak bardzo ty jesteś pijany – zapytała, ale nie miałem ochoty odpowiadać, uznając to za pytanie retoryczne.
Leżałem teraz pod nią, między jej łapami. Do mojej głowy wpadł pomysł którego nie zrealizowałbym gdybym był trzeźwy.
– Pokazać ci kapatulpe? – zapytałem przeinaczając słowo.
– Kapa… – Nie zdążyła dokończyć, ponieważ już realizowałem swój plan.
Gwałtownie wstałem na cztery łapy, następnie unosząc swój tułów razem z Tsumi na plecach na tylnych łapach. Niestety nie wyszło tak jak sobie wyobrażałem – waderka upadła gdzieś w odległości pół metra ode mnie, a ja nie mogąc utrzymać równowagi, spadłem na plecy, uderzając tyłem głowy w brzuch koleżanki.
– VESPRE!! – krzyknęła.
Nie podobała jej się moja kapatulpa? Odwróciłem łeb w stronę jej pyszczka, ale nie dane mi było zobaczyć jaki ma teraz wyraz twarzy. Dostałem jej łapą w oko w tym samym momencie gdy zaczęła próbować wstać.
– No schodź no – warknęła zniecierpliwiona i najpewniej już zdenerwowana moim zachowaniem.
Poczułem jej drugą łapę na moim pyszczku po czym zjechałem na twardą trawę. Stanęła na cztery łapy, otrzepując się z trawy.
– Hyhy – zaśmiałem się leżąc na plecach na ziemi. Doskonale czułem, że podrażnione przez Tsumi oko łzawiło jak porąbane.
– Wstawaj już, bo cię tu zostawię.
– …No dobrze mamusiu – jęknąłem podnosząc się.
– I tylko się nie potknij przez swoje łapy.
– Ale ja chce.
<Tsumi? Ile powtórzeń bosz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz