Stanęłam przed wejściem do jaskini po czym dumnie spojrzałam na szczeniaka. Vespre chyba przez chwilę nie wiedział o co chodzi. Dopiero gdy podszedł nieco bliżej, zauważył zakrytą przerwę między kamieniami.
- Ja tam nie wejdę - powiedział po chwili stania i patrzenia na wyskrobane z ziemi przejście.
- Owszem wejdziesz. Jak chcesz to mogę tam wleźć pierwsza - zaproponowałam, próbując jakoś ułożyć moje mokre pióra. Szczelina była na tyle od dołu szeroka, że z powodzeniem zmieściłby się tam dorosły wilk z dwumetrowymi skrzydłami wraz z beczkami (nie, szaman nie miał skrzydeł), tyle że było przykryte grubą warstwą ściółki. No nic, później się tym zajmę. Schyliłam nieco głowę i weszłam za głaz, ocierając się o zimne, wilgotne ściany. Ledwo zniknęłam za kamienną płytą, a z powodzeniem mogłam stwierdzić, iż jest tu dużo luzu, mogłam się odwracać, kręcić a światło... zaraz.. czemu tu było tak przyzwoicie jasno? Jakby były tu wielkie okrągłe okna w biały dzień, do tego z powodzeniem mogłam zlokalizować źródło światła. Podekscytowana odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia, gdzie wtykał swój nos Vespre.
- No idziesz? - spytałam podchodząc. Szczeniak wykrzywił pysk, niechętnie zniżając głowę, i przeciskając się do środka. W końcu wylądował na uklepanej ziemi, rozglądając się po jaskini cicho. Zignorowałam malunki na suficie, bo aktualnie obchodziły mnie beczki, a nie bazgroły starego szamana. Weszłam nieco dalej. Tu jaskinia się rozszerzała z korytarza na kuliste pomieszczenie, niezbyt wysokie. W jego rogu, poupychane były beczki.
- SĄ! - Zawołałam radośnie. Ale zanim to, to jeszcze ta zagadka światła słonecznego. Po lewej stronie, tam, gdzie spadała woda, była wielka, szklana, nie równa ściana, przez którą dobrze było widać spływającą z dużą prędkością i obijającą się o to dziwne szkło wodę.
- Co to jest.... od drugiej strony wygląda jak zwykła skała - podeszłam i położyłam na tym łapę, sprawdzając czy to rzeczywiście jakiś rodzaj szkła, przy okazji zostawiając na nim odcisk swojej brudnej łapy.
- .... Przypomina trochę lustro weneckie - odparł Vespre, podchodząc do mnie, przez cały czas patrząc na szklane coś.
- Jakie lustro? - zmarszczyłam brwi pytająco. Szczeniak popatrzył na mnie dziwnie.
- Co.
- Co. - chwila ciszy - to że mam sryliard powieści i ksiąg o ziołach nie oznacza, że wiem wszystko - odparłam, nadal wyczekując odpowiedzi - No, to co to jest?
- Z zewnątrz odbija część światła czy coś... od wewnątrz możesz wszystko widzieć, a z zewnątrz już nie. Tylko że to od drugiej strony nie jest lustrem a skałą.
- I nic nie widać stąd przez tą płynącą wodę - burknęłam niezadowolona. Odwróciłam się. Było tam jeszcze jedno pomieszczenie, zasłonięte jakąś dziwną rośliną. Mogłam przysiąc że zza tych zwisających roślinek, na suficie widziałam jakieś świecące kwiatki, ale nie ważne. Najpierw beczki. Potruchtałam do nich, z uśmiechem na twarzy.
<Vespre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz