Zastanawiałam się, gdzie szaman mógłby schować swój cenny skarb. Zatrzymałam się na chwilę przed wschodnią częścią wyjścia pałacowego, patrząc w podłoże, myślami wybiegając poza aktualny nasz stan terenu. W starym drzewie jest zbyt dużo kamieni, a o ile pamiętam, nasz szaman nie był jakoś szczególnie silny. Oczywiście, mógł poprosić kogoś do pomocy, jednak wątpiłam w tą wersję wydarzeń. Popatrzyłam na Vespre, który wyczekiwał, najwyraźniej już nieco się nudząc. W brunatnym lesie, zbyt wielkie ryzyko by ktoś wywęszył albo zauważył. Owiałam myślami całe tereny. Tak na prawdę, beczki mogą być wszędzie, a nam zajmie szukanie tego kilka tygodni. Za kamiennym wodospadem jest jaskinia, więc odpada. Poza tym, często tam przebywali podróżnicy. Las, pomost, lwia brama, Arcum.... w jaskini smoczej i tych wysoko położonych punktach byłoby niewygodnie się wdrapać, chyba że zapłacił jakiemuś pobliskiemu stadu koni, by za niego tam wywieźli, jednak zbyt duże ryzyko niepowodzenia. Chociaż w lwiej bramie nie ma gdzie schować-
- Może po prostu pójdziemy na żywioł? - odezwał się już zniecierpliwiony Vespre, który już skakał po omszonych schodkach na trawę, oddalając się od bramy. Patrzyłam za nim w milczeniu, aż po kilku skokach wylądował na trawie pełnej w stokrotkach.
- Obudziłeś się jakoś ponad dzień temu. Starczy ci siły na przewertowanie całych terenów? - spytałam, schodząc za nim po schodach, ciesząc się z puchatego mchu pod moimi łapami.
- Hm? Jak całych, przecież wykluczyłaś już niektóre miejsca prawda?
- W sumie fakt....
- Plan wygląda tak. Idziemy środkiem terenów, po czym na granicy zataczamy koło. To wydaje się najbardziej logiczne
- Nie lepiej byłoby wziąć kogoś do pomocy? - Powiedziałam, lądując obok niebo na trawie.
- Twoi opiekunowie raczej się nie nadają... poza tym, masz jakieś lepsze kontakty z kimś z sierocińca? -Zastanowiłam się przez chwilę. Rozmawiałam kilka razy czy bawiłam się w sierocińcu z tym naszym boskim rodzeństwem, ale nic poza tym. Może tylko kilka razy odpowiedziałam na jakieś pytanie albo sama musiałam się czegoś dowiedzieć. Poza tym, na starszych bałam się nawet dłużej patrzeć niż powinnam.
- Są jeszcze koty - powiedziałam po chwili - Już kilka razy mnie wzywali, więc mają u mnie dług. - Po krótkiej zgodzie, zawołałam koty, moim nieudanym gwizdem. Przyleciały. Trzy skrzydlate stworzenia o różnych barwach, wylądowały przede mną. Oczywiście, nie od razu. Marcelowi najdłużej zajęło zbieranie się. Może coś jadł? Chociaż, mnie też wyrywali w połowie mojej pracy, albo budzili w środku nocy, no bo: Oni coś chcą.
- Co jest - spytała Kiri, próbując umyć sobie pysk.
- Idziecie szukać beczek z miodem - powiedziałam - może być gdzieś zakopana. Omijajcie miejsca gdzie może nie wejść wilk z kilkoma beczkami pełnymi miodu pitnego.
- Co będziemy za to mieć? - odezwał się Yoru, do tej pory milczący i bacznie przyglądający się całej sytuacji
- Jedną przysługę z głowy - powiedziałam lekko zamyślonym tonem - Nie żeby coś, ale to ja musiałam biegać z wami w środku nocy za tą zmutowaną myszą, którą umyśliliście se upolować
- Fakt - mruknęła Kiri, patrząc na swoje pastelowe łapy.
- No, to wio - Na te słowa koty się rozleciały, a ja popatrzyłam z dumą na Vespre - Jestem z siebie dzielna. No, a teraz chodź. Gdzie najpierw? - samiec zamyślił się przez chwilę.
- Wzdłuż rzeki? - odpowiedział, kierując wzrok w stronę głównej rzeki watahy. A mogliśmy wyjść główną bramą....
<Vespre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz