5.06.2020

Od Tsumi do Vespre

Zacisnęłam zęby.
- Sam je gnieciesz, pogromco uśmiechów, niszczycielu dobrej zabawy! - Rzuciłam w niego jakąś wykopaną bryłką  z wystającymi korzeniami. Ten jednak uniknął ciosu, chwiejnie upadając na bok z gracją worka ziemniaków. Jeszcze chwilę coś tam marudził, zapewniając sobie zatkanie nosa dmuchawcami, podczas gdy ja wraz z Yoru szukaliśmy roślin  o intensywnym zapachu. W końcu było. Już tego na tyle dużo, że mogło zakryć smród alkoholu. Najpierw sama musiałam walnąć się na kwiatki i moją część ziół, po czym wytarzać się w nich niczym w błocie, wcześniej nieco przeżuwając, gdyż pragnęłabym przypomnieć, że miałam sierść tego niewdzięcznika w pysku. 
Potem przyszła ta niezapomniana chwila, kiedy to musiałam nakłonić Vespre, by też i trochę przeżuł tego gorzkiego zielstwa, jak i wytarzał się w tym. W głównej mierze polegało to na tym, że ja próbowałam go przytrzymać by się nie wiercił, a Yoru wcierał w niego rośliny. Gdy w końcu skończyliśmy swoją pracę, ja z basiorem wyglądaliśmy jakby przeszło po nas tornado, a my akurat byśmy się znajdowali w sklepie zielarskim z przyprawami. Poza tym...
- Cuchniecie. - burknął Yoru, marszcząc nos, gdy wąchał nas z daleka - Cuchniecie wszelką roślinnością. W ogóle, skąd wytrzasnęłaś te śmierdzące liście.
- Bo ja wiem? - spytałam, po czym spojrzałam na Vespre, który nadal coś tam przeżuwał z niesmakiem. Walnęłam go skrzydłem w plecy, co skutkowało wyplucia resztek roślin.
- Zgiń- powiedział mrużąc oczy
- Och nie, jestem zwłokami - odpowiedziałam ironicznie, po czym spojrzałam na niebo, które już od dawna było szare, mimo ciepła panującego na zewnątrz - Trzeba cię przemycić do twojej komnaty tak, żeby nie zobaczyła cie twoja mama - powiedziałam po chwili - poza tym, na pewno jest już po południu. Droga powrotna z tobą w tym stanie będzie ugh.
- Mama będzie...... zła...? - spytał, robiąc duży odstęp zsynchronizowany z jego zataczaniem koła, próbując utrzymać równowagę.
- Tak. Będzie. Bardzo. Więc współpracuj, nie daj się zauważyć i postaraj się jakoś iść.
- Śmierdzę - powiedział z grymasem w odpowiedzi, po czym podszedł do najbliższej kępy trawy, by  legnąć na niej przodem i przejechać po niej swoim cielskiem, przez co gdyby nie był czarny, najprawdopodobniej zrobiłby się bardziej zielonkawy niż ja jestem teraz.
- Idziesz, czy mam cię tu zostawić? - zawołałam do niego, robiąc kilka kroków w stronę pałacu

<Vespre?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz