19.06.2020

Od Tsuri do Eve

W pierwszych chwilach nie miałem pojęcia co się dzieje. Czułem tylko nie przyjemne doznanie spadania, jednak również chłód i mokro, przy okazji nie mogąc oddychać. Czarne prądy wodne, zdawały się tworzyć wiry, które postanowiły zabawić się moim ciałem, rzucając je na boki, niby marionetkę w tańcu. Po chwili jednak wir ustał, a ja poczułem nie przyjemne mrowienie, jakby cząsteczki mojego ciała postanowiły się rozszczepić i znaleźć w zupełnie innym miejscu i w sumie... tak właśnie było. Gdy tylko dostrzegłem błysk światła, instynktownie zacząłem machać łapami, próbując wydostać się na powierzchnię. Gdy tylko mój nos wydostał się z wody, gwałtownie wciągnąłem powietrze, co było błędem, gdyż od razu zacząłem się dusić. Szybko wyszedłem na brzeg, po czym zacząłem wypluwać wodę z płuc. Rozejrzałem się zamglonym wzrokiem po okolicy. Jesteśmy przy Starym Drzewie? Po chwili zacząłem panikować. Gdzie Eve? Wszedłem nieco dalej w wodę, gdyż i tak byłem mokry to co mi szkodziło. Przy jednym z kamieni zauważyłem dryfujące spokojnie niebieskie futro. Wskoczyłem do wody, kawałek podpływając, złapałem zębami mokre futro, które najprawdopodobniej zbyt mocno wziąłem, bo pod wpływem bodźca zaczęło się rzucać, walcząc o tlen. Próbując udźwignąć swój ciężar i wyciągnąć waderę z wody, mocniej machnąłem łapami, aż wreszcie moje opuszki dotknęły dna. Wyszedłem z wody ciągnąc za sobą samicę, którą puściłem dopiero gdy poziom wody był nie groźny niczym kałuża, dając jej czas na wyrzyganie z siebie wody. Otrzepałem się, zmieniając z lejącego makaronu w puchatą kulkę, po czym podszedłem wycieńczony pod kamień, by paść na nie wygodne, mokre kamienie, gdzieniegdzie upstrzone mchem. Bądźmy szczerzy, rodzeństwo miało więcej siły niż ja, poza tym wyciągnąć ponad rocznego szczeniaka z wody zdawało się mnie przerastać. Chwilę poleżałem, po czym otworzyłem oczy, by zaraz potem wstać i sprawdzić co robi niebieski topielec. Tak więc zatrzymałem się gwałtownie, gdy obok siedzącej, próbującej wysuszyć swój ogon samicy, dostrzegłem duszka wydry. Zmarszczyłem brwi podchodząc.
- Twoja towarzyszka zawsze mogła zmienić swoją formę dla wszystkich widzialną? - spytałem patrząc na nią.
- Co? - odwróciła do mnie wzrok, który nabrał już normalnego wyrazu, nie przypominającego topielca.
- No ta wydra. Czemu... - urwałem, gdyż zauważyłem też coś innego. A mianowicie masę innych duszków. W wodzie ryby, znikające i pojawiające się ssaki, również te nie zmaterializowane pod postacią latających jasnych kulek, lekko migoczących lub całkowicie znikających. Czy one po śmierci nie trafiały do zaświatów? Czy same wybrały dalsze życie na ziemi, by obserwować co się dzieje? Chwila... - Eve.... -spojrzałem waderze w oczy, z nie ukrywanym lękiem - czy my umarliśmy?

<Eve?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz