- Ja... - przełknąłem niesłyszalnie ślinę. Moje mięśnie napięły się
nieznacznie i odwróciłem wzrok. Nie chciałem jej urazić, po prostu nie
nadaję się na kompana. Spojrzała się na mnie wyczekująco. Jej ciepły
uśmiech dodał mi odrobinę odwagi. Rzuciłem okiem na jej włosy.
Przypomniał mi się nieziemski widok, kiedy zdawało mi się, że widzę
płonącą gwiazdę stojącą nade mną. Zamknąłem na chwilę oczy i
odpowiedziałem.
- Pewnie.
- W takim razie chodź za mną!
Wadera
poszła kilka kroków naprzód i zachęcająco trąciła mnie ogonem,
uśmiechając się przy tym wesoło. Weszliśmy do wnętrza lasu. Dreptałem
tuż za nią, już prawie całkiem zrelaksowany. Już od dawna nie czułem się
tak... normalnie. Nie musiała nawet nic mówić. Chyba sama jej aura
miała w sobie coś uspokajającego i opiekuńczego. Coś takiego jak Gwiazda
Polarna, która wskazuje właściwą drogę zagubionym.
Wyłoniliśmy
się z lasu i po chwili znaleźliśmy na łące pełnej kwiatów. Gwiazdka
(nie mogę się powstrzymać, żeby tak jej nie nazywać) nagle stanęła w
miejscu, obkręciła się wokół własnej osi i usiadła z udawanym wdziękiem,
robiąc zabawnie dumną minę. Usiadłem obok niej i zacząłem parskać ze
śmiechu. Wadera też zaczęła chichotać i rozmawialiśmy tak przez krótką
chwilę, aż coś na niebie przykuło jej uwagę. Podążyłem za jej wzrokiem i
zobaczyłem pierwszą spadającą gwiazdę. Później dwie, cztery, sześć.
Każda miała inny kolor i delikatną, błyszczącą poświatę.
Zahipnotyzowany, omiotłem spojrzeniem całe gwieździste niebo. Nigdy w
życiu czegoś takiego nie widziałem. Uśmiechnąłem się lekko i ukradkiem
zerknąłem w pełne światła i ekscytacji oczy Gwiazdki. Nie odrywała oczu
od widoku na niebie.
- Gwiazdy... - zacząłem, a wadera
zwróciła wzrok w moim kierunku. Poczułem przypływającą falę gorąca. -
Gwiazdy... wyglądają naprawdę ładnie.
Wilczyca tylko
uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową. Wróciliśmy do bardzo dobrze
znanej nam niezręcznej ciszy. Po chwili Gwiazdka znowu się odezwała.
- Tak właściwie to jak się nazywasz? Ja jestem Solara. Solara z Watahy Mrocznych Skrzydeł!
-
...Nox. Niegdyś Wataha Śnieżnych Niebios. - ukryłem przed nią wzrok i
wbiłem go w pazury. Nie chciałem, żeby dowiedziała się, że ją okłamałem.
- To bardzo ładne imię! A o tej watasze nigdy nie słyszałam... Jesteś z północy? - zlustrowała mnie spojrzeniem.
- Tak. Przeszedłem bardzo daleką drogę, żeby się tu znaleźć. Co do imion... Mogę ci czasem mówić Gwiazdka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz