17.07.2018

Od Michia, czyli Swatanie na śniadanie

 Góry Pochyłe. Obszedłem całe. W sensie... Do jaskiń wchodzić nie mogłem. Znaczy nie do wszystkich. Ale pozostały ich teren przemierzyłem dwa razy w poszukiwaniu bezkresnego hymnu. Widziałem kilka rzeczy. Czasami wydawało mi się, że to to, ale to było niemożliwe. Po prostu nie. Nie znalazłem niczego sensownego. Nazajutrz widziałem brata. Cokolwiek. Nie wiedziałem, czy to halucynacja, czy... Yh. Six powiedział, że to bez znaczenia. Ważne, że go widzę i że rozmawiamy. Spytałem go, o co w tym wszystkim chodzi. Powiedział mi, że to nic. To i tak dużo. „Dobrze, że o tym myślisz. Tyle wystarczy. Będzie dobrze, braciszku”.

skip later
Wróciłem do swojej jaskini. Czekała tam na mnie wiadomość. Zaproszenie. Przeczytałem szybko.
- Nie sądzę. Mam ważniejsze rzeczy na głowie.- Westchnąłem przeciągle, zauważając ostatni wers, który znalazł się na odwrotnej części zaproszenia.
„Odmowa w twoich opcjach nie występuje. Miłej zabawy”

skip later

  Rozejrzałem się. Miejsce było naprawdę ładne. Patrzyłem przez chwilę jak wzdłuż zapalonej, latającej świecy powolnie spływał wosk. Kusiło mnie, żeby podejść do niej i sprawdzić, czy na pewno lata, a nie jest chociażby zawieszona na cieniutkich sznureczkach, podtrzymujących ją na tej wysokości. Powstrzymałem się jednak, widząc kropelkę laku w powietrzu, a po chwili na zimnym podłożu, gdzie zastygła w ciągu niecałych czterech sekund. Słyszałem w tle ciche, spokojne nuty, grane na jakimś instrumencie strunowym. Po chwili rozpoznałem w nim harfę. Mój ulubiony instrument. Czy to nie trochę straszne? Nie rozmawiałem z nikim z watahy na temat tego, co lubię.
Czułem zapach mojego ulubionego kwiatu. Cofnąłem się nieznacznie. Usiadłem i wlepiłem wzrok w stół. Po chwili zamknąłem oczy. Kwiat... Zawsze kojarzył mi się on z mamą. Nie wiem czemu. Po prostu go uwielbiałem. Musiałbym sobie przypomnieć, dlaczego właśnie tak jest.
  Mimo tego, że uwielbiałem jego zapach, nigdy nie lubiłem na niego patrzeć. Znaczy... Był piękny. Prosty, nie duży, ładny i najważniejsze — nie taki przewidywalny jak, na przykład, róża. Róża jest śliczna, to fakt. Klasyczna, ma miły, mocny zapach... Jednak każdy o tym pomyśli. Przewidywalne. Ale miłe. Patrzeć na hiacynty nie lubiłem tylko ze względu na jakieś moje podprogowe przemyślenia. Przypomina mi się wtedy, jak dawno nie widziałem rodziny, a w szczególności mamy. Z bratem kojarzyło mi się coś innego, ale to już nieważne. Nie teraz.  
  Podniosłem głowę, czując nagle woń ciasteczek. Po otworzeniu oczu zobaczyłem znaną mi już waderę. Właściwie zamieniłem z nią tylko kilka zdań, pytając o drogę, ale i tak cieszyłem się, że nie będę musiał tu siedzieć z kimś zupełnie obcym. Uśmiechnąłem się promiennie, kiedy przysiadła się do stołu.
- Witaj, Demo.
- Cześć.
- Cieszę się, że to ty.- powiedziałem, a zaraz miałem ochotę wyrwać sobie język i powiesić się na nim. „Cieszę się, że to ty"?! Głupota.- Że... Yhm. Że to ty, a nie ktoś inny- dokończyłem, ale wcale nie brzmiało to lepiej. Ja się załamię... Za co?! Po co ja tu przyszedłem?
- Miło mi to słyszeć — posłała mi niemrawy uśmiech. Wyglądał jak bardziej grzecznościowy, a nie radosny. Może jednak ją uraziłem? Proszę, nie... Ja jestem za młody na takie rzeczy! Nie znam się na tym!
  Ym... Temat! Rozmowa!
- Więc... Co lubisz?- gdybym miał niewidzialnego asystenta, który kazał mi się o to zapytać w TAKI sposób i TAK szybko, to przyrzekam na własny ogon, że już bym go nie miał. Jak ja mogę być taki... taki głupi?!
- A konkretniej?- Mała ciemnoszara wadera nie zdawała się poruszona moim nietaktem i oczywistością. Odetchnąłem.
- Ym... Jaką muzykę lubisz?
- Z muzyki to wokal. Szczerze mówiąc, słucham czegokolwiek, byleby nie było cicho.- Szare oczy pozbawione wszelkich emocji wpatrywały się we mnie. A może jednak nie pozbawione emocji? Zdawało mi się tylko, że ktoś wyssał życie ze zwierciadeł duszy tej wilczycy. Tylko kto byłby na tyle okrutny? Przecież...- A ty jaką muzykę lubisz?
- Ja raczej cichą - odpowiedziałem od razu.
- A co sądzisz o śpiewie?- pytanie wadery dało mi trochę do myślenia. Nieważne. Ale znowu ten obojętny głos. Nie lubi mnie?
- Lubię go o wiele bardziej, od kiedy nie słyszę go każdej nocy.- uśmiechnąłem się niepewnie, nie wiedząc, czy nie będę musiał tłumaczyć dokładniej, o co w tym chodzi, ale Demoness tylko skinęła głową w milczeniu, za co byłem jej wdzięczny.
- A z przedmiotów?- starałem ją zachęcić do rozmowy, ale zapowiadało się na to, że cały czas będzie to szło trochę opornie.
- Rzeczy? Dywany i wszystko, co związane z sowami. To moje ulubione zwierzęta.- Oh, mam dodatkową informację! Ulubione zwierzę!- A ty? Jaki masz ulubiony przedmiot?
- Ja w sumie... Nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym.- przyznałem.- A co lubisz robić?
Wilczyca zajęła się pałaszowaniem jedzenia, więc poszedłem w jej ślady.
- Czytać.
Odpowiedź jednym słowem. Zachowanie, które w rozmowie towarzyskiej mało się sprawdza. Demo sprawia wrażenie, jakby przyszła tutaj za karę. Znaczy... Może ja też się tego nie spodziewałem, ale jakiś entuzjazm wykazuję. A może coś wcześniej powiedziałem? Dlatego ona test taka... obojętna na to, co się dzieje.
- Ja raczej piszę, ale tylko, gdy mam chwilkę. Ostatnio jakoś brakuje mi czasu.- Przypomniałem sobie mój ostatni wiersz. Nie wyszedł za dobrze. Właściwie samemu autorowi nie wychodziła jego interpretacja, a jeszcze poprzedni był zbyt oczywisty.
- A co piszesz?
- Ostatnio wiersze... Tylko idzie mi tak jak kiedyś. Chyba nie mam wizji twórczej.
- Wizji twórczej?
- To coś jak natchnienie. Muszę to mieć, kiedy zaczynam. Inaczej z pracy nie wychodzi nic dobrego. Chodzi o wenę. Pomysł musi przyjść sam.- Wadera skinęła głową. Chyba nad czymś myślała. Ale szczerze mówiąc, to cały czas wyglądała na znudzoną i zamyśloną.
- Wiesz... Ja też coś czasem napiszę, ale to tylko moje wymysły i tandety nieposiadające sensu. Ale to nawet fajne. Jak błędne koło, w którym musisz chodzić po obręczy, żeby nie spaść w nicość. Jeśli spadniesz, na dole jest jeszcze drugie, trzecie, czwarte. I tak dalej. Jak życie. Dzięki temu ma się zajęcie.
- Ciekawe porównanie.- przyznałem, składając je sobie keszcze w głowie- Nieźle rozbudowane. Głębokie.

Zastanowiłem się przez chwilę. Jeśli wziąć to porównanie homeryckie na odwrót, równie dobrze mogło być one metaforą życia, przedstawiającym je jako bezkresny okrąg wzniesień i upadków. Sukcesów i niepowodzeń. Spada się w dół lub skacze do góry. W takim razie zadaniem żyjących byłoby... Utrzymać poziom. A martwi? Czy to ktoś, kto z tego okręgu spadł? Czy może go strącili...?

Dokończyliśmy kolację, przerywając ciszę tylko zwrotami grzecznościowymi. Potem ponownie zajęliśmy się rozmową.
- Co jest dla ciebie najważniejsze? Chodzi mi tu o system wartości. Co uważasz za najcenniejsze, gdy patrzysz na drugą osobę?
- Z cech?
- Z cech.
- Chyba... Szczerość i lojalność. To takie dwa przodujące czynniki, które zależnie od poziomu ich wygórowania pomagają mi wydać świadectwo o drugiej osobie. A ty? Co najbardziej cenisz?
- Ogólnie?
- Nie, w przyjaźni.
- Ja... W sumie nie wiem. Raczej nie mam przyjaciół. Każdego staram się oceniać obiektywnie. Miarą jego dobrych i słabych stron. To chyba mi przeszkadza.- zamyśliłem się trochę- Bo nie widzę ich wszystkich, więc brak piramidy wartości jest tu nie do przejścia.
- Och, moją pierwszą przyjaciółką była Lia. Nauczyłam się doceniać przyjaźń za wszystko. Nawet jeśli czasami wywołuje szkody. Tak jak...- Wadera zamilkła na chwilę. Też byłem cicho, myśląc, że chce ona dokończyć zdanie, ale po dziesięciu minutach ciszy zajęliśmy się znowu rozmową. Wypowiedzi Demo znowu były krótkie i wyczerpujące tematu. Nie patrzyła na mnie teraz nawet tymi swoimi szarymi oczami. Czułem się źle. Jakbym coś źle powiedział.
- Demo?
- Tak?
- Chyba nie za bardzo cieszysz się ze spotkania.- To nie miało sensu, jeśli nawet się nie lubimy. To się nie uda. Znaczy, ja do Demo nic nie mam, ale... ona chyba już nie za bardzo za mną przepada.- Znaczy... Lubisz mnie chociaż trochę?- spytałem, chcąc wiedzieć, czy jest na co liczyć i czy nie marnujemy tu oboje czasu.
- Ta, fajny jesteś.- odpowiedziała, nawet nie patrząc w moją stronę. Nie doszukałem się ironii w tym stwierdzeniu, ale nie było też... emocji.
Coś źle zrobiłem?

Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Nic szczególnego. Poznaliśmy się trochę lepiej. Minęła niecała godzina, kiedy wspólnie uznaliśmy, że lepiej będzie już rozejść się do swoich jaskiń. Pożegnaliśmy się.
  Poszedłem jednak do lasu i usiadłem pod jakimś drzewem, znajdującym się stosunkowo niedaleko ścieżki, żeby łatwiej było mi potem na nią wrócić i dotrzeć do swojej jaskini.
  Było już ciemno i nie mogłem za bardzo skupić się na aspektach wizualnych tego miejsca. Nie chodziło o to, że nie było nic widać. Oczy w końcu przystosowałyby się do znikomej jasności i wszystko byłoby bardziej możliwe do dostrzeżenia. Po prostu nie miałem w tamtej chwili ochoty podziwiać świata. Tak jakby... To nic nie znaczyło. Zamknąłem oczy i skupiłem się na dźwiękach. Nie byłem pewny, ale tak chyba łatwiej było rozróżniać je. Dziesiątki, jeśli nie setki dźwięków dobiegały do mnie z każdej strony. Nocne ptaki, szelest liści, cichy, lekki wiatr... Wszystko zlewało się w taki mini, przyrodniczy akompaniament muzyczny. Bez znaczenia.
  Wracając myślami do wieczoru z Demoness nie mogłem przypomnieć sobie, co zrobiłem źle. Co złego powiedziałem, zanim przestała na mnie patrzeć i stała się... cichsza? Uznała, że to bez znaczenia, że i tak nie warto ze mną rozmawiać? A może ja coś chlapnąłem? Nie umiałem udzielić sobie odpowiedzi na te pytania, chociaż była to kwestia tylko prostych „tak” lub „nie”. To było bez sensu. Te rozmyślania. To wszystko. Pewnie i tak wyszłoby na jedno. Że to moja wina. Jak wszystko. Wszystko, co złe w moim życiu to ja. Widocznie tylko spadam po tych bezkresnych okręgach, o których mówiła Demo. Wystarczy czekać tylko na moment, w krórym one mi się skończą i sięgnę dna. Ale tu nie chodzi o mnie. Tylko o Demo. Pewnie coś źle zrobiłem. Źle powiedziałem. Źle...
  Poczułem ciepłą łzę na skórze. Pięknie. Popłakałem się. Tylko to potrafię. Jak debil. Najpierw psuje innym dzień czy całe życie, a potem zwykle płaczę. Prawda jest taka, że jestem bezwartościowym śmieciem, którego system powinien się pozbyć. Pewnie uraziłem ją i dlatego była taka obojętna. Ale kiedy? Teraz? Przy poprzednim spotkaniu? Nie mogłem powstrzymać łez, ani potoku myśli. Chciałbym wiedzieć, co zrobiłem źle i to naprawić. Chciałbym, ale n...

- Co ci?- gwałtownie wstrzymałem powietrze, słysząc głos Demo. Zachciało mi się kaszleć, kiedy łza wpłynęła mi do gardła przy wdechu. Oczy zeszkliły mi się bardziej, kiedy na nią spojrzałem.
Opanuj się no! Zachowaj resztki dumy!

- Nie... Nieważne. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie, chcąc sprawiać wrażenie miłego wilka, a nie mazgajowatego szczeniaka, ale w tym samym momencie poczułem spływającą mi z prawego oka łzę. A zaraz potem z lewego. Zamknąłem oczy i z całej siły chciałem zapaść się pod ziemię.
Myślałem, że Demo teraz pójdzie. Że westchnie i odejdzie. Albo wrzaśnie, żebym wziął się w garść.
Nie przewidziałem tylko jednego...

Przytuliła mnie.

- Jak nieważne, jak ważne. Jakby nie było ważne, to byś nie płakał.

Było mi nieznacznie lepiej.

Tylko czemu ona to robiła? To przecież była moja wina tak? Jestem beznadziejny. Tylko płaczę. Dlaczego nie mogę być normalny, nie sprawiać problemów i się ogarnąć?!

- Przepraszam...

- Za co ty mnie przepraszasz? Każdy musi się czasem wypłakać.

skip later (do normalnej rozmowy)

- Jeśli chodzi o moją obojętność, to ja taka jestem dla każdego. Nie za bardzo rozumiem wszelkie „uczucia". To dla mnie coś obcego.- mówi, a ja wpatruję się w nią jak w obraz, analizując treść jej wypowiedzi.

- To niemożliwe. Uczuć nie trzeba rozumieć. Je się po prostu ma. Prawie nikt ich nie rozumie.- kręcę głowa w nadziei, że przez to nowo zdobyte informacje poukładają się w mojej głowie w jakimś szyku, jednak nic się nie dzieje.

- Hym... Możliwe, ale ja zaczęłam je ignorować już w młodych latach. Teraz już nie czuje ich zbyt mocno. Nauczyłam się żyć bez nich.

Rozmawiamy jeszcze trochę. Zdaje się, że powoli zaczynam wszystko rozumieć. Cały dzień składa się w logiczną całość. Chyba w końcu rozumiem.

- Chyba już wiem, co jest bezkresnym hymnem...- szepczę, będąc już sam u siebie w jaskini.- W końcu wiem...

<Luna/Lia/Demo? Jedna niech odpisze. Tyle się naklikałam w klawiaturę, że chyba wam wakacje zrobię>


2 komentarze:

  1. WAKAAAAAACJEEEEE! A ja w domu przed kompem.... BO CZEMU NIE. Nigdzie nie pojadę, przez większość czasu leje, a świnka upodobała sobie domek dla kota c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę powiedzieć, że... to opko jest super. Aż z zachwytu poprawię literówki.

    OdpowiedzUsuń