18.07.2018

Od Mateo CD Rose

- Witaj, Loki - powiedziałem, z satysfakcją odnotowując przerażenie szczeniaka na widok mojego diabolicznego uśmiechu. - A więc zostaliśmy sami...
- Kim... Kim ty jesteś? - zdołał wydusić mały.
- TWOIM NAJGORSZYM KOSZMAREM!!!!111!!!!1!1!!!!haha
piu piu pjupjupiu *medżik sztylety* pju pju pju
*szczeniaczek nie żyje, a Mateo ucieka przez okno, śmiejąc się szaleńczo*
Musiałam.


Rose wyszła, zostawiając mnie samego ze szczeniakiem.
- A więc to ty jesteś Loki, tak? - spytałem. Szczeniak kiwnął głową, ale jakby z przestrachem. - No już, nie bój się. Przecież cię nie zjem. 
- Nie boję się! - zaprotestował, ale przynajmniej trochę się rozluźnił. Zanim jednak zdążyłem zadać mu następne pytanie, odezwał się znów, tym razem z pretensją w głosie: - oglądasz się na mnie za każdym razem, kiedy przechodzisz korytarzem. - Zmrużył oczy. - Dostrzegłem to. O co chodzi?
Zmieszałem się lekko, nie dając tego jednak po sobie poznać. Chociaż przez chwilkę chciałem go zganić za takie bezpośrednie zwracanie się do dorosłego, to jednak postanowione pytanie zasługiwało na odpowiedź. 
- Przypominasz mi kogoś, kogo nie widziałem od bardzo dawna. Sęk w tym, że nie wiem, kogo. Zresztą, właśnie dlatego tu przyszedłem. - Nabrałem powietrza. - Loki, czy pamiętasz cokolwiek sprzed znalezienia się w szpitalu?
Szczeniak skamieniał na krótki moment, po czym zacisnął szczęki i pochylił głowę. Siedział tak dłuższą chwilę, aż przestraszyłem się, że coś mu się przeze mnie stało. Nagle zorientowałem się jednak, że coś mamrocze, i nastawiłem uszu.
- ...wiedziałem, że zapytają. - mruknął pod nosem. - Jakby jeszcze było mało...
- Loki. - Mimo, że nie chciałem tego robić, to świadom upływającego czasu musiałem go pospieszyć. - Przepraszam, jeżeli wspomnienia nie są dla ciebie przyjemne, ale jeśli pamiętasz cokolwiek...
- Przyjemne? - prychnął szczeniak, i ze zgrozą uświadomiłem sobie, jak bardzo różni się od tego, którego zobaczyłem, przychodząc tutaj. A jednocześnie poczucie, że z kimś mi się kojarzy, narosło. - Przepraszam? Przepraszam to nic... Ale w porządku, chociaż cię nie lubię - Ej! - nie będę cię obwiniać.
Z trudem ignorując ostatnie zdanie, jakoś zdobyłem się na spokój.
- Proszę cię - zacząłem znów. - Chcesz spędzić całe dzieciństwo w sierocińcu? Po prostu chciałbym pomóc znaleźć twoich rodziców, ale nie mogę tego zrobić, jeśli...
- Nie! - Loki nagle poderwał się z miejsca, przerażony. - Nie! Po co ich szukać? Wtedy.. wtedy ona znów mnie znajdzie... Ich też...- urwał, jakby zorientował się, że powiedział za dużo, po czym wrócił do poprzedniego 'stanu' i zapytał ostro: - A czy ja prosiłem o pomoc? Nie! Dlaczego wtrącasz się do mojego życia? Tak jest mi dobrze!
Dostrzegając w kącikach jego oczu łzy, byłem gotów się założyć, że wcale nie. Słowa szczeniaka zaskoczyły mnie jednak. Nawet, jeśli jemu jest tak dobrze, to przecież ktoś inny może być w niebezpieczeństwie. Poza tym, wynikało z nich, że to prawdopodobnie nie rodzice odpowiedzialni są za jego rany, a jakaś tajemnicza postać... kto?
- Kim jest ta ona? Kto miałby cię znaleźć?
- Czy do ciebie nie dociera? - zapytał z niedowierzaniem i dziecięcą złością. - Odczep się ode mnie! Nic ci nie powiem.
Wziąłem głęboki wdech.
- Dobrze. Skoro tak bardzo chcesz, to nic nie mów. Proszę bardzo. Kiedy Rose wróci, pójdę i więcej mnie nie zobaczysz. Ale... życie jako sierota nie jest przyjemne. Sam wychowałem się sam.
Nie odpowiedział. Zakopał się tylko pod kołdrą.
Pogrążyłem się w myślach. A może rzeczywiście próbuję mu pomóc na siłę? Może będzie mu lepiej, jeśli ktoś go adoptuje? Pewnie ktoś wziąłby takiego - tu przeszedł mnie lekki dreszcz - milutkiego... a przynajmniej zazwyczaj milutkiego i radosnego szczeniaczka. W końcu ja sam zaznałem szczęścia, będąc wziętym z sierocińca przez Lunę...
- Skończyliście? - do pokoju weszła Rose. Zerknąłem na Lokiego - wciąż leżał bez ruchu.
- Tak. Mały był trochę zmęczony i zasnął - odpowiedziałem. Wadera obrzuciła mnie przeciągłym spojrzeniem, po czym kiwnęła głową i odwróciła się do wyjścia. Stawiając za nią pierwsze kroki, obejrzałem się ostatni raz na szczeniaka.
 Już nie udawał, że śpi. Jego ciemne oczy patrzyły teraz prosto na mnie - i choć dalej biła z nich antypatia, pojawiło się także coś innego. Jakby... wahanie.
Podjął decyzję. Jego wargi poruszyły się w takt bezgłośnej wiadomości, po czym odwrócił głowę, jak gdyby nigdy ze mną nie rozmawiał.
Wyszedłem za Rose z pokoju, a potem z budynku. W głowie miałem prawdziwy mętlik, a wszystko przez to, co przekazał mi Loki.
Powiedział dwa słowa.
Babcia Zofia.

<To zakończenie jest wspaniałe, wiem (ale niepozbawione sensu!). Rose?>




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz