28.07.2018

Od Mateo*

Moje uszy ogarnęła cała masa dzikich wrzasków, krzyków, pisków, skomlenia i gdakania, a przed oczami zatańczyło mi sto pięćdziesiąt tęczy w różnych kształtach i kolorach. Witajcie w moim miejscu pracy.
Okazało się, że moje, że tak powiem, koleżanki zdążyły już nakarmić większość zwierząt; teraz pozostawała mniej przyjemna część - sprzątanie wybiegów. Skrzywiłem się lekko i uchyliłem drzwiczki pierwszej klatki, aby - za pomocą magii, oczywiście - usunąć z niej nieczystości. Jednak gdy tylko to zrobiłem, przez otwór wyskoczyło coś wściekle czerwonego. Wrzasnąłem. Zwierzę zrobiło to samo, po czym odbiło się od mojej głowy i poszybowało na wolność. Szybko zamknąłem drzwiczki.
- Co to było? - otumaniony zgrozą, zapytałem sam siebie. Spojrzałem wgłąb klatki - tak jak myślałem, było to mieszkanie złocistej samiczki kokoszy jedwabistej, rzadkiego gatunku magicznego ptactwa. Przyjrzałem się uważnie zakamarkom, ale nie zauważyłem więcej dziwnych, ognistych stworów. Skąd u licha...
- Mateo, skoro już tam stoisz, może dasz radę naprawić ściankę w tej klatce? - z góry dobiegł mnie głos Lexi, która aktualnie poprawiała zadaszenie na pięterku pawilonu. - Nie mam pojęcia, jak ta kokosza zdołała wydziobać w niej taką dziurę; cud, że jeszcze nie uciekła.
Po uważniejszym spojrzeniu na ściany woliery faktycznie zauważyłem dziurę w siatce; coś mi jednak nie pasowało. Otwór był o wiele większy od ptaka i wydziobywanie go do takiej wielkości nie miałoby większego sensu, poza tym był jakoś podejrzanie wysoko. Zajrzałem na wybieg po drugiej stronie siatki. Z początku wydało mi się, że jest pusty, po chwili jednak zauważyłem parę ślepi, spoglądających na mnie zawistnie spod jakiejś półeczki. Po chwili stwór przesunął się trochę, na jego pysk padło światło i... moim oczom ukazała się ogniście czerwona skóra. To ten samo gatunek, który wypadł z klatki kokoszy! Pewnie kolega tego tutaj wygryzł dziurę.
Naprawiając siatkę siłą woli i odnotowując sobie w pamięci, żeby załatwić jej jakiejś wzmocnienie, jednocześnie zastanawiałem się nad powodem, dla którego dziwny gad wyłamał się nie od razu na wolność, a do ptasiej woliery. Jedynym dobrym powodem wydał mi się głód... ale przecież jej nie zjadł. O co mu chodziło?
Ostrożnie otworzyłem drzwiczki ptasiego wybiegu, postanawiając dokończyć to, czego nie dane mi było zacząć. Kokosza zaczęła przeraźliwie gdakać. Nie mogąc znieść jej jazgotu, cofnąłem się lekko; wtedy nagle zauważyłem, że ptak wcale nie siedzi na swoim miejscu bez powodu - pod jego piórami błysnęła skorupka jaja. Skąd to się tu znowu wzięło!?
Nagle wszystko złożyło się w logiczną całość. Jaszczurka zakochana w kurczaku? W dziwniejsze rzeczy dane mi było uwierzyć.
- Chyba będziemy mieć nową hybrydę - krzyknąłem do Lexi i Tenshi. Po krótkiej chwili przy klatce były już obie wadery.
<Lexi? Tenshi?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz