14.07.2018

Od Luny "Swatamy ze sobą dwie osoby... To chyba już kryzys wieku średniego."

A więc zgodziłam się na propozycję zeswatania niejakich Demoness i Michia ze sobą. Nasza droga Alfa to ma pomysły... Niemniej jednak uważam, że to może być ciekawe. Na pewno ciekawsze niż siedzenie 24/7 ze szczeniakami w jaskini, a tym zazwyczaj się zajmuję. Z drugiej strony takie swatanie jest dosyć dziecinne, ale trudno. Wolę się trochę powygłupiać jak szczeniak niż siedzieć jak stara zrzędliwa baba.
Szczeniaki się bawiły, podczas gdy ja czekałam na Lię. Miała do mnie przyjść z załatwionymi rzeczami na zorganizowanie randki i miałyśmy omówić czego jeszcze potrzebujemy.

Wkrótce Lia wparowała do mojej jaskini z koszykiem lawendy w pysku. Szczeniaki nawet nie zwróciły na nią uwagi i dalej się bawiły.
- Masz te... Och... Czyli masz... - mruknęłam, gdy postawiła koszyk na ziemi.
- Pola lawendowe mają ich aż za dość. Skołowałam też ten naszyjnik... - wadera wyciągnęła z czerwonego pudełka naszyjnik ze srebrną, błyszczącą sową mającą małe kawałki ametystu jako oczy.
- Ładne. - wadera schowała wisiorek i odłożyła pudełko.
Lia zaczęła wymieniać rzeczy, które mam "skołować". Czerwone wino, róże, hiacynty ka-cośtam... Pogubiłam się.
- Chwila, zaraz, zastopuj - powiedziałam, po czym usiadłam i wyjęłam wcześniej przygotowany notes i długopis. Alfa westchnęła i wszystko od początku powtórzyła. Podrapałam się długopisem po głowie. Czyli tak, mam załatwić:

  • Czerwone wino
  • Jakieś róże (sądzę, że najlepsze będą czerwone)
  • Hiacynty kalifornijskie
  • Grajka na harfie (ciekawe skąd ja niby mam go wziąć...)
  • Świece (ale myślę że Lia też jakieś załatwi, bo jak sama powiedziała, potrzeba ich DUŻO)
Myślę, że świetliki będą same z siebie w miejscu, które wybrałyśmy na randkę, i nie muszę ich załatwiać. No bo ciekawe jak, do słoika mam ich sobie nałapać? Trzeba będzie jeszcze zrobić mangowy deser lodowy z bitą śmietaną i coś innego dla Michio.
Westchnęłam przytłoczona ilością rzeczy do zrobienia.
- A na kiedy to wszystko? - spytałam patrząc w notes i zastanawiając się gdzie poszczególne rzeczy mogę znaleźć.
- Na dzisiaj wieczór. - odpowiedziała Alfa. Tak, no bo dokładniej określić czasu nie można. Czasu, który w dodatku będzie mi dzisiaj bardzo potrzebny.
- Wieczór, czyli kiedy? - zadałam kolejne pytanie, tym razem patrząc na waderę.
- Gdzieś tak 20.00? Nie wiem. Ty się zajmiesz przygotowaniem kartek z zaproszeniami czy ja mam to zrobić?
Co proszę? Mam jeszcze zaproszenia robić? A może jeszcze frytki do tego? Mam już wystarczająco na głowie. Poza tym... Zaproszenia mojego wykonania byłyby nieczytelne, patrząc na to jakie mam pismo.
- Zależy. - powiedziałam w końcu.
- Od? - wadera uniosła brew.
- Kto ma ładniejsze pismo.
- Uch... - jęknęła wadera, po czym usiadła na podłodze. - Czyli może lepiej ja... Tylko muszę iść do sklepu papierniczego.
Sklepu papierniczego? Ciekawe czy dla wilków, czy dla ludzi, bo nie widziałam żadnego wilczego papierniczego w okolicy...
Wadera wyszła. Wstałam z podłogi i spojrzałam jeszcze raz w notes. Czerwone wino.. Hmm... Sądzę, że Kage ma takie w swojej skrytce. Poszłam do owej "tajnej skrytki" mojego mensza i wyjęłam z niej czerwone wino. Owinęłam butelkę jakąś szmatą, by dzieci nie odkryły, że ich ojciec jest alkoholikiem.
Okej, jedną rzecz z listy już mam, teraz następne...

Jakiś czas później miałyśmy już wszystko. Zebrałyśmy całość przed moją jaskinią. Jeszcze przed wyjściem by pozbierać róże i hiacynty poprosiłam Miranę by zajęła się szczeniakami. Lia w międzyczasie napisała zaproszenia i wręczyła je naszym gołąbkom. Zbliżał się już wieczór.
- No to teraz trzeba przygotować miejsce i to wszystko tam zanieść. - powiedziałam patrząc na masę zebranych rzeczy.
- Okej, rzeczami do zaniesienia dzielimy się po połowie, tylko ja biorę tą mniejszą połowę. - odezwała się Lia z przekąsem.
- Nie ma czegoś takiego jak mniejsza połowa, połowy są równe... - przekręciłam oczami. - Lepiej już chodźmy...

Jeszcze jak zanim było blisko linii horyzontu miałyśmy wszystko przygotowane. Wszystko wyglądało pięknie. Maki, zachód i nakryty "stół". Zapalone świece unosiły się w powietrzu, ale z dala od miejsc siedzących naszych gołąbeczków, by topniejący wosk nie kapał im na głowę. Lia dookoła siedzeń posadziła lawendę i hiacynty, a trochę dalej zasadziła jeszcze jakiś inny kwiat, którego nazwy nie znałam. Na stole stała róża w wazonie i czerwone wino. Lia załatwiła jakieś dania i muzykę.
- No, to teraz kryć się - Lia poczłapała w maki, w miejsce, gdzie nie było nas widać ale mogłyśmy dobrze obserwować rozwój sytuacji, a ja poszłam za nią. Tak ukryte obserwowałyśmy "stół". W niedługim czasie zjawił się Michio. Był dosyć zdezorientowany, ale usiadł na miejscu. Jakiś czas później zjawiła się Demo, która również usiadła do stołu. Czuć było od niej... Ciasteczkami? Chyba tak.. Dziwne. Popatrzyłam na Lię.
- Czujesz ten zapach ciasteczek? - spytałam szeptem.
- To perfumy, które dałam Demo. - odparła również szeptem.
Mój wzrok powrócił znowu na nasze gołąbeczki. Ciekawe jak to się dalej potoczy...

<Lia/Michio/Demo? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz