Czy wspominałam, że przez zamarzniętą wodę nie da się oddychać? Nie? To teraz wspominam. Zmarszczyłam brwi patrząc z irytacją na ptako-podobnego basiora chorego na głowę, przejedzonego mięsem ryby (podobno ryba to nie mięso, ale ciii) Wiatr zaczął się koło mnie gromadzić, roztrzaskując lód zasłaniający mi nos, po czym całą resztę. Gdy ten już kończył swój wianuszek, ja zmarznięta jak w zimowe dni, podeszłam do niego stanowczym szybkim krokiem, wyrwałam mu ten jego wianek z łap, i wcisnęłam mu przez głowę z impetem, robiąc z niego tą tancerkę co na Hawajach tańczy czy gdzie tam jeszcze. Tylko brakuje mu tej kiecki ze słomy i biustonosza z kokosów. Uśmiechnęłam się krzywo. Ten tylko popatrzył na mnie mrużąc oczy.
- Chabry są ładniejsze - mruknęłam po chwili ciszy, patrząc na moje ulubione, lecz zwykłe kwiatki, rosnące nieopodal w kępce pszenicy. Mimo upału, zaczęłam myśleć o... - Bayo lodówko. Możliwe że zobaczymy się potem, aczkolwiek nie gwarantuje ci ciszy - po tych słowach, udałam się do naszego kochanego
wciągającego bez powodu przez portal zmieniający czas zamku. Po kilku korytarzach weszłam do jednego z ulubionych miejsc. Pośrodku pomieszczenia... a tak właściwie prawie całą jego powierzchnię wypełniała kolista dziura napełniona letnią wodą, na której unosiły się lilie wodne, wraz z ich liśćmi. Krystaliczne ściany od czasu do czasu porastała winorośl, a u samej góry była dziura, ukazująca od dołu koronę wielkiego drzewa, i dająca światło na większość pomieszczenia. Ogólnie to tam spędziłam większość dnia czytając jakąś starą książkę, gdy wpadła mi do wody. To musiało wyglądać komicznie, jak próbowałam ja złapać przez w powietrzu, a ta za każdym razem wyślizgała mi się z łap.Potem jednak patrzyłam na to, z typowym dla mnie zamarciem, spokojem i kamienną miną, jak ta opada na dno.
Świetnie, kolejna. Jakbym za mało rozbiła glinianych figur
Zanurkowałam by wyłowić już zmoczoną książkę.
Ech.... beznadziejna sprawa. W sumie to... ej, jakie ładne kamyczki są na dnie...
Moja koncentracja razem z myślami uleciały jak parująca woda. No cóż. Tak jest zawsze. Wypuściłam powietrze z rezygnacją w myślach, i wyłoniłam się wraz z książką z wody, po czym ją otworzyłam. Moim oczom ukazał się rozmazany tusz. Tu i ówdzie mniej, tam więcej. Wzdychnęłam zamykając ją z powrotem z zamkniętymi oczami, i odkładając na brzeg. Popatrzyłam w górę na padające światło. Wiosna zbyt szybko minęła...
***Time skip***
Wychodziłam właśnie na zewnątrz, gdy moje uszy uchwyciły głośny wybuch, gdzieś głębiej w góry. Wybiegłam szybko do korytarza głównego i wzleciałam w powietrze na najwyższą wierzę. Stanęłam na kamiennej płycie, a moim oczom ukazał się gęsty, czarny dym, oraz gruz... pozostałość po jednym z mniejszych szczytów.
< Leoś? Może jednak z tą wojną cuś wyjdzie... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz