31.07.2018

Od Noxa Do Solary

 - Ty też mnie przytul.
  Gwiazdka uśmiechnęła się i wtopiła pysk głębiej w moje futro. Drgnąłem lekko, czując zawstydzenie i przysunąłem się do niej, tak jak kazała. Leżeliśmy tak chwilę bez słowa. Czułem słodki zapach wypełniający moje nozdrza, którego po raz pierwszy poznałem zaledwie parę godzin temu... Teraz czuję się, jakbym go znał od zawsze. Spojrzałem w dół na jej małe, słodkie uszy, ogniste włosy, miodowe oczy. Lustrowałem ją całą i pożerałem wzrokiem. Byłem pewien, że wadera jest w stanie wyczuć mój przyśpieszony rytm bicia serca.
  W tym momencie się opamiętałem, pokręciłem głową i nieznacznie odsunąłem od jej ciała. Solara zauważyła, że odległość pomiędzy nami się zwiększyła i spojrzała na mnie pytająco. Ja tylko odwróciłem się na drugi bok. Tak, żeby nie widzieć jej ładnego pyszczka. Poczułem się okropnie. Jak ostatni zboczeniec. Znamy się dopiero pół doby, co ja tu robię? Powinienem ruszyć w dalszą podróż, nie mogę zostać tu na długo.
  Użyłem moich kruchych kości i wstałem z pozycji leżącej. Odwróciłem się przez ramię do Gwiazdki z moim zwykłym, żałosnym wyrazem twarzy.
  - Już pora na mnie.
  - Idziesz do watahy?
  - Nie...
  - Jak to?
  - Gwiazdko, wybacz że cię okłamałem. Nie należę do twojego stada, nie wiem nic o tobie. Jestem samotnikiem i muszę ruszyć w dalszą podróż...Przykro mi. Nie mogę tu zostać.
  - ...


<Solar? HELP>

                                              Zakładka Nox

Od Solary Do Noxa

 Popatrzyłam na niego z lekkim zdziwieniem na pysku. Gwiazdka? Dlaczego akurat ,,Gwiazdka''? No w sumie... Podobało mi się to, jak mnie nazwał.
 - Um, tak! Nie mam nic przeciwko! - popatrzyłam jeszcze chwilę na niego, po czym położyłam się i wbiłam wzrok w niebo.
 Widok był nieziemski. Piękne, kolorowe gwiazdy i kruczoczarne niebo, prawie jak sierść Noxa! Gdyby umiał latać, mógłby być Strażnikiem powietrznym. Spojrzałam na basiora, tak samo patrzył w niebo. Lekko pisnęłam, by też się położył. Drgnął lekko, po czym położył się obok mnie. Rozmarzyłam się na dobre.
 - Wyobrażałam sobie kiedyś... - zaczęłam - Że leżę właśnie w tym miejscu ze swoimi szczeniętami i pokazuje im wszystkie gwiazdozbiory... - powiedziałam tak bardzo kojącym głosem, że basior rozluźnił wszystkie swoje mięśnie. Chyba mogłam go uważać za przyjaciela.
 - Hah, jeszcze nie jest za późno na szczeniaki - powiedział łagodnym tonem. Poczułam jak robi mi sie goręcej.
 - W jakim sensie ,,jeszcze nie jest za późno na szczeniaki''? - lekko się podniosłam i popatrzyłam na basiora. Patrzył na mnie zdezorientowany, potem powiedział:
- Um, znaczy... Jesteś młoda i... Na pewno jakieś basiory już mają na ciebie ochotę - powiedział zakłopotany. Uśmiechnęłam sie do niego ciepło. To było miłe z jego strony! :3 Dotknęłam lekko jego nosa swoim w wyrazie podziękowania. Odwzajemnił uśmiech. Od początku chciałam to zrobić - wtuliłam się w jego puszystą szyję. Wciągnął powietrze i siedział bezruchu
 - Ty tez mnie przytul. - powiedziałam troskliwie i spokojnie ciepłym głosem. Westchnął i też mnie przytulił. Poczułam jego chłodny zapach. Ciekawe co on teraz ma w głowie?


<Nox? AJ SZIP IT TUU xDD>

                                                           Zakładka Solara

Od Noxa Do Solary

 - Ja... - przełknąłem niesłyszalnie ślinę. Moje mięśnie napięły się nieznacznie i odwróciłem wzrok. Nie chciałem jej urazić, po prostu nie nadaję się na kompana. Spojrzała się na mnie wyczekująco. Jej ciepły uśmiech dodał mi odrobinę odwagi. Rzuciłem okiem na jej włosy. Przypomniał mi się nieziemski widok, kiedy zdawało mi się, że widzę płonącą gwiazdę stojącą nade mną. Zamknąłem na chwilę oczy i odpowiedziałem.
 - Pewnie.
 - W takim razie chodź za mną!
 Wadera poszła kilka kroków naprzód i zachęcająco trąciła mnie ogonem, uśmiechając się przy tym wesoło. Weszliśmy do wnętrza lasu. Dreptałem tuż za nią, już prawie całkiem zrelaksowany. Już od dawna nie czułem się tak... normalnie. Nie musiała nawet nic mówić. Chyba sama jej aura miała w sobie coś uspokajającego i opiekuńczego. Coś takiego jak Gwiazda Polarna, która wskazuje właściwą drogę zagubionym.
 Wyłoniliśmy się z lasu i po chwili znaleźliśmy na łące pełnej kwiatów. Gwiazdka (nie mogę się powstrzymać, żeby tak jej nie nazywać) nagle stanęła w miejscu, obkręciła się wokół własnej osi i usiadła z udawanym wdziękiem, robiąc zabawnie dumną minę. Usiadłem obok niej i zacząłem parskać ze śmiechu. Wadera też zaczęła chichotać i rozmawialiśmy tak przez krótką chwilę, aż coś na niebie przykuło jej uwagę. Podążyłem za jej wzrokiem i zobaczyłem pierwszą spadającą gwiazdę. Później dwie, cztery, sześć. Każda miała inny kolor i delikatną, błyszczącą poświatę. Zahipnotyzowany, omiotłem spojrzeniem całe gwieździste niebo. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. Uśmiechnąłem się lekko i ukradkiem zerknąłem w pełne światła i ekscytacji oczy Gwiazdki. Nie odrywała oczu od widoku na niebie.
 - Gwiazdy... - zacząłem, a wadera zwróciła wzrok w moim kierunku. Poczułem przypływającą falę gorąca. - Gwiazdy... wyglądają naprawdę ładnie.
Wilczyca tylko uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową. Wróciliśmy do bardzo dobrze znanej nam niezręcznej ciszy. Po chwili Gwiazdka znowu się odezwała.
 - Tak właściwie to jak się nazywasz? Ja jestem Solara. Solara z Watahy Mrocznych Skrzydeł!
 - ...Nox. Niegdyś Wataha Śnieżnych Niebios. - ukryłem przed nią wzrok i wbiłem go w pazury. Nie chciałem, żeby dowiedziała się, że ją okłamałem.
 - To bardzo ładne imię! A o tej watasze nigdy nie słyszałam... Jesteś z północy? - zlustrowała mnie spojrzeniem.
 - Tak. Przeszedłem bardzo daleką drogę, żeby się tu znaleźć. Co do imion... Mogę ci czasem mówić Gwiazdka?

<AJ DON'T KER! AJ SZIP IT! Solara?>

                                                            Zakładka Nox

Od Solary Do Noxa

 Trąciłam lekko noskiem pysk basiora, który z nijakiego powodu zemdlał.
- Halo? Żyjesz? - pochlapałam go trochę wodą po łebku. Otworzył powolnie oczy.
- Hm? Gdzie jestem?.... - powiedział lekko zdezorientowany. Popatrzyłam mu w niebiesko-morskie oczy. Uśmiechnęłam się ciepło.
 - Jesteś przy rzeczce, trochę daleko... - popatrzyłam w stronę, gdzie znajdował się obóz mojej nowej watahy.
 - Umm... Jak masz na imię? - zapytał nieśmiało, znowu spojrzałam na niego. Należy do watahy? Wciągnęłam powietrze przy tym zamykając oczy. Wyczułam zapach innej watahy.
 Otworzyłam szybko oczy. Zaczęłam powarkiwać.
 - Nie jesteś z mojej watahy! - warknęłam groźnie i z pogardą - Co ty tutaj robisz?!
 Lekko odskoczył, był zaskoczony moją nagłą zmianą nastroju.
 - J-Ja teraz do niej należę! Ty-Tylko po prostu.... Chciałem sobie po-pozwiedzać.... O-omijam takie obozy... - odpowiedział jąkając się i spuszczając nisko głowę, czekając na moją reakcję.
 - Naprawdę? - przysunęłam się do niego z ciekawością, ale nadal z nieufnością. Ale rym, lul 
 - Tak... - odpowiedział cicho. Zapadła cisza, tak ta cisza, za którą niezbyt przepadałam, ale najwidoczniej basiorowi to nie przeszkadzało. Popatrzyłam w stronę rozgwieżdżonego nieba. Uspokajało mnie to.
 - Słyszałeś o nocy Perseidów? - spytałam nie odrywając wzroku od gwiazd.
 - Um, coś tam słyszałem. O co chodzi z ta nocą? - zapytał przyglądając mi się. 
 -  To wyjątkowe zjawisko astronomiczne. Wypada w nocy z 12 na 13 sierpnia. To już całkiem niedługo. Właśnie szukałam idealnego miejsca na oglądanie ich. Chciałbyś się wybrać ze mną? - spojrzałam na basiora. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Po czym odpowiedział...

 <A tu zostawiam decyzje Noxowi :D Nox? Co ty na to? :3)


                                                                      Zakładka Solara

Od Noxa Do Solary

 Po paru miesiącach podróży... a raczej błąkania się po lasach, górach i Bóg wie czego w końcu dotarłem do miejsca, w którym mógłbym się osiedlić. Były tu sarny, króliki, roślinki i woda pitna, do której nie można było się tak łatwo dostać w moim starym obozie. A te widoki! Stałem teraz na klifie i lustrowałem krajobraz przede mną. Zafascynowany, obserwowałem z góry lasy iglaste i mieszane, łąki pełne kwiatów, odbijające światło jeziora i leniwy bieg rzeki, który przez wąwóz skalny prowadził do... siedliska watahy wilków.
Błyskawicznie przywarłem do ziemi, zginając nogi i napinając mięśnie. Przeklnąłem się przez własną głupotę. Przecież to oczywiste, że w tak idealnym miejscu ktoś musiał zamieszkać przede mną, a z moich przykrych doświadczeń istnieje mała szansa, żeby lokatorzy byli przyjaźnie nastawieni do wilka spoza rodziny. Mając nadzieję, że jakimś cudem nikt mnie nie widział i cała banda wilków nie szykuje teraz uczty na mięsko z Nox'a, skuliłem się i wsunąłem pod maskujące liście krzaczka. Wyszamotałem się z niego tyłem, zrzuciłem z siebie liście i zacząłem rozglądać za okrężnym przejściem obok obozowiska. Takim, żeby nie narobić sobie problemów. 
 Na wszelki wypadek sięgnąłem do kieszonki po Skullcap. "To może mi uratować życie." - szepnąłem i zażyłem lekarstwo.
 Szybkim krokiem ruszyłem drogą prowadzącą jak najdalej od nieznanej watahy. Skręcałem to w lewo, to w prawo. W górę i w dół. Tamowałem wewnętrzne uczucie niepewności, skupiając się na dojściu do celu. W górę i w dół. Przeskoczyłem przez strumyk i zbiegłem z klifu. Lewo, prawo. Odwróciłem się w stronę klifu - nie widziałem już obozowiska wilków. Odetchnąłem z ulgą. Odwróciłem wzrok i utkwiłem go w malutkim strumyczku, który wyglądał, jakby miał zaraz zniknąć. Położyłem się na trawie centralnie przed nim i zamoczyłem pysk. Nagle ogarnęła mnie zniewalająca senność. Spojrzałem w odbicie nieba w wodzie. Nawet nie zauważyłem, kiedy zrobiło się ciemno.    
 Pierwsze gwiazdy pojawiły się już na niebie, a słońce niemal całkowicie zaszło. Obróciłem się na plecy i wpatrywałem w małe, błyszczące ogniki, których z każdą minutą było coraz więcej. Tak, jakby ktoś szybował po niebie i je zapalał. Usłyszałem delikatny szelest liści i poczułem czyjeś spojrzenie. Otworzyłem szerzej oczy i ujrzałem prawdziwą gwiazdę stojącą przede mną. Zaraz... co? Skullcap chyba działa mocniej niż zwykle, ile ja go zjadłem?
Spojrzałem prosto w miodowe oczy Gwieździe. Zawiał wiatr, a jej ogniste włosy zafalowały delikatnie. Poczułem słodki, miodowy zapach, którego nie czułem od bardzo dawna. Zakręciło mi się w głowie, a obraz przed oczami rozmył się. Po chwili usłyszałem ciepły głos i czyiś dotyk na skórze, ale nie byłem we stanie już myśleć. 
<Solara? Wyszło trochę dramatycznie, wybacz! XD>
                                        Nie no spoko xDD

                                                                                                         Zakładka Nox

Od Mauvais CD Videtura

Wzruszyłam ponownie ramionami. W sumie było mi wszystko jedno, gdzie teraz powinniśmy iść. Odwróciłam się i po kilkunastu sekundach ponownie stałam przy regałach. Najbardziej prawdopodobnym miejscem, gdzie możemy znaleźć jakąkolwiek inną wersję tej samej mapy to jest właśnie regał z takimi rzeczami... Bez słowa skierowałam się w stronę owego regału. Przysiadłam na podłodze i wzięłam do łap pierwszą lepszą mapę, porównując ją z tą, która leżała teraz rozłożona na podłodze. Ale nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała tego, co można było zobaczyć po warstwą pętli, strzałek i wykrzykników. Każde porównywanie zajmowało co najmniej minutę, bo by przedrzeć się wzrokiem przez rysunki i zobaczyć jakiekolwiek chociaż zarysy granic trzeba było nieźle wysilić wzrok.
- Super, w takim tempie to zastanie nas noc, zanim to skończymy... - mruknęłam cicho sama do siebie, starając się, by moja wypowiedź nie została usłyszana.
- Mówiłaś coś? - zapytał Vide. Czyli jednak usłyszał, no cóż. Pokręciłam głową i zabrałam się za porównywanie kolejnej mapy.
~ time skip, o jakąś godzinę xd 
Ilość przejrzanych map w umiarkowanym tempie rosła z każdą minutą, aż w końcu zostały tylko trzy. Wyjęłam ostatnią, przy okazji rozwalając piękny stosik, który sobie ułożyłam. Byłam już zmęczona, nie wiedzieć czemu.
- Patrz, to chyba jest to samo - usłyszałam nagle głos Videtura.
- Pokaż... - mruknęłam i pochyliłam się nad porysowaną mapą, do której samiec przyłożył przed siebie znalezioną - Rzeczywiście - dodałam przeczesując wzrokiem czystą mapę.

<Videtur?>

Od Videtura CD Mauvais


Czekaj... Idziemy bez niczyjej wiedzy?! Cholercia... Chwilkę musiałem jeszcze ochłonąć.
- Idziesz czy mam ci specjalne zaproszenie wysłać? - powiedziała wadera.
- T-tak! Po prostu się zamyśliłem... - szybko podszedłem do Mauvais. Wyszliśmy z biblioteki - Czyli... Naprawdę idziemy tam bez niczyjej zgody... Prawda?
- Tak, tak będzie lepiej - odpowiedziała.
- Ale nie wyruszamy dzisiaj?
- Przydało by się spakować... Może za kilka dni, chyba, że się pośpieszymy. - uff.. dobrze było się upewnić, że nie wyruszamy dzisiaj. Choć kilka dni to też trochę mało. Nie mamy pojęcia gdzie znajdują się podane tereny...
- Musimy jeszcze wrócić do biblioteki... - powiedziałem, Mauvais popatrzała na mnie pytająco - W bibliotece na pewno są jakieś mapy, może znajdziemy tereny opisane na mapie...

< Vais? >

Od Solary Do Noxa (EDIT)

 Dziś jest mój wyjątkowy dzień! Pierwszy w Watasze Mrocznych Skrzydeł! Ciekawe, kogo poznam na początku? Chętnie zobaczyłabym szczeniaki! Rozmyślałam nawet o nauczaniu tych małych pociech, ale jednak postanowiłam zostać medykiem - tak obiecałam sobie i Alexowi.

Wędrując już jakiś czas ścieżką wydeptaną przez starsze pokolenia usłyszałam pisk. Nie pisk szczeniaka, tylko jakiegoś mniejszego zwierzęcia. Podeszłam ostrożnie do źródła, to był szczur!

- Uhm… Witaj, j-ja jestem Solara, a ty? – nastąpiła długa cisza. Albo ja po prostu nie słyszę, co ona mówi, albo nie odzywała się. W końcu usłyszałam:

- Jestem Haraka, medyczka. – o, widzę, że będę miała wspólniczkę, tylko będę musiała uważać, by jej przypadkiem nie zdeptać.

- Hah, będziemy chyba pracować razem. Też jestem medyczką. – popatrzyła na mnie z ciekawością, ale nie okazywała nic innego. Raczej bardzo dobrze się dogadywać nie będziemy.

- Nie potrzebuje pomocy. – powiedziała oschle – Chyba, że przy badaniu czy coś.

- O, uh, Aha? To… Kiedy zaczynam? – spytałam trochę niepewnie, ale z wystarczającym spokojem.

- Sama nie wiem. – znowu zapadła cisza.

- Umm… To ja może pójdę już… - oddaliłam się zbita z tropu. Na pewno przyjeli szczura do watahy? Dlaczego?  Może zapytam innych wilków, lub innych stworzonek w watasze. 
 Spacerowałam tym razem przy pięknej rzeczce, w której kaczki brały kąpiel, podziwiałam ten widok przez kilka długich chwil. Nareszcie się ocknęłam z transu i poszłam dalej. Zapach był taki... Inny niż wcześniej. Poniuchałam ponownie. Był to wilk. Spokojnie podreptałam za zapachem. 
 Widać ten wilk lubił ruch, gdyż zamiast iść prosto, ten skręcał to za drzewa, to za krzaki, to za kamienie. Raczej nie chciał, by ktoś go śledził. Na chwilę przystałam. Jego zapach był wyraźniejszy.  
 Pokłusowałam w stronę już silniejszego zapachu. Przed oczami pojawiła mi się kruczoczarna, puszysta kula. Patrzyłam, jak wyłania się z niej mały basiorek. niby mały, ale whatever.

(Nox? Chciałaś bym zaczęła xDD)



                                                               Zakładka Solara

Od Mauvais CD Videtura

Rozważałam wszystkie za i przeciw, które ewentualnie mogłyby przesądzić o dalszych losach tej mapy. Może i jest ona tak ważna, może i alfa powinna by wiedzieć, ale zawsze jest możliwość, że każdy, kto ma tutaj cokolwiek do powiedzenia, mógłby się kategorycznie nie zgodzić i wtedy ta mapa będzie tak mało przydatna, że mogłaby być potencjalnym miejscem do zapisywania mało ważnych notatek. Nie, za dużo mam do stracenia, by mieć pięćdziesiąt procent szansy, że rzeczywiście kiedykolwiek zobaczę coś poza moją jaskinią. Jestem wyrocznią i mam wgląd w przyszłość, więc dlatego postanowiłam wybrać najlepszą z opcji - wyprawa bez żadnych świadków, przynajmniej tych, którzy zostają w watasze.
- Chyba, że chcesz tam pójść nie pytając nikogo... - powiedział po chwili milczenia Videtur. Tak, pójście bez żadnej informacji najbardziej mi odpowiadało  - ...ale w tym wypadku musisz zabrać mnie ze sobą - zakończył patrząc na mnie tryumfalnie. Mam jakikolwiek wybór? Chyba nie. Wzruszyłam ramionami.
- No dobra, ale jeżeli cokolwiek ci się stanie, to obwiniaj tylko siebie - odparłam składając mapę z powrotem na pół. Potem odwróciłam się gwałtownie i skierowałam się w stronę wyjścia z biblioteki - Idziesz czy mam ci specjalne zaproszenie wysłać? - odwróciłam się, gdy nie usłyszałam żadnych zbliżających się do mnie kroków.

<Vide??>

30.07.2018

Demo umiera!

A więc Demo postanowiła zostawić mnie samą i tworzyć jakiegoś nowego nie znanego mi wilka którego nie zaakceptuję poświęcić się w słusznej sprawie zmartwychwstania brata Miśka, którego serdecznie witamy. jej grób znajdziecie na cmentarzu.

PS: I CO TY DO JASNEJ CIASNEJ ZROBISZ Z TYM DYWANIKIEM ZE SZCZENIAKÓW?!
Dobra, wezmę go sobie, przecież i tak nie żyjesz.

~Lia

Nowy basior! Six


Autor grafiki: Rina-malinka

Właściciel: wiktoriadzierzak3@gmail.com
Imię: Six
Wiek: 5 lat  10 miesięcy
Płeć: Basior
Żywioł: Ostatnio dostał nowy Medalion od Nestera i Haralis, więc teraz: Śmierć i Dzień
Stanowisko: Dowódca polowań, Nauczyciel polowań
Cechy fizyczne: Duży, szybki i silny basior.
Cechy charakteru: Raczej dziecinny. Zabawowy, nie lubi się zamartwiać. Jest doskonałym łowcą, jak i wojownikiem oraz strategiem. Mocno trzyma się swoich postanowień. Przede wszystkim kocha swoją rodzinę - w chwili obecnej tylko brata- i nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Bez wahania stanąłby do walki o to, co uważa za słuszne. Oprócz tego jest miły i odpowiedzialny. Właściwie nie wiadomo skąd nabrał niektóre cechy, których za wcześniejszego życia nie miał czasu się wyuczyć. Jest rodzinną, ale przede wszytkim obowiązkową osobą.
Cechy szczególne*: Nie ma lewego oka.
Lubi: Uwielbia przekonanie, że wszyscy, na których mu zależy są bezpieczni. Lubi polowania i adrenalinę. Oprócz tego kocha swojego brata. Ii... Kilka osób z najbliższego otoczenia. Także swoich niesfornych uczniaków.
Nie lubi: Kidy ktoś mu się stawia, gdy wie, że to właśnie ON ma rację. Nie lubi także, gdy ktoś grozi jego bliskim. PRZEDE WSZYSTKIM NIENAWIDZI LUDZI.
Boi się: Troszkę przeraża go perspektywa ponownej śmierci i ludzkie okrócieństwo. Czasami można stwierdzić, że wręcz boi się wody... Ale tylko tej głębokiej.
Moce: Nidawno otrzymał medalion od Nestera. Jeszcze nie zna wszystkich swoich nowych możliwości, ale... dotychczas wiadomo mu, że posiada:
>Hipnotyczne spojrzenie. -Nim wabi zwierzynę, ale woli go nie używać. W końcu zabawniej jest tradycyjnie. Dzięki niemu jest w stanie w jakimś stopniu kontrolować tego, kto patrzy w jego oczy. Poprawka! Oko. Po spotkaniu z jednym takim potworkiem zostało jedno. Ale genialnie się składa, bo dzięki temu odkrył kolejne umiejętności, które daje mu medalion!
>Poprawne widzenie- (po prostu ful HD) mimo straconego oka. Ogólny brak spadku jego sprawności bez względu na brak jakiejś części ciała. Niestety nie poprawia to estetyki i jeśli straciłby nogę, to nic by się nie stało, ale i tak widać, że nie ma nogi... Czy jakoś tak. Ma szczęście, bo medalionem zakryje taki mały szczególik jak brak oka.
>Widzenie w ciemności, jak w dzień- przydaje się przy nocnych przechadzkach.
Historia: Od samego początku fascynowały go polowania. Pewnego razu wyciągnął na takie swojego brata - Michia. Problem w tym, że poszli sami. Nikt starszy ich nie pilnował. Po pewnym czasie Six chciał wracać do watahy, bo nie znalazł nic na co mógłby zapolować, jednak chwile potem przyuważył jakiś łatwy cel. Popędził za nim, a brat pobiegł w jego ślady. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że się zgubili. Dalej kiedy Six polował, Mi wpadł na ludzi, a on jako „ten odpowiedzialny” rzucił mu się na pomoc. W prawdzie ugryzł jednego, ale... Oh, pięciu dorosłych samców człowieka na dwa szczeniaki... To nie mogło się skończyć dobrze. Mimo szarpaniny został zatopiony w jeziorze (uprzednio wrzucony do jutowego wora), a ostatnie co widział, to jak jeden z jego napastników rzuca niebieską butelką w jego brata. Potem dowiedział się o zakładzie Haralis i Nestera. Pomagał bratu z góry, naprowadzając go na właściwe tropy i doszło do tego, że... Żyje. Znowu może - po długim czasie - zaczerpnąć tchu. Może wdawać się w interakcje z każdym kogo spotka. To... To jest wspaniałe. Niektórzy nawet nie zdawają sobie sprawy z tego, że nie doceniają takich prostych rzeczy jak zwykła... Rozmowa. Gra. Prosty uśmiech...
Zauroczenie: Kiedyś miał... Potem umarł... Ożył... W każdym razie jest otwarty na nowe znajomości. Ktoś chętny na bliższe poznanie?
Głos: Kojący, miły... I mówi z lekką chrypką, która dodaje mu seksi dojrzałe brzmienie
Partner: Czeka na tę jedyną
Szczeniaki: Być może kiedyś...
Rodzina: Zaginiona + Michio - jego młodszy brat
Jaskinia: A zamieszka sobie z Misiem. Jak mu sie zachce, to znajdzie coś własnego. Może już niedługo. Ma na oku taką jedną.
Medalion: Six dostał medalion od Nestera i Haralis - Bogów. Jest w kszatłcie symbolicznego słonka, nad którym pieczę sprawuje umieszczona wyżej wilcza czaszeczka, wykonana z nieznanego basiorowi materiału. Całość jest w postaci przypinki i ma lekko czerwonawy odcień
Coins: 36
Towarzysz: No, no... Pożyjemy, zobaczymy.
Inne zdjęcia*: Nie.
Przedmioty kupione w sklepie*: Kula światła
Dodatkowe informacje*: Tak jakby zmartwychwstał.
Siła- 220
Zwinność - 140
Mana - 125
Spryt - 105
Szybkość - 210
Zręczność - 100
Wiedza - 100

Nowy basior! Nox

                                                                                                                  Autor grafiki: Nox
                                                                                                                  (ładnie rysujesz :3 )
Właściciel: Aliaki (Howrse)
Imię: Nox
Wiek: 2 lata i 6 dni
Płeć: Basior
Żywioł: Cierpienie, nadzieja, niebo i ból
Stanowisko: Chwilowy brak profesji
Cechy fizyczne: Nox to średniego wzrostu, delikatnie zbudowany wilk o smukłej sylwetce, nad którą bardzo ubolewa. Ma kruczoczarne futro, które przy dobrym świetle lekko wpada w granat, małe, szare łapy i długi, puszysty ogon, który kończy się czerwonym zygzakiem. Wokół brzucha ma zapięty pasek z kieszonką, w której nosi zioła na uspokojenie.
Cechy charakteru: Stara się nie wyróżniać z tłumu, o ile w ogóle się w nim znajdzie. Nox, mimo że boi się pokazać komuś na oczy, jest osobą bardzo opiekuńczą i nigdy nie zawaha się uratować kogoś w niebezpieczeństwie, nawet jeśli wie, że nie jest wystarczająco silny, aby to zrobić. Często robi to instynktownie, nie wiedząc nawet kiedy rzucił się na ratunek. Jego największą wadą jest strach przed pobratymcami. Jego mięśnie zaczynają drgać, w głowie nie ma nic, prócz wielkiej czarnej dziury, nie jest w stanie się uśmiechnąć i chce zapaść się pod ziemię. Nie wie, co dokładnie mu dolega, ale wie, że nie jest do końca normalny - mimo że bardzo, bardzo chciałby być. Z tego powodu zanim znajdzie się w tłumie lub spotka kogoś nowego, musi zażyć Skullcap - zioło antystresowe. Przez swoje lęki, Nox, mimo że w towarzystwie przyjaciół jest bardzo otwarty i wesoły, na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie słabego i zamkniętego w sobie wilka, przez co nad wyraz ciężko mu znaleźć znajomych.
Cechy szczególne*: Prawe oko wygląda, jakby było przejechane różowoczerwonym eyelinerem, zaś lewe jest ukryte za ciemnobrązową opaską.
Lubi: Jak jest zimno, marzyć w samotności, obserwować chmury.
Nie lubi: Tłumów, poznawania nowych osób, integrowania się.
Boi się: Że palnie coś głupiego lub ktoś o nim źle pomyśli, rozmawiać, samotności.
Moce: Ukrycie w cieniu, Ostrza cienia, Zamiana dnia na noc na określonym obszarze, Tropienie, Łapanie cieniem
Historia: Jako szczeniak mieszkał w lasach innej krainy, w której wiecznie było zimno. Jako że był paromiesięcznym małym wilczkiem szukającym przygód, oddalił się za daleko od swojej rodzinnej watahy. Wbiegł w najgęstszy i najdłuższy odcinek rozległego lasu w pogoni za białym królikiem, którego i tak zgubił po pewnym czasie tropienia. Zrezygnowany i wykończony, położył się na skrawku zimnej ziemi, który akurat nie był pokryty śniegiem, i beztrosko zasnął.
Obudził go ryk zwierząt, które z dużą prędkością pędziły w jego kierunku. Błyskawicznie wstał z ziemi i wspiął się na najbliższe drzewo, by uniknąć rozdeptania przez przerażoną zwierzynę. Gdy dziki, jelenie, łosie i wszystko, co możliwe z środka lasu z wielkim hukiem przebiegły omijając choinkę, z której pnia zwisał mały wilk, Nox głęboko odetchnął i zszedł z drzewa. Rozejrzał się dookoła, uspokojony błogą ciszą, lecz po chwili podniósł głowę i usłyszał dźwięk jeszcze potworniejszy od ryku zwierząt. Zobaczył, jak nieznane mu dotąd świecące potwory ukazują się na wzniesieniu pagórka, robiąc potworny hałas przypominający warczenie. Gardłowy pomruk przybierał na sile, aż w końcu wypełnił cały las. Jechały bardzo powoli, ale prosto na małego wilka, niszcząc i miażdżąc wszystko po drodze. Sunął zdecydowanie przed siebie na czarnych, długich łapach, gdy nagle uderzył w jedną z choinek. Rozległ się okropny trzask, a drzewo zostało wyrwane wraz z korzeniami pod wpływem siły ciosu. Choinka padła na ziemię, a potwór jechał dalej.
Nox obrócił się na piętce i ruszył przed siebie, najszybciej i najdalej jak mógł od smrodu i ryku potwora. Wtedy wpadło mu do głowy, że musi jak najprędzej zawiadomić watahę o nowym przeciwniku. W tym samym momencie płatek śniegu spadł mu na nos. Nawet nie zauważył kiedy śnieg zaczął padać. Ślady, którymi mógłby się pokierować z powrotem do domu zostały już zasypane... Przerażony szczeniak przestał myśleć, a w głowie miał pustkę. Stanął jak wryty, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
Zauroczenie*: -
Głos*: Link
Partner*: ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Szczeniaki*: -
Rodzina: Jego stara wataha włącznie z rodzicami została wyłapana przez ludzi i zabrana w miejsce, do którego Nox nie ma dostępu.
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Coins: 10
Towarzysz*: -
Inne zdjęcia*: Nieudane szkice + medalion Link
Przedmioty kupione w sklepie*:  -
Dodatkowe informacje*: -
Umiejętności:
: Siła: 150
: Zręczność: 50
: Wiedza: 100
: Spryt: 150
: Zwinność: 150
: Szybkość: 100
:Mana: 100
* walka dosyć ciężka; 19h

Od Videtura CD Mauvais


Byłem zmieszany. Co mam teraz robić? Z jednej strony, mówię sobie, że to nie jest bezpieczne, że mapa może nas nigdzie nie zaprowadzić przez co będziemy rozczarowani, a co najgorsze- to może być nielegalne. Z drugiej strony... Kusi mnie sprawdzić wszystkie te miejsca, zobaczyć dokąd prowadzą drogi. To może być nawet moje przeznaczenie!
- Mnie również kusi - zacząłem - ale czy nie powinniśmy zgłosić tego alfie lub chociaż komuś? - zapał wadery ostygł. Zamyśliła się na chwilę, spoglądając to na jedną stronę mapy to na drugą. Spojrzała mi w oczy.
- Wiesz... Może przydzielą nas byśmy poszli to sprawdzić lub coś takiego! - Widzisz, nawet nie znamy terenów tam nakreślonych! nie mówiąc już o tym, że jeśli uciekniemy to już możemy tu nie wrócić... - Mauvais wyglądała na lekko przerażoną. Próbowałem ją pocieszyć -Ale, może jakiś wilk wie gdzie to jest?
- Racja... - nadal przyglądała się mapie.
- Chyba, że chcesz tam pójść nie pytając nikogo. - powiedziałem - ale w tym wypadku musisz zabrać mnie ze sobą.

< Vais? >

Od Michia CD. Demo

Nagle zabrakło mi gruntu pod łapami. Mimo to nie czułem, że spadam. Świat spowiła ciemność, a ostatnie co usłyszałem przed pogrążeniem się w całkowitej nicości, to głośny, rozrywający dźwięk. Potem nie było już niczego. Do czasu...
- ...Więc trzeba było pozwolić się tym zająć starszym.
- Nie jestem szczeniakiem. Poza tym jest tu. Nic nie zepsułam.
- A ta druga?
- I tak potrzebujesz kogoś w zamian, więc...

Otworzyłem powoli oczy. Nie wiedziałem, gdzie jestem, ale jedno było pewne. Rozmowa, którą usłyszałem, nie prowadziła do niczego dobrego.
- Spójrz, nawet żyją- ucieszyła się wadera.
Rozejrzałem się. Obok mnie była Demo. Wpatrywała się w wilki z niezrozumiałym dla mnie spokojem.
- Nie odzywaj się już lepiej- warknął wyższy i najwyraźniej starszy basior.- Nic nie umiesz zrobić dobrze.- Po skarceniu swojej koleżanki, zwrócił się do mnie.- Jestem pod wrażeniem. Rozszyfrowałeś naszą zagadkę, a w dodatku poprawnie ją rozwiązałeś. Brawo.
- Em... Dziękuję..?- Zobaczyłem, że Demo pochyliła głowę, więc zrobiłem to samo.
- Nagrodzimy twoje starania, Michio.- Wadera uśmiechnęła się miło, ale mimo tego gestu przez spojrzenie wielkiego basiora ciarki przeszły mi po grzbiecie.- Nesterze, mógłbyś..?
Basior lekko skinął głową. W jego oczach pojawił się niebieski błysk, po którym moje oczy przez chwile nie były takie same. Widziałem białe światło i nic więcej. Po chwili, gdy zaczęło ono blaknąć, zobaczyłem kogoś...
- Six...
Podbiegł do mnie i mnie przytulił. Czułem jego dotyk. On nie był złudzeniem...
Łzy przysłoniły mi światopogląd. Wszystko się rozmazało.
- Jestem tu, Mio. Jestem z tobą...- słyszałem jego delikatny głos. Jeśli to był sen, to absolutnie nie chciałem się z niego budzić. Słyszałem też strzępki rozmów Bogów.
- Musisz pogadać z Wentą.
- A ty musisz się ode mnie odczepić, pchlaro.
- Jaaasne, już...
Po nie przerwanej niczym chwili ciszy usłyszałem stanowczy głos Nestera.
- Ty i twój brat możecie iść. Haralis, przeteleportuj ich spowro...
- Chwila, a Demo?!- przerwałem mu w połowie wypowiedzi, rozglądając się gorączkowo w poszukiwaniu szarej wadery. Nie ujrzałem jej.
- Demo zostaje tutaj, kochanieńki.- Haralis posłała mi pseudouspokajający uśmiech.- Ale nic. Ważne, że masz...
- Nie! Ona mi pomogła!
- No cóż, masz pecha. Do widzenia.
- Ale...
- Powiedziałem „Do widzenia"! Ona zostaje tutaj! Nie ma! Zdechła! Tyle! Haralis, odeślij tych miłych dżentelmenów!
- Nesterze, powinieneś...
- Odeślij ich, bo nie pogadam z twoją siostrą, do licha!

Ciemność. Nic. Nie ma Demo. Jesteśmy w domu.

- Mio, ja...

Przerwałem mu, wtulając się w jego szyje. Wtedy właśnie tego potrzebowałem. Wypłakać się.

- Przepraszam cię...

<Napisałabym, żebyś odpisała, ale nie żyjesz, Demo. Więc... .-.>

Od Mauvais CD Videtura

Mimo, iż znałam treść tej książki na pamięć, to i tak nadal wywoływała u mnie uśmiech. Mój ulubiony fragment po prostu musiałam przeczytać kilka razy, miałam jakieś dziwne wrażenie czy w następnych dniach nie znajdę zbyt dużo czasu, by tutaj przyjść. Gdy zaczynała już się ta trochę nudniejsza część podniosłam na chwilę wzrok na Videtura, który ze zdziwieniem w oczach przyglądał się jakiemuś papierkowi. Podniosłam się, by odłożyć czytany tom na półkę, po czym podeszłam z wolna w stronę samca.
- Na co patrzysz? - zapytałam odchylając trochę papier, ale mimo tego nie zrozumiałam nawet ułamka tego, co było wyrysowane na tym skrawku.
- Na tę mapę, czy coś takiego... - odpowiedział odwracając "mapę czy coś takiego" w moją stronę, bym mogła całkowicie zobaczyć wszystkie te rysunki. Zapewne pochodziły spoza granic naszej watahy. Różne miejsca, otoczone pętlą, były podpisane i połączone strzałkami z innymi. Przy niektórych ktoś narysował wykrzykniki i kropki przy konkretnym miejscu. Całość rzeczywiście wyglądała jak mapa, ale nie taka, jakie miałam okazję zobaczyć.
- Gdzie to znalazłeś? - głos mi drżał z emocji, przecież swoje dni spędzam w jaskini, nie zawsze mam okazję ujrzeć coś takiego, co może być zapowiedzią wielkich i ciekawych rzeczy. Videtur bez słowa podał mi czyjąś biografię. Cóż, nie czytam, a tego, o którym jest ta książka, nie znam. Szybko się znudziłam przeglądając tom, bo te imiona nic mi nie mówiły. Na nowo wróciłam do oglądania zadziwiającej mapy.
- Wygląda ciekawie. Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę iść za tymi wskazówkami - powiedziałam obracając papier w różne strony, chcąc zobaczyć jeszcze jakiś podpis czy coś takiego.

<Videtur?>

29.07.2018

Od Lii C.D Leo

Czy wspominałam, że przez zamarzniętą wodę nie da się oddychać? Nie? To teraz wspominam. Zmarszczyłam brwi patrząc z irytacją na ptako-podobnego basiora chorego na głowę, przejedzonego mięsem ryby (podobno ryba to nie mięso, ale ciii) Wiatr zaczął się koło mnie gromadzić, roztrzaskując lód zasłaniający mi nos, po czym całą resztę. Gdy ten już kończył swój wianuszek, ja zmarznięta jak w zimowe dni, podeszłam do niego stanowczym szybkim krokiem, wyrwałam mu ten jego wianek z łap, i wcisnęłam mu przez głowę z impetem, robiąc z niego tą tancerkę co na Hawajach tańczy czy gdzie tam jeszcze. Tylko brakuje mu tej kiecki ze słomy i biustonosza z kokosów. Uśmiechnęłam się krzywo. Ten tylko popatrzył na mnie mrużąc oczy.
- Chabry są ładniejsze - mruknęłam po chwili ciszy, patrząc na moje ulubione, lecz zwykłe kwiatki, rosnące nieopodal w kępce pszenicy. Mimo upału, zaczęłam myśleć o... - Bayo lodówko. Możliwe że zobaczymy się potem, aczkolwiek nie gwarantuje ci ciszy - po tych słowach, udałam się do naszego kochanego wciągającego bez powodu przez portal zmieniający czas zamku. Po kilku korytarzach weszłam do jednego z ulubionych miejsc. Pośrodku pomieszczenia... a tak właściwie prawie całą jego powierzchnię wypełniała kolista dziura napełniona letnią wodą, na której unosiły się lilie wodne, wraz z ich liśćmi. Krystaliczne ściany od czasu do czasu porastała winorośl, a u samej góry była dziura, ukazująca od dołu koronę wielkiego drzewa, i dająca światło na większość pomieszczenia. Ogólnie to tam spędziłam większość dnia czytając jakąś starą książkę, gdy wpadła mi do wody. To musiało wyglądać komicznie, jak próbowałam ja złapać przez w powietrzu, a ta za każdym razem wyślizgała mi się z łap.Potem jednak patrzyłam na to, z typowym dla mnie zamarciem, spokojem i kamienną miną, jak ta opada na dno.
Świetnie, kolejna. Jakbym za mało rozbiła glinianych figur 
Zanurkowałam by wyłowić już zmoczoną książkę.
Ech.... beznadziejna sprawa. W sumie to... ej, jakie ładne kamyczki są na dnie...
Moja koncentracja razem z myślami uleciały jak parująca woda. No cóż. Tak jest zawsze. Wypuściłam powietrze z rezygnacją w myślach, i wyłoniłam się wraz z książką z wody, po czym ją otworzyłam. Moim oczom ukazał się rozmazany tusz. Tu i ówdzie mniej, tam więcej. Wzdychnęłam zamykając ją z powrotem z zamkniętymi oczami, i odkładając na brzeg. Popatrzyłam w górę na padające światło. Wiosna zbyt szybko minęła...

***Time skip***

Wychodziłam właśnie na zewnątrz, gdy moje uszy uchwyciły głośny wybuch, gdzieś głębiej w góry. Wybiegłam szybko do korytarza głównego i wzleciałam w powietrze na najwyższą wierzę. Stanęłam na kamiennej płycie, a moim oczom ukazał się gęsty, czarny dym, oraz gruz... pozostałość po jednym z mniejszych szczytów.

< Leoś? Może jednak z tą wojną cuś wyjdzie... >

Demo CD. Michio

Znowu biegałam wte i wewte zwąc to inaczej i bardziej pospolicie spacerem. Lazłam sobie a to przez pola lawendowe, a co przez las czasem przez centrum. Właśnie tam było jak zwykle najwięcej wilków. Tym razem jednak brakowało najbardziej żywej i wesołej części naszej watahy. Dokładniej mówiąc Brak szczeniaków. Maluchy pojechały na obóz. Nie wiem na czym dokładnie miał on polegać ale szczerze... mało co mnie to obchodzi. Mijałabym różne wilki znane mi tylko z widzenia z innymi czasem zamieniłam parę słów. Ale nie dzisiaj. Dziś chodziłam wieczorem by chodzić zabić czas nie miałam żadnego celu. W którymś momencie zobaczyłam znajomą postać. Poznany niedawno basior o imieniu Michio. Ostatnio go uraziłam moją oschłą naturą. Nie chce znów by pomyślał, że chce zerwać kontakty czy coś, gdy przejdę obojętnie obok. Dlatego też postanowiłam się chociaż przywitać.
- Cześć.
- Cześć! Demo, Hej! Co u ciebie? - wydawał się dość niespokojny. Nawet jego źrenice się zwężyły.
- Wszystko w porządku. A co u ciebie coś się stało? - powiedziałam z lekką nutka troski. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nie tylko...- kręci szybko głową - Tak, ale... Nie wiem czy... Yh. Nic nie jest tak jak miało być! - krzyknął.
- Spokojnie. Powiedz co się stało? O co chodzi? - dopytywałam.
- Nic nie jest jak powinno! - zaczął się dziwnie poruszać co trochę w innym kierunku. - Myślałem, że znalazłem już ten głupi hymn! On miał... Miał wrócić! Nic nie jest tak jak miało!- powtarzał ciągle - Zresztą odkryłem go dzięki tobie! Czemu to nie działa?! - zbliżył się dość blisko mnie. Odsunęłam się kawałek od niego.
- Najpierw powiedz o co ci wreszcie chodzi! - to się zaczyna robić naprawdę dziwne.
- Po prostu, chodzi o...- w tym momencie jakoś dziwnie się zaciął, wpatrując w ziemię - Nie zrozumiesz! Nikt nie zrozumie! Może po prostu zwariowałem!- panuje dość długa chwila ciszy, po której Michio delikatnie zaczął szeptać - Całkiem zwariowałem... Jestem pogięty...
- Nawet tak nie mów. - odzywam się, gdy dociera do mnie szept basiora. - Dodatkowo skąd możesz wiedzieć że nie zrozumiem skoro mi nawet nie spróbowałeś wyjaśnić.
- Nawet tak nie mów...- powtarza po cichu- Jak to usłyszysz, to uznasz, mnie za świra.
- Nadal nie spróbowałeś. - on jedynie na to westchnął. Ale po chwili wyprostował się i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Wspominałem ci może, że miałem brata..?
- Tak.
- Czyli wiesz, że... Ludzie go zabili. - jego głos się lekko załamuje.
- Tak mówiłeś o tym.
- Rozmawiałem z nim ostatnio - wydaje się być zażenowany - Wcześniej, co noc słyszałem jakieś dziwne śpiewy w snach- chyba ciężko mu o tym mówić - Ostatnio, już ich nie mam. Tylko usłyszałem polecenie i... Miałem odnaleźć jakiś bezkresny hymn. Wiem, że to głupio brzmi, ale oni...- znowu kręci głową - obiecali mi, że gdy już będę wiedział co nim jest to on wróci. Po prostu wiedziałem, że to jest prawdziwe rozumiesz? Nawet odkryłem ten głupi hymn. Dzięki tobie. Ale nic...- nagle z jego wypowiedzi wyłączają się wszelkie emocje - Nic się nie dzieje. Zwariowałem.
- Słyszałam już o jednym podobnym zdarzeniu. Tylko tam musieli oddać życie by uspokoić wściekłego boga. Możliwe jest że tobie pozwolili uratować brata.
- Nie rozumiesz! Coś by się...
Nie zdążył dokończyć zdania, gdyż nagle zapadła wszechogarniająca ciemność. A moje uszy zostały zatkane przez głośny ostry dźwięk.




<Michio?>

Od Videtura do Mauvais


Przekroczyłem próg biblioteki. Wyglądała na nieco nie zadbaną, ale nie przejmowałem się tym. Było tutaj mnóstwo książek. Rozpoznałem jedna z nich od razu jak weszliśmy. W mojej rodzinnej watasze była taka sama. Jak dobrze pamiętam była to książka o roślinach leczniczych... kompletnie nie przydatna dla mnie, ale wspomnienie pozostało... Milo widzieć jej egzemplarz w tym miejscu...
- Szukasz czegoś konkretnego? - zapytała się Vais.
- Co? A! Nie... Nie wydaje mi się... - powiedziałem lekko roztrzepany - Rozejrzę się, może jakaś książka zwróci moja uwagę...
- Mhmm... - mruknęła wadera. Do łap wzięła jedna z książek. Ja natomiast ruszyłem do innego regalu. Zaciekawiła mnie szczególnie jednak książka. Był to dziennik jakiegoś wilka. Pewnie już dawno nie żył...
Minęła chyba godzina. Historia wilka się skończyła, a ja czułem w sobie pustkę. To była naprawdę dobra biografia... Wszystko co dobre zawsze się szybko kończy! Rzuciłem okiem na Vais. Nadal czytała swoja książkę, była w połowie.
Odłożyłem książkę na półkę. Nagle coś z niej wyleciało. Jakiś papier. Podniosłem go. To była chyba jakaś mapa? Wyraźnie widać było zaznaczone tereny watahy, choć na pewno nie należały do naszych. Było tam coś nagryzmolone, jakieś znaki i punkty... Co to ma znaczyć?!

< Vais? >

28.07.2018

Od Nestera, poniekąd wyjaśniającego, co Michio robił ze swoim życiem i skąd te wszystkie hymny

Wcześniej.

Tuż po zmroku spokojnie krążyłem po swojej jaskini. Czekałem na przybycie jednej z Bliźniaczek Nafata. Wiedziałem, że przyjdzie, mimo braku zaproszenia, lub chociażby poinformowania mnie o wizycie. Miałem szczęście, że przewidywanie przyszłości było moją mocą. Inaczej wadera mogłaby mnie zaskoczyć podczas wykonywania mojej pracy lub — co gorsza — spędzania czasu z moją Kasidi. Szczęście, że akurat jej nie ma.
- Witaj, Nesterze!- Haralis bezceremonialnie wbiegła w moje progi- Zaskoczyłam cię, ha?
- Wyobraź sobie, że nie.- Westchnąłem niecierpliwie, zapraszając ją i proponując, żeby czuła się u mnie jak na cmentarzu. Siedem stóp pod ziemią.
Pomijając dalsze wstępy, wilczyca usiadła wygodnie naprzeciwko mnie i zaczęła tłumaczyć, czego ode mnie chce. Oczywiście nie przepraszając uprzednio za najście.
- Wieeeesz... Mam dla ciebie propozycje.- Haralis uśmiechnęła się tak, jakby z góry zakładała, że się zgodzę.
- Jeśli znowu chodzi o twoją siostrę...
- Nie tym razem nie.
Tym mnie zaskoczyłlaojrzałem na nią pytająco. Zaśmiała się cicho. Rozbawiło ją coś? Ach.
- Więc z czym do mnie przychodzisz?- spytałem po chwili ciszy.
- Chcę się z tobą pobawić, Nester.
- Pobawić?- W tym momencie chciałem zakończyć naszą rozmowę. Prychnąłem lekceważąco.- Ile ty masz dekad, szczeniaku?
- Pięć miliardów- powiedziała wadera, po czym ponownie się zaśmiała. Wlepiłem w nią obojętne spojrzenie.- Nie no, żarcik. Źle to ujęłam. Chodzi o zakład.
- Nie zakładam się z tobą. Do widzenia.- Wstałem i zacząłem iść w stronę swojego posłania, gdzie czekało na mnie coś, czego nie mogłem mieć w towarzystwie tej małolaty. Spokój.
- Nawet nie wiesz, o co chcę się z tobą założyć.
Przystanąłem na chwilę.
- Więc o co chcesz się ze mną założyć, Haralis?
- Chodzi o śmierć.
- Słucham cię.- Odwróciłem się do mojej rozmówczyni z nowym zainteresowaniem.

- Jesteś zbyt drętwy. Powinieneś...

- Już cię nie słucham.
- Jeśli wygrasz, dam ci więcej okazji do stwarzania wypadków. Więcej wilków zginie i będziesz miał co robić.
Westchnąłem.
- Czego chcesz, jeśli ty wygrasz?
- Mi wystarczy rozrywka, jaką mi to dostarczy. Ponadto...
- Nie będę gadał z Wentą.
- Godzina cię nie zbawi! Jesteś nieśmiertelny, koleś!
- Mam już partnerkę- warknąłem zniecierpliwiony.- I twoja siostra o tym wie.
- Nie każe ci mieć z nią szczeniaków, tylko grzecznie proponuję, żebyś z nią pogadał.
- Tylko zajmujesz mój czas. Goń się. Przedszkole powinno być otwarte o tej porze.- Zbyłem ją machnięciem łapy.
Wróciłem na swoje posłanie, skąd wypatrywałem Kasidi, której brakowało mi w tamtej chwili. W nocy miała sporo roboty. Rozpalała gwiazdy.
- Wiedziałam, że będziesz się bał podjąć zakładu.

Tyle ją słyszałem. Chwilę później do naszej jaskini wleciała Kasidi. Od razu zajęliśmy się sobą. Czas w tym miejscu płynął inaczej niż na ziemi. Nie obchodziły mnie zbytnio losy nocy i dnia, więc nie wiedziałem jak bardzo. Tu zawsze panował przenikliwy półmrok. I tak każdy z bogów widział inaczej. Nie mnie było ustalać, co widzą śmiertelne wilki. Jednakże niedługo potem, w trakcie pochłaniania duszy jakiegoś, zaatakowanego przez ludzi szczeniaka, dotarło do mnie, co powiedziała Haralis.
- Niczego. Się. Nie boję.

SKIP LATER

- Na czym ma polegać zakład?- spytałem zrezygnowany tym, że uległem jednej z Bliźniaczek Nafata. I to w dodatku tej bardziej irytującej.
- Wybierz jedno, nieboskie istnienie. Oczywiście, ze swojej kolekcji
Bez zastanowienia powiedziałem jej o moim ostatnim łupie. Szczeniak, którego ludzie bezczelnie zabili. Biedaczek tylko bronił swojego młodszego braciszka. Fle. Sentymenty.
- Braciszek, mówisz...?- Haralis uśmiechnęła się dziwnie. Nie podobał mi się ten uśmiech.- Opowiedz mi o nim.
Jak chciała, tak też zrobiłem. Nie obchodziło mnie, czego miał dotyczyć zakład. Nie byłem tchórzem.
- Więc...- Kolejny dziwny uśmiech z jej strony nie był już aż tak niepokojący. Pomyślałem, że po prostu nie każdy musi byc tak dostojny, jak ja, czy moja piękna Kasidi.- Jeśli ten „Michio” znajdzie sens życia, jego brat ożyje. Jeśli nie, zabijesz i jego. Wchodzisz w to?
- On nigdy nie znajdzie sensu życia. Nie poradzi sobie- zastrzegłem. Nie chciałem wchodzić z nią w żadne układy. Jednak, widząc powątpiewanie na pysku wilczycy, dodałem jeszcze- Nie mogę zachwiać równowagi. Jeśli Aurora dowie się, że mniej wilczych dusz jest u mnie, niż faktycznie wilków umarło, to...
- Ona tego nie będzie liczyć, Nester.
- Jednak nie mogę się zgodzić, żeby...
- Rany, weźmiesz kogoś w zamian w razie mojej wygranej. Stoi, czy nie?
Zastanowiłem się przez chwilę.
- Tylko jeśli, niezależnie od wyniku zakładu, zostawisz mnie w końcu w spokoju.
- Stoi.
- Tylko on nie ma wiedzieć dokładnie, czego szuka. Nie ułatwiaj mu niczego.
- Tsa, jasne, oczywiście... Daj mi tu tego szczeniaka. Wymyślimy jakiś... Ym... Bezkresny hymn. Coś jak krąg życia.

<Nikt nie odpisuj. To samodzielne opko>

Od Mateo*

Moje uszy ogarnęła cała masa dzikich wrzasków, krzyków, pisków, skomlenia i gdakania, a przed oczami zatańczyło mi sto pięćdziesiąt tęczy w różnych kształtach i kolorach. Witajcie w moim miejscu pracy.
Okazało się, że moje, że tak powiem, koleżanki zdążyły już nakarmić większość zwierząt; teraz pozostawała mniej przyjemna część - sprzątanie wybiegów. Skrzywiłem się lekko i uchyliłem drzwiczki pierwszej klatki, aby - za pomocą magii, oczywiście - usunąć z niej nieczystości. Jednak gdy tylko to zrobiłem, przez otwór wyskoczyło coś wściekle czerwonego. Wrzasnąłem. Zwierzę zrobiło to samo, po czym odbiło się od mojej głowy i poszybowało na wolność. Szybko zamknąłem drzwiczki.
- Co to było? - otumaniony zgrozą, zapytałem sam siebie. Spojrzałem wgłąb klatki - tak jak myślałem, było to mieszkanie złocistej samiczki kokoszy jedwabistej, rzadkiego gatunku magicznego ptactwa. Przyjrzałem się uważnie zakamarkom, ale nie zauważyłem więcej dziwnych, ognistych stworów. Skąd u licha...
- Mateo, skoro już tam stoisz, może dasz radę naprawić ściankę w tej klatce? - z góry dobiegł mnie głos Lexi, która aktualnie poprawiała zadaszenie na pięterku pawilonu. - Nie mam pojęcia, jak ta kokosza zdołała wydziobać w niej taką dziurę; cud, że jeszcze nie uciekła.
Po uważniejszym spojrzeniu na ściany woliery faktycznie zauważyłem dziurę w siatce; coś mi jednak nie pasowało. Otwór był o wiele większy od ptaka i wydziobywanie go do takiej wielkości nie miałoby większego sensu, poza tym był jakoś podejrzanie wysoko. Zajrzałem na wybieg po drugiej stronie siatki. Z początku wydało mi się, że jest pusty, po chwili jednak zauważyłem parę ślepi, spoglądających na mnie zawistnie spod jakiejś półeczki. Po chwili stwór przesunął się trochę, na jego pysk padło światło i... moim oczom ukazała się ogniście czerwona skóra. To ten samo gatunek, który wypadł z klatki kokoszy! Pewnie kolega tego tutaj wygryzł dziurę.
Naprawiając siatkę siłą woli i odnotowując sobie w pamięci, żeby załatwić jej jakiejś wzmocnienie, jednocześnie zastanawiałem się nad powodem, dla którego dziwny gad wyłamał się nie od razu na wolność, a do ptasiej woliery. Jedynym dobrym powodem wydał mi się głód... ale przecież jej nie zjadł. O co mu chodziło?
Ostrożnie otworzyłem drzwiczki ptasiego wybiegu, postanawiając dokończyć to, czego nie dane mi było zacząć. Kokosza zaczęła przeraźliwie gdakać. Nie mogąc znieść jej jazgotu, cofnąłem się lekko; wtedy nagle zauważyłem, że ptak wcale nie siedzi na swoim miejscu bez powodu - pod jego piórami błysnęła skorupka jaja. Skąd to się tu znowu wzięło!?
Nagle wszystko złożyło się w logiczną całość. Jaszczurka zakochana w kurczaku? W dziwniejsze rzeczy dane mi było uwierzyć.
- Chyba będziemy mieć nową hybrydę - krzyknąłem do Lexi i Tenshi. Po krótkiej chwili przy klatce były już obie wadery.
<Lexi? Tenshi?>


Nowa wadera! Solara!

fire hair pup dog auction - closed by Falvie
Autor: Falvie
Imię: Solara
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Ogień, Blask, Iluzja, Burza, Mgła
Stanowisko: Medyk
Cechy fizyczne: Chuda, zwinna, zręczna i jak na swój wiek silna.
Cechy charakteru: Nie oceniaj książki po okładce! Jest troskliwa, miła i przyjaźnie nastawiona do innych wilków, ale dla całkowitych nowicjuszów w watasze może być nieufna, po kilku minutach rozmowy jednak zmienia swoje nastawienie. Szczeniaki traktuje jak małe cuda. Cierpliwość u niej jest jak złoto, ale też ma granice! Zanotować sobie!
Cechy szczególne: Jej włosy to ogień! Pazury są tak gorące, że zostawią obrzydliwe rany na bardzo długo, jednak przy szczeniakach robią się czarne, takie normalne. Pachnie słodko, jak cukierki. Szczeniaki lubią być w jej towarzystwie, może właśnie dlatego, albo bo czują się przy niej bezpiecznie.
Lubi: Szczeniaki, spacery, dowcipy, pracować, wygłupiać się, rozmawiać, dżem truskawkowyyyy!
Nie lubi: Aroganckich wilków i… Tyle… Chyba…
Boi się: Wypadków
Moce: 1. Blaskiem potrafi oślepić wybranego przez siebie wilka lub zwierzynę.
2. Potrafi zmieniać swój głos.
3. Tworzy iluzje długotrwałe i krótkotrwałe.
4. Wiecie, co robi ogień, prawda?
5. Tak samo magia.
6. Panuje nad wiatrem.
7. Powoduje burze.
8. Tak samo błyskawice.
Historia: Wychowała się w ogromnym miocie. Była najstarsza z rodzeństwa, więc co za tym idzie – musiała pomagać rodzicom. Miała również swojego przyjaciela w rodzinie – Alexa. Lubił się z nią spotykać i jej pomagać. Reszta miotu była bardzo roztargniona i wymagała anielskiej cierpliwości. To właśnie tam nauczyła się ciężko pracować. Lecz gdy wydawało się, że wszystko będzie idealne, prawie wszyscy z rodziny – w tym sama Solara – zachorowali na zielony kaszel. Ocalała tylko ona i ćwiartka rodzeństwa. Alex niestety nie dał rady. Postanowiła leczyć różne choroby, tym właśnie ocaliła jedną setną rodziny. Po drodze w poszukiwaniu pomocy, pokłócili się, by się poddać. Rozdzielili się w najgorszą porę, czyli zimę. Błąkała się bardzo długo. Możliwe, że nawet przez kilka tygodni nie jadła, w końcu dotarła do wymarzonego miejsca – Watahy Mrocznych Skrzydeł! Wtedy żałowała, że zostawiła swoje pozostałe rodzeństwo na pastwę losu, ale wiedziała też, że jak po nich wróci, nie napotka ich już żywych. Oto historia Solary.
Zauroczenie: Ni ma….
Głos: Taki jak Nala z Króla Lwa 2
Partner: Nope
Szczeniaki: Chciałabyyy
Rodzina: Matka: Haawina, Ojciec: Agil… Z rodzeństwem długo wymieniać….
Jaskinia: Wielki dąb z wgłębieniem na górze (Pozdro dla kumatych)
Medalion: Kamień, który wygląda jak wciąż poruszająca się lawa
Coins: 10
Towarzysz: Nie ma, ale zaprzyjaźniła się z wieloma ptakami
Inne zdjęcia: Nope
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Uhm…. Już raczej nic
Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 100
: Zwinność: 100
: Szybkość: 100
: Mana: 100

26.07.2018

Od Mauvais CD Videtura

Jak ja dawno nie byłam w bibliotece... Nie pamiętam tego ostatniego razu, ale na pewno był w tej watasze. Ciekawa jestem czy są jakieś nowe, fantastyczne książki. Co prawda, często mijałam bibliotekę i tęsknie zaglądałam do środka, ale nie wchodziłam ostatnimi czasy do wewnątrz. Smutne to moje życie.
- Nie mam tego w planach, w sumie to nic dzisiaj nie mam w planach, więc jeśli chcesz, mogę iść z tobą - powiedziałam strzepując sobie krople wody z maski. Czasami to wyjątkowo uciążliwe - Chodźmy już - dodałam, kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi ze strony samca. Pokiwał głową, zaczął iść i po chwili przyspieszył kroku. Widać, że był bardzo zdeterminowany, że chciał jak najszybciej znaleźć się w otoczeniu papierowych przyjaciół w okładkach.
Droga minęła w milczeniu, w sumie nie było nawet czasu na jakiekiekolwiek rozpoczęcie tematu. Byliśmy tak blisko, że nie opłacało się w ogóle zaczynać jakiejś rozmowy, przecież i tak by się zaraz skończyła. Dlaczego? Dlatego, że po kilku minutach przekroczyliśmy próg biblioteki. Niewiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj, ale nadal czułam się podekscytowana na myśl o zagłębieniu się w mojej ulubionej lekturze. Mimo, że znam ją na pamięć to i tak kulminacyjny moment wprawia mnie w drżące oczekiwanie na to, co będzie dalej.
- Szukasz czegoś konkretnego? - zapytałam przenosząc wzrok na Videtura.


<Vide?>

Od Videtura CD Mauvais


Przyłączyć się? Jeść? Jak miło! Nie pamiętam ostatniej uczty w moim wykonaniu złożonej z jeleniego mięska. Ahh, tęsknię za tym smakiem...
- Oczywiście!- powiedziałem radośnie i poczłapałem do wadery, która już zaczęła jeść. Wgryzłem się w szyję zdechłego jelenia. Po paru minutach z biegającego jelonka zostały tylko resztki. Podczas jedzenia próbowałem nie ubrudzić się krwią zwierzęcia, ale ostatecznie wyszło tak, że cały mój pysk był w czerwonej cieczy. Chwała dla szarego futra, że na nim nie widać aż tak tego, że jestem w krwi! Cóż... Mauvais nie ma tyle szczęścia. Na jej pysku wyraźnie widać szkarłatny odcień krwi jelenia.
- Pewnie powinniśmy wyczyścić się z krwi zanim zaschnie... - Mauvais pokiwała głowę.
- Wiem gdzie jest strumień - ruszyłem za waderą. Dotarliśmy do małej rzeczki. Szybko się obmyliśmy w wodzie. Samica była znacznie mniej ochlapana krwią, mimo, że to ona zabiła tego jelenia. Spędziłem więc więcej czasu nad potokiem. Gdy już skończyłem wróciłem do Vais.
- Może idziesz do Biblioteki? - zapytałem się - Wczoraj zapomniałem, że tam szedłem więc idę dziś...

< Vais? >

25.07.2018

Od Mauvais CD Videtura

Obudziły mnie jasne promienie słońca, które brutalnie zaatakowały moje zamknięte oczy. Mruknęłam sfrustrowana i z największym trudem dźwignęłam się na nogi. Naprawdę, nie chciało mi się wstawać, ale, niestety, na dzisiaj zaplanowałam jakieś polowanie. W końcu co dwa, trzy dni wypadałoby zjeść jakiś porządny posiłek, a nie jakieś półposiłki. Rozciągnęłam wszystkie mięśnie i ziewnęłam przeciągle, próbując przyzwyczaić się do wyjątkowo dzisiaj jasnego słońca, którego światło, mimo czarnej maski, i tak oślepiało moje oczy.
Wyszłam z jaskini i skierowałam się w stronę najbliższego wodopoju, przy którym zapewne będzie niemałe stadko jeleni. I rzeczywiście, przy wodzie stacjonowało kilkanaście byków i łani, najwyraź iej były nieświadome zbliżającego się zagrożenia. Odczekałam chwilę aż dostatecznie uśpię ich czujność, a potem wyskoczyłam z mojej kryjówki i po chwili znalazłam się na grzbiecie najbliższego z nich. Zwierze szarpało się i próbowało uwolnić, a jego przyjaciele uciekli w popłochu. Nieszczęsny jeleń chciał podążyć za nimi, ale moment potem padł trupem na zielonej trawie. Szybko poszło. Jak zwykle miałam w planach zjeść tyle, ile się da, a resztę zostawić jako pokarm dla kruków i innych padlinożerców. Z uśmiechem wbiłam zęby w młode i świerze mięsko.
- Cześć - usłyszałam znajomy głos i natychmiast podniosłam łeb. Videtur stał nieopodal, a na mój widok wzdrygnął się nieznacznie. Zapewne to wina wielkiej, czerwonej plamy na moim pysku. Cóż.
- Cześć - odpowiedziałam tym samym. Popatrzyłam na ułamek sekundy na leżącego jelenia przede mną. Szkoda by było zmarnować połowę tego dorodnego samca - Hmmm... Chciałbyś się może... przyłączyć...? - zapytałam cicho i niepewnie. Może i lekko się rozgadałam przy ostatnim spotkaniu, ale i tak takie propozycje z trudem przechodziły mi przez gardło.


<Vide?>

Od Videtura CD Mauvais


To był bardzo dobry dzień. Znalazłem tą watahę <Nareszcie>, mój dom wygląda jak należy, no i spotkałem naprawdę miłego członka watahy. Może i nie przespałem nocy, ale i tak byłbym zmęczony.
Dotarłem wreszcie do domu. Chyba o czymś zapomniałem... ... BIBLIOTEKA! Ech, nieważne... Jutro lub kiedy indziej tam pójdę. Tymczasem ułożyłem się na łóżku wykonanym z jakiegoś futra. Zostały pewnie jakieś 3 godziny nocy. Zrobię sobie jakąś drzemkę, bo jest naprawdę cicho. Każda cicha godzina to dobry moment na spanie. Zamknąłem oczy i zasnąłem. Śnił mi się wąż. Jakaś kobra chyba... Krążyła i krążyła, ale zbliżała się do jakiejś postaci. To była... Moja matka zastępcza? Była do niej podobna... Wąż jakby zaczął się na nią wspinać. Nagle zaczął się palić. Mój cały sen się palił. Obudziłem się w krzyku. Nienawidzę ognia... Dobrze, że mam to już za sobą... Spojrzałem na zewnątrz mojej jaskini. Był dzień. Meeh, trzeba wstawać. Wywlokłem się więc z łóżka. Trzeba pójść w końcu do tej biblioteki... Szło się chyba w tą stronę... Na południe. Ruszyłem w drogę. Znalazłem jakiś udeptany szlak. Ułatwiło to sprawę przemieszczania się. Moją podróż przerwało stado rozpędzonych jeleni. Przypomniało mi o tym jak dawno jadłem. Oczywiście jelenie to trochę zbyt duże zwierzę jak dla mnie < nie mówiąc już o tym, że w pojedynkę tyle nie zjem...>. Zaraz... Te jelenie wyglądały jakby przed czymś/kimś uciekały...

< Mauvais? >

Od Mauvais CD Videtura

I znowu cisza. Ale tym razem inny rodzaj tej ciszy. Może to trochę dziwne, ale z biegiem czasu nauczyłam się rozpoznawać ich różne rodzaje. Ta nie była w żaden sposób niezręczna, a w powietrzu nie unosiło się napięcie i niewiedza, co mam za chwilę powiedzieć.
- Myślę, że żywioł czasu nawiązuje do mojej posady Wyroczni. Sama nie wiem dlaczego mam tyle żywiołów, może to się dziedziczy z pokolenia na pokolenie. Za bardzo się tym jednak nie interesuję. Po prostu tak jest, a żadna ciekawość i niepotrzebne drążenie tematu tego nie zmienią - rzekłam w końcu odrywając wzrok od piasku, na którym właśnie powstał jakiś rysunek o niezidentyfikowanym temacie. Ot co, jakieś linie kompletnie bez ładu i składu. Ech, nie jestem dobra w rysownictwie. Szybkim ruchem zmazałam to dzieło. Później zadarłam łeb do góry chcąc w jakikolwiek sposób się zorientować która w tym momencie jest godzina. Ile już tutaj stoję.
- Na co patrzysz? - usłyszałam głos samca i gwałtownie opuściłam głowę. Zaczęłam patrzeć prosto przez siebie.
- Zastanawiam się, która godzina... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą powoli przenosząc wzrok na Videtura - Mam dziwne wrażenie, że powinnam już wracać, bo inaczej narażę się na wielki gniew przerośniętego kociaka ze skrzydłami - uśmiechnęłam się lekko - Nie zrozum mnie źle, bardzo miło się rozmawiało i mimo wszystko chętnie bym to powtórzyła, ale jednak późna noc to nie czas na dłuższe pogawędki, prawda? - dodałam bardzo szybko, by rozwiać wszelkie inne przypuszczenia. Videtur z wielką wyrozumiałością pokiwał głową. Szybko się pożegnałam i ruszyłam w stronę swojej jaskini. Gdy już do niej dotarłam, uświadomiłam sobie, że La Llorona już na mnie czekała, wyglądając przy tym jak surowa matka chcąca owrzeszczeć swoję dziecię. Jednak byłam zbyt zmęczona by słuchać jej słów, po prostu zasnęłam i nic nie mogłoby mnie zbudzić.


<Videtur?>

Od Videtura CD Mauvais


Nastała cisza. Oznaczała chyba moją kolej w zadawaniu pytań. Cóż, kiedyś trzeba zadawać te pytania Vide, tylko tego się spartol...
- Jakie masz żywioły? - brzmiało to tak głupio jak dziwnie. Mauvais popatrzała na mnie.
- Iluzja, czas, szaleństwo i trucizna... - powiedziała spokojnie. Po chwili dodało- A ty? - Chyba moje pytanie nie brzmiało to tak głupio, jak mi się wydawało... Całe szczęście...
- O! Też mam żywią trucizny! - zaciekawiłem się. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z wilkiem właśnie tego żywiołu... ( Chyba właśnie zdałem sobie sprawę jak mało magicznych wilków widziały moje oczy. Aż dziwne... ) To mogło być ciekawym doświadczeniem przebywać w towarzystwie wilka z podobnym żywiołem.
- Nooo i mam jeszcze, żywioł umysłu. - powiedziałem zaraz potem.
- Ciekawe połączenie - wadera nadal coś kreśliła na piasku.
- Tak samo jak twoje. Nie spotkałem jeszcze wilka o tylu żywiołach! - znowu nastała cisza. Teraz kolej Mauvais na jakieś pytanie. Ciekawy sposób na toczenie rozmowy...

< Mauvais? >

Percy odchodzi!

Z dniem dzisiejszym żegnamy jednego z uczniów - Percy'ego.
Przyczyną odejścia jest śmierć. I to w bardzo głupi sposób. 
Mianowicie, Percy, jeszcze przed rozpoczęciem obozu dla szczeniąt, beztrosko hasał sobie po lesie. Nagle zauważył motylka, którego zaczął gonić. Biegł i biegł za owadem, aż nagle stracił grunt pod nogami.
Co się stało?
Cóż, uczeń, oczarowany pięknem motyla, nie uważał na to, co jest dookoła niego, przez co spadł z klifu. Przykre, lecz bardzo prawdziwe. Morał z tego taki, żeby uważać na to, co się robi.
Tym oto smutnym i żałobnym akcentem, kończę swoją opowieść. Miejmy nadzieję, że dobrze będzie żyło mu się w zaświatach.
Powodem odejścia postaci jest brak pomysłów i cierpliwości na nią. Była, krótko mówiąc, zwyczajnym niewypałem.
~ Lily

24.07.2018

Od Leo CD. Lii

Mam wielki zaciesz z powodu nowych członków i aż mnie wzięło na odpis. :3

Siedzieliśmy sobie przy ognisku i zajadaliśmy rybkami. Mniam.
- Rano będzie padać - stwierdziła Lia, zajmując się rybą. Odchyliłem się do tyłu i zacząłem z uwagą - prawie że dosłownie - chłonąć niebo szeroko otwartymi oczami.
- Skąd to wiesz? - spytałem z, można wręcz powiedzieć, szczenięcą ciekawością, jednak nie przejąłem się zbytnio ową nagłą zmianą tonu.
- Po prostu wiatr jakoś mocniej wieje. - Kątem oka dostrzegłem, jak wadera wzrusza ramionami. - Nie czujesz?
- Jakoś nie.
- Aha... - Powróciłem do wcześniejszej pozycji i spojrzałem na Lię. Wpatrywała się we mnie ze zmarszczonymi brwiami i lekko przekrzywioną głową, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Coś nie tak? - spytałem beztrosko, z zaciekawieniem przekręcając łeb, tym samym naśladując Alfę.
- Nic... - mruknęła - Tylko tak się zastanawiam... Czy oprócz zmiany wyglądu i ciała, ta wielka ryba nie namieszała ci w mózgu.
- Haaaa? - Ściągnąłem brwi. - Co jest niby ze mną nie tak? Jestem niemiły?
- Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie - burknęła - jesteś zbyt miły.
- Haaaa?! - powtórzyłem, tym razem głośniej.
- Możecie być ciszej? - Dobiegł mnie cichy, zaspany głos. Odwróciłem się w kierunku jego źródła, którym okazał się Raven. - Niektórzy tu próbują spać - dodał, zakrywając oczy łapami.
- A zresztą - po chwili postanowiłem wznowić rozmowę - o co ci chodzi? Co niby jest nie tak z moim wyglądem?
Lia westchnęła cicho, po czym wstała i gestem nakazała mi iść za nią. Podeszliśmy do jeziora.
- Popatrz na swoje odbicie - powiedziała tylko. - Przyjrzyj się.
Tak więc zrobiłem.
I... Cóż rzec?
Sam nie wiem.
Może zacznijmy od tego, że mnie zatkało. Dosłownie - nie byłem w stanie niczego powiedzieć, czy chociażby się poruszyć. W końcu, po paru dobrych minutach ciszy, zdołałem wydusić:
- C-Co?
W miejscu moich niegdyś niebieskich tęczówek, w środku których jakgdyby nie było źrenic, widniały teraz oczy; zwyczajne, o białych białkach i brązowych tęczówkach. Granatowe włosy z grzywką opadającą mi na pysk i przykrywającą moje prawe oko zniknęły. Moje futro nie było już niebiesko-biało-granatowe w jasnoniebieskie cętki, a beżowo-białe z niebieskimi akcentami. Nietoperze skrzydła w kolorach dawnego futra zostały zastąpione ogramnymi, pierzastymi skrzydłami o różnych kolorach i wzorach. Jeśli chodzi o szczegóły, mogę dodać, iż moje uszy zrobiły się szersze i dłuższe, a przednie łapy zrobiły się jakby takie... ptasie? Ogon stał się cienki i bardzo długi, nawet dłuższy od całej reszty ciała, a na jego końcu stawał się "grubszy" i obrastał piórami.
- Co to ma być? - wymamrotałem cicho po tym, jak w miarę się uspokoiłem. - Co to ma być, do jasnej ciasnej?
- Nie wiem - odrzekła Lia. - Naprawdę nie wiem, ale... Chodźmy już spać.
~~~*~~~
- Nareszcie w domu! - zawołał Raven, kiedy doszliśmy na teren watahy. - To ja idę do jaskini! Papa! - I już go nie było.
Staliśmy więc sobie na środku polany, nie wiedząc co robić. Po, przynajmy sobie szczerze, niezbyt długim czasie, zacząłem krążyć i zbierać kwiatki, które miały najdłuższe łodyżki.
- Kwiatki ci się zbierać zachciało? - prychnęła, wręcz kpiąco, wadera, widząc moje wyczyny. Wywróciłem tylko oczami i mruknąłem:
- Cichaj mi tu.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - Usłyszałem w odpowiedzi.
Westchnąłem cicho, po czym zaprzestałem zbierania kwiatów i odwróciłem się w jej stronę. Po chwili lustrowania jej wzrokiem od stóp do głów, coś zaczęło się dziać.
Przeze mnie? Nie no, co wy.
Najpierw wokół łap, potem ku górze; pokryte zostały nogi, brzuch, ogon, szyja, aż w końcu dotarł do pyska... Odkryte pozostały tylko oczy i uszy.
Co takiego? No oczywiście, że lód!
- Nareszcie! - rzekłem z udawaną ulgą. - Cisza, i spokój.
Po czym zebrałem kilka roślinek o kolorowych płatkach i z uśmiechem siadłem, zaczynając robić wianek.
Liuuuuuuu?~

Mietek odchodzi!

Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej o śmierci Meetou, niżej mamy opowiadanko.
Powód odejścia: brak czasu i pomysłów na los postaci.

Od Meetou

Łosoś wskoczył gładko do wody pomimo moich starań, zasypując mnie deszczem kropel. Potrząsnęłam głową ze zniechęceniem, otrzepując się z wody. Znów zdołał mi się wymknąć. 
Nie mogłam jednak pozwolić durnej rybie na zepsucie mi nastroju - przecież był taki piękny dzień! Tak, "był" to dobre określenie na coś, co właśnie się kończy. Nawet, gdybym znalazła w sobie energię na dalszą naukę rybołówstwa, to i tak pomarańczowe refleksy na powierzchni niewielkiego strumyka by mi to uniemożliwiały.
- Spoko. Jutro też jest dzień - mruknęłam wesoło pod nosem, obracając się na pięcie w stronę swojego drzewka. Porażka co prawda nie była przyjemna, ale cieszyłam się na myśl o odpoczynku w gałęziach ulubionej roślinki. Jej zapach zawsze mnie uspokajał, a w lecie mogłam dodatkowo zrywać pyszne owoce. Jeżeli tylko nie zjawiał się huragan, dom idealny.
Z cichym westchnieniem ulgi wdrapałam się na konar, na którym zwykłam spać, po czym pozwoliłam cichym szelestom liści ukołysać mnie do snu.
* * *
Przez moje powieki przeniknęło ostre światło; otworzyłam oczy. Ból okolic szyi, który zjawił się we śnie, szybko ustępował. Zechciałam się przeciągnąć, nagle jednak zdałam sobie sprawę, że pod łapami nie czuję ukochanej kory. Spojrzałam w dół, a okrzyk przerażenia uwiązł mi w gardle; nie tylko gałąź, ale i drzewo wraz z całym światem dookoła diabli w ziemi. Moje tylne łapy dyndały teraz swobodnie w przestrzeni. Z niepokojem dostrzegłam na nich... krew? Powoli przytknęłam łapę do gardła - natrafiła na pustkę, ledwie powstrzymałam wzdrygnięcie obrzydzenia. Co się stało?
- Meetou, tak? - z przestrzeni dobiegł tubalny, łagodny głos. - Witaj w świecie umarłych.
- Umarłam? - spytałam w osłupieniu.
- To dosyć logiczne. - W jowialne brzmienie głosu wkradła się nuta irytacji, jednak szybko zniknęła. - Ale... jak!?
Zamiast odpowiedzieć, tajemnicza istota odebrała mi wizję. Szybko na jej miejsce zakradły się obrazy z wyobraźni. Przez kilka chwil były to bezkształtne plamy kolorów, zaraz jednak wyłoniło się z nich coś... strasznego. Stworzenie mniejsze od wilka, w odcieniach bieli i szarości, z obnażonymi zębami i oczami lśniącymi nienawiścią pięło się nadspodziewanie prędko po pniu mojego drzewa. Było coraz bliżej i bliżej... Nagle moje myśli wypełnił okropny ból. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam; kiedy uznałam już, że dłużej tego nie zniosę i chyba umrę po raz drugi, odczucie minęło. Znów wisiałam w tej durnowatej przestrzeni, jak na niewidzialnym sznureczku.
- Szczur - mruknęłam z obrzydzeniem. - Wściekły szczur.
Chociaż w żaden sposób nie dostrzegałam tajemniczej istoty, opanowało mnie przeświadczenie, że pokiwała głową. Wszystko wokół mnie rozsypało się i popłynęło wraz z ciepłym wichrem, który poniósł moje ciało w dal.

Od Mauvais CD Videtura

Kolejny szok. Już drugi tego dnia, a raczej tej nocy. Nie spodziewałam się, że Videtur będzie aż tak wyrozumiały, a także powie, że niekiedy również tak ma. A on rozumiał mnie, rozumiał powód. Chyba muszę czasami przystopować i przestać robić z igły widły. To naprawdę uciążliwe, przynajmniej czasami. Pewnie również z tego powodu unikam wszystkich jak tylko mogę.
- To było dosyć depresyjne, zmieńmy temat... - powiedział po chwili milczenia Vide. Mimo, że ja nie miałam nic przeciwko temu "depresyjnemu" uczuciu, to jednak wolałam się zgodzić, po pierwsze dla świętego spokoju, a po drugie dla komfortu mojego rozmówcy. Mówcie co sobie tam chcecie, ja na serio potrafię być empatyczną obserwatorką, która widzi wszystko i wszystkich w swoim umyśle. Swoją drogą bardzo przydatna moc - tak po prostu zobaczyć strzępki przyszłości, konsekwencje takich i innych decyzji, wydarzenie, które odbędzie się przykładowo za tydzień. Jednak mimo tego nie mam pełnego obrazu jutra, słowo w słowo i ruch w ruch. A szkoda. Jestem ciekawa czy można zmienić przyszłość. Podobno dla każdego z nas jest wytyczona ścieżka, ale co by było, gdybym komuś przepowiedziała śmierć poprzez utonięcie dokładnie w piątek o ósmej, a ten ktoś w tym czasie nie zbliżyłby się do wody? Czy ktoś by go utopił we własnej jaskini? Czy przepowiednia przeniosłaby się na następny dzień? A może nie spełniłaby się w ogóle?
- Racja... - mruknęłam i od razu zaczęłam wymyślać wszystkie potencjalne pytania i odpowiedzi - Od jak dawna tu jesteś? - z braku innych pomysłów postawiłam na proste, ale przereklamowane pytanie.
- Od bardzo niedawna - odpowiedział samiec, niewzruszony idiotyzmem pytania - A ty? - dodał po chwili ciszy, gdy nie usłyszał następnego pytania.
- Od kilku tygodni, w sumie to dokładnie nie wiem. Ale nie jestem nowością - odparłam rysując jakieś bazgroły na piachu. Planowałam na tej wypowiedzi zakończyć przesłuchanie i pozostawić Videturowi wolną rękę w sprawie następnego pytania czy czegokolwiek.


<Videtur??>

Od Videtura CD Mauvais


Byłem lekko zaskoczony. Nie pamiętam ostatniej rozmowy z obcym, która wyglądała w podobny sposób. Może to dlatego, że mało kiedy rozmawiam z obcymi. Albo dlatego, bo Mauvais nie jest już taka obca...
- Myślę, że nie lubienie towarzystwa innych lub tłumów to nie jest zła rzecz. Każdy ma swój własny świat i nikt tego nie zmieni. - zacząłem - Nikt raczej nie powinien być urażony za to, że ktoś mu powiedział, że woli spokój. To całkowicie normalne, przecież każdy lubi coś innego. - wadera spojrzała na mnie. Teraz zastanawiam się czy moja wypowiedz w ogóle ma jakiś sens. Chyba tak. Oby. - Wracając... Nie przeszkadza mi to, że unikasz tłumów i ogólnie wilków. Sam często to robię.
- Ty? - zapytała się lekko ironicznie Vais.
- Chyba każdy czasem szuka ucieczki od tego świata, no nie? Bywa tak, że ma się już wszystkiego i wszystkich dosyć... albo po prostu chcesz spokoju. - nic prze chwilę nie mówiliśmy - ok, to było całkiem depresyjne, zmieńmy temat...

< Mauvais? >

Od Vergila *

Zostałem odprowadzony przez kilku strażników aż do granicy watahy z sąsiednim stadem. Mimo tego, że wszyscy milczeli jak zaklęci, zdawałem sobie sprawę, dlaczego wyrwali z porannego snu akurat mnie. Coś się stało, ktoś zapuścił się na obce tereny lub Borzu Wszechlistny wie co jeszcze. Jednym słowem, kiedy bojownicy sobie nie radzą, czas wezwać negocjatora.
Nie oglądając się nawet na swoich "przewodników", poszedłem przed siebie, rozglądając się uważnie na boki. Niebezpieczeństwo w końcu mogło czaić się na każdym kroku, a ostrożność jest kluczem do poprawnego wykonania zadania. Tak przynajmniej uważałem i niech ktoś spróbuje podważyć mój tok myślenia, a wtedy porozmawiamy inaczej.
Sam nie wiem, jak długo szedłem przed siebie, z coraz to większą irytacją szukając możliwego zagrożenia, ostatecznie znajdując je na polanie. Zatrzymałem się na skraju drzew, nadal znajdując się w bezpiecznym mroku, po czym przyjrzałem się obcym wilkom.
— To wy jesteście tym problemem, tak? — szepnąłem, po czym westchnąłem ciężko. Czas użyć swoich zdolności konwersacji.
— Jestem negocjatorem z Watahy Mrocznych Skrzydeł. Nazywają mnie Vergil, ale nie jest to tak ważne, jak powód, dlaczego przybyliście na nasze tereny.
Prawdopodobnie przywódca tej bandy nakazał gestem reszcie czekać, po czym podszedł nieco do punktu, w którym się znajdowałem. Zrobiłem to samo, nadal jednak pozostając czujnym. Może i uśmiechał się nieznacznie, lecz nie znaczyło to, że nagle przestał być zagrożeniem. Najczęściej to właśnie za uśmiechem kryją się najgorsze potwory. Sam znałem to lepiej niż ktokolwiek inny.
— Żądamy pozwolenia na polowania na waszym terenie — oznajmił z akcentem w głosie. Nie jest stąd. Idealnie.
Zaśmiałem się głośno, po czym spojrzałem pobłażliwie na rozmówcę.
— Oh, daj mi chwilę, wyjaśnię ci, dlaczego do tego nigdy nie dojdzie...

***

Czekali na mnie w tym samym miejscu co wcześniej, w troszkę innym składzie, lecz mimo wszystko czekali. Minęło dobrych kilka godzin, nim cudzoziemiec uznał, że jednak nie chce polować na terenie, gdzie szaleją zarazy, a większość zwierząt jest pod ochroną. Oby tylko nikt z naszego grona nie wygadał się, że tak nie jest, bo sytuacja nie będzie wyglądać zbyt dobrze.
— Załatwione — powiedziałem krótko, po czym podszedłem do drzewa, gdzie siedział Shell. Otarłem się o basiora, uśmiechając się lekko — A wy, zajmijcie się lepiej strzeżeniem granic, bo nas jeszcze uchodźcy najdą.

Od Mauvais CD Videtura

- Vais, może to dziwnie zabrzmi, ale co robisz tu o takiej porze? -
popatrzył na mnie, a ja zaczęłam się zastanawiać jak to delikatnie obrać w słowa by przypadkiem nikogo nie zranić. Czasami warto przemyśleć sobie w głowie wszystko co się za chwilę powie. Pomaga to w ominięciu wszystkich wpadek i pomyłek. Przynajmniej czasami.
- Odkąd tutaj się pojawiłam, co noc tutaj chodzę. Z dwóch powodów. Po pierwsze, zdecydowanie bardziej wolę noc niż dzień. Gdy jest ciemno, mogę w końcu się rozluźnić, podczas, gdy jasność i tłumy, które się pojawiają za dnia, po prostu mnie przytłaczają. Gdy panują ciemności i to księżyć świeci na niebie jest mniej wilków, prawie wcale, więc prawdopodobieństwo, że kogoś spotkam ogranicza się do minimum... I to jest ten drugi, ważniejszy powód - mruknęłam, lekko zawstydzona własną szczerością. Z drugiej strony jednak jestem zdziwiona, że takie wyznanie tak łatwo przeszło mi przez gardło. Prawdę mówiąc, nigdy nikomu nie mówiłam o mojej niechęci, czy też fobii, jak to niektórzy nazywają. Nikt nie wiedział o tym, że po prostu nie umiem nawiązywać nowych znajomości, że nie umiem odnaleźć się w tłumie, że wielkie czy małe tłumy mnie przytłaczają. A teraz po prostu to powiedziałam i przyszło mi to łatwiej niż przypuszczałam. Może nie dosadnie i wprost, ale jednak.
- Przepraszam - mruknęłam ponownie odwracając wzrok i patrząc przed siebie.
- Za co? - zapytał Videtur, najwyraźniej nie mając pojęcia co mam na myśli.
- Właśnie ci powiedziałam, że nie umiem się odnaleźć w towarzystwie wilków, że wolę spędzać dni samotnie, niźli w grupie. Ale mimo to ciągle tu jesteś, chociaż mogłeś poczuć się urażony. Tak więc przepraszam, jeżeli ta gadka o niechęci do towarzystwa cię ruszyła - jak zwykle wszystko wyolbrzymiam i z byle błahostki robię problem całego świata. Brawo, Mauvais, pięknie pracujesz, żeby zdobywać najlepsze opinie w oczach nowo przybyłych...


<Videtur?>

Od Videtura CD Mauvais


- Mauvaisss... - powtórzyłem sam do siebie, jakby to pomogło mi zapamiętać wyraz. Nie ma bata bym zapamiętał to imię... - Masz może jakiś pseudonim lub coś takiego? - wadera dziwnie na mnie spojrzała. - W-wiesz, bo mnie możesz przezywać Vide! - spojrzała na mnie jeszcze dziwniej. Kurde Vide, twoje dziwactwo wychodzi na wierzch! Szybko, powiedz coś, by nie wyjść na największego dziwaka z jakim miała kontakt! - Ok, po prostu jestem zły w zapamiętywaniu imion ( i nie tylko ), może masz jakieś przezwisko bądź pseudonim. - proszę miej, proszę miej....
- Vais - powiedziała cicho wadera. Ok, jest 50%, że zapamiętam takie imię. - Uff, ok - odetchnąłem z ulgą. - Ok Vais, może to dziwnie zabrzmi, ale co robisz tu o takiej porze? - popatrzałem na wilczycę.

< Mauvais? >

23.07.2018

Od Mauvais CD Videtura

Zaczynałam powoli wątpić w jakikolwiek sens mojego bytu. W sumie całe dnie spędzam pokładając się po mojej jaskini, dodatkowo słuchając zrzędzenia przerośniętego kota ze skrzydłami. Nadal nie mogę uwierzyć jak to się stało, że został moim towarzyszem. Podobno towarzysze to odzwierciedlenie duszy ich właściciela. W sumie mogę się zgodzić, że tak jest w moim przypadku.
Wracając do tematu, ten dzień również spędziłam w jaskini. Zazwyczaj wychodzę po zmroku, wtedy mniej wilków pałęta się po terenach watahy, więc takie nocne wycieczki są dla mnie znacznie lepsze. Miałam swoją dokładnie wytyczoną trasę codziennej wycieczki. Nigdy jej nie zmieniałam i po prostu wybrałam dla mnie najciekawsze miejsca. A noc była dzisiaj wyjątkowo jasna. Księżyc świecił wysoko w górze, a jednak czułam się jakby był wczesny wieczór, a nie noc. Mimo tego jednak wolałam trochę jaśniejsze noce, przynajmniej będę widzieć, gdzie mam iść i co mam pod łapami.
W milczeniu przemierzałam kolejne tereny i mijałam następne rośliny i inne obiekty. Chyba przez ten brak ruchu w ciągu dnia nieco obniżyła mi się kondycja, bo po jakimś czasie musiałam na chwilę przystanąć. Liczyłam na spokojny i samotny postój, ale nie. Za mną zaszeleściły krzaki, a ja gwałtownie odwróciłam głowę w stronę potencjalnego źródła owego dźwięku. Jak na zawołanie, z chaszczy wysunęła się głowa jakiego wilka.
- Ummm... Hej? - raczej spytał, niźli stwierdził. Patrzyłam przez chwilę na niego zdezorientowana.
- Cześć? - mruknęłam cicho, a raczej odpowiedziałam pytaniem na pytanie - Co tutaj robisz o tej porze? - mimo wszystko, była noc, co z tego, że jasna. I tak noc.
- Szedłem do biblioteki i skręciłem tu po drodze - odpowiedział samiec, robiąc pauzę po swojej wypowiedzi jakby czekając na moją reakcję, czy może nawet jakąś odpowiedź. Ja jednak tylko pokiwałam ze zrozumieniem głową - Jestem Videtur - dosyć oryginalne imię, nieprawdaż?
- Mauvais - mruknęłam ponownie, równie cicho co za pierwszym razem.


<Videtur?>

Od Canona C.D. Nitaena "Obóz Letniskowy"


- Trzymaj. - Powiedziała wilczyca, wręczając mi niewielki pakunek. - Zanieś to do szkoły, będziemy tego potrzebować.
Nie miałem pojęcia, co znajduje się w paczce. Nie chciałem być też niegrzeczny, więc nie pytałem. Bez choćby słowa sprzeciwu ruszyłem w kierunku szkoły. Nie byłem tam jeszcze, nie wiedziałem też, jak wygląda, ale powiedziano mi, abym rozglądał się za wielkim budynkiem. Tak też zrobiłem. Po jakimś czasie chyba zrozumiałem, o co chodzi. W oddali pojawił się sięgający daleko ponad korony drzew budynek przypominający zamek. Licząc na to, że to właśnie jest miejsce, którego szukam, przyśpieszyłem nieco kroku. Moje łapki zatapiały się lekko w zwilżonej deszczem ziemi. Nigdy nie byłem na żadnym obozie, nie miałem więc pojęcia jak to będzie wyglądać. Byłem ciekawy, ale też trochę się tego bałem. Sam, wśród grupy zupełnie obcych mi wilków. Alfa stwierdziła, że skoro już tu jestem, to żebym jechał z nimi, nie byłem do końca pewien co o tym myśleć, ale to nieważne. Kilkadziesiąt minut później byłem już na miejscu. Gdzieś w oddali dało się słyszeć czyjeś głosy, postanowiłem pójść w tamtym kierunku. Krocząc przed siebie, pilnie rozglądałem się wokół, starając się zapamiętać to miejsce jak najlepiej. Zatrzymałem się, dopiero gdy nieopatrznie na coś wpadłem. Spojrzałem przed siebie i podniosłem wzrok. Okazało się, że nie było to coś, a raczej ktoś. Wilk miał nietypowe skrzydła, nigdy wcześniej takich nie widziałem. Zdawało mi się, że wilk, na którego wpadłem, też ciągle jest szczeniakiem, choć z pewnością starszym ode mnie. Stałem kilka dobrych sekund, wpatrując się w niego jak głupek. Wilk uśmiechnął się lekko, po czym mnie wyminął. Kto to był i co to był za uśmiech? Przetarłem pyszczek łapą, upewniając się, że nic na nim nie ma. Co prawda cały byłem lekko umorusany w błocie, ale czy to właśnie był powód? Wzruszyłem ramionami i czym prędzej ruszyłem w stronę jednego z dorosłych wilków, aby oddać mu paczuszkę. Wiele wilków wydawało się bardzo zaaferowanych tą wycieczką. Widząc jednak stertę rzeczy, jakie planujemy ze sobą zabrać, zastanawiałem się, czy my aby na pewno wciąż jedziemy tylko na obóz. Nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, zacząłem kręcić się pomiędzy młodymi wilkami, przyglądając im się z lekkim zaciekawieniem. Wyglądało na to, że nikt nie zwraca na mnie jakiejś szczególnej uwagi, nie żeby mi to przeszkadzało. Niedługo potem w oczy rzuciła mi się duża zielona tablica, na której było coś napisane. Przekręciłem głowę, nie miałem pojęcia jak to odczytać.
- Okej. - Odezwała się nagle jedna z dorosłych wilczyc. - Potrzebuję jeszcze piątki z was do pomocy, zgłoście się sami albo ja to zrobię za was. Reszta może się rozejść. Jutro rano wyruszamy, macie być tu punktualnie, nie chcę żadnych spóźnień.
Większość zaczęła więc opuszczać teren szkoły. Wyglądało na to, że nic tu po mnie. Resztę dnia wykorzystałem więc na zwiedzanie terenów watahy, a wieczorem wróciłem do jaskini, którą wcześniej jeszcze zdążyła pokazać mi alfa.
~~~~~~
Nie mogłem powstrzymać ziewania, które towarzyszyło mi podczas siedzenia we wcześnie umówionym miejscu zbiórki. Nigdy nie wstawałem tak wcześnie. Po kilkunastu minutach wszyscy byli już na miejscu i mogliśmy ruszać. Wstępnie podzieleni zostaliśmy na dwie grupy. Podczas marszu starałem się trzymać blisko dorosłych, a marsz... trwał. Po jakimś czasie miałem już dosyć. Choć okolice, w jakich się znajdowaliśmy, były naprawdę ładne, to bolące łapki nie pozwalały mi się tym jakoś szczególnie cieszyć. Miałem nadzieję, że już niedługo dotrzemy do obozu, albo przynajmniej zrobimy sobie jakąś małą przerwę. Niestety nie doczekałem się jej tak szybko, jakbym tego chciał. Mimo to w końcu udało nam się dotrzeć do obozu, gdzie na powrót spotkaliśmy się całą grupą. Nasza noclegownia znajdowała się nieopodal niewielkiego strumyka. Nie był on jakoś szczególnie głęboki więc nawet gdyby ktoś tam przypadkiem wpadł, raczej nie miał o co się martwić. Co jednak znacznie bardziej przykuło moją uwagę to nieduży krzak z jagodami. Niewielkie czerwone owoce wyglądały naprawdę smakowicie. Bez zastanowienia pochłonąłem kilka jagódek, były trochę kwaśne, ale zdarzało mi się jadać gorsze rzeczy. Miejsce przeznaczone na obóz było... duże. Być może nawet większe niż faktycznie potrzebowaliśmy, ale przynajmniej nie musieliśmy się martwić o to, że komuś braknie miejsca do spania. Nie wyglądało też na to, aby w okolicy było coś dla nas niebezpiecznego, no poza nami samymi oczywiście.
- Hej ty! Nowy! - Usłyszałem czyiś głos i szybko podniosłem uszy.
Byłem pewien, że chodzi o mnie. Nie miałem tylko pojęcia kto i dlaczego mnie woła. Gdy zaszedłem kilka kroków, okazało się, że to ten wilk, na którego wpadłem dzień wcześniej, ten ze skrzydłami jak nietoperz. Dalej nie miałem pojęcia, jak się nazywa, zresztą tak samo, jak nie wiedziałem nic o wszystkich innych tutaj.
- Chodź na obiad.
Skinąłem przytakująco głową i pobiegłem za samcem.

<Ktoś z uczestników obozu?>

Od Videtura


Właśnie skończyłem ogarniać ostatni pokój w moim nowym domu. Cóż, poza książkami nie miałem praktycznie nic... Nadal nie mogę uwierzyć, że w końcu udało mi się tutaj dotrzeć... Po takim czasie poszukiwań... W mojej powieści zajęło to znacznie dłużej... He, he, oznacza to jedno... Jestem lepszą wersją samego siebie! Cicho się do siebie zaśmiałem i zająłem się układaniem biblioteczki. Po godzinie wszystko leżało na miejscu. No może nie godzinie, aż tyle tych książek nie miałem... Książki przeczytane- na półce, nie przeczytane- na ziemi. Mhmm... Jak w domu...
Zaczynało się ściemniać... Lepiej będzie jeśli tą noc zostanę tutaj... ( <-- tak przynajmniej przynajmniej podpowiadał mój rozum). Oczywiście, nowe miejsce i dźwięki wcale nie pomagały w chociaż zamknięciu oczu. Typowe... Wyszedłem więc z jamy. To była jasna noc. Hmm... Pamiętam drogę do niektórych terenów watahy... Miła osoba mnie oprowadzała i całe moje szczęście... Ruszyłem więc do Biblioteki < a gdzie indziej? >. Po drodze wpadłem na tajemniczy zapach... Wiał z północy, więc osoba do której należał zapach raczej mnie jeszcze nie wyczuła... Powoli skradałem się coraz bliżej. < takie rzeczy zawsze kończą się źle > Wychyliłem się zza krzaka, stał tam magiczny wilk. Iiiii również mnie zauważył.
- Emm... Hej? - brzmiało to bardziej jak pytanie, nie jak przywitanie...

< Ktoś? >

Nowy basior! Videtur


Autor grafiki: QuillCoil 
Właściciel: Horwse- Łuskożerczyni, Gmail- zimnojaknabiegunie@gmail.com
Imię: Videtur, ale możesz mówić mu Vide
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Żywioł: Umysł i Trucizna
Stanowisko: Pisarz
Cechy fizyczne: Jest to w miarę drobny basior, nieco większy od typowego lisa. Dzięki temu jest bardzo zwinny i cichy. Nie jest barwny, jego paleta kolorów ogranicza się do kilku odcieni szarości, oczywiście prócz jego bajeranckich oczu.
Cechy charakteru: Videtur to przyjazny i całkiem spokojny wilk. Ucieka od obowiązków na wszystkie możliwe sposoby, ale jest wierny swojej pracy i hobby- pisaniu. Na co dzień jest pełen pomysłów, które często zapomina, więc chce wykorzystać swoje natchnienie jak najlepiej. Po wykończeniu weny, nastaje czarna godzina dla jego humoru. Wtedy jedyne do czego się nadaje to wrzucanie do lodowatej wody. Wracając, Videtur na pewno jest typem który woli wyjaśnić wszystko na spokojnie lub w ostateczności wymyślić jakiś plan działania zanim przystąpi się do czynów. Nie wdaje się w bójki i omija je szerokim łukiem. Bardzo lubi wymieniać poglądy i dyskutować... Wybacz też jeśli zapomni lub przekręci twoje imię, ale nie ma smykałki do zapamiętywania, a szczególnie nieznanych mu wcześniej imion.
Cechy szczególne: oczy?
Lubi: słone lub kwaśne jedzenie, deszcz (lub śnieg), kaligrafię, budować
Nie lubi: ognia, owadów, braku szacunku dla wszystkiego,
Boi się:
>Ma straszną fobię na temat ugryzień/użądleń owadów <kleszcze, komary itp>
> niekontrolowanego pożaru
> naprawdę głośnych dźwięków
Moce:
> Potrafi zatruć ci umysł jakąś myślą
>Jest odporny na moce psychiczne, trujące ( trucizny wyłącznie dzikich zwierząt )
> Umie podzielić się z kimś częścią swojej pamięci, choć nie wychodzi mu to najlepiej...
> Jego ślina jest trojąca, jeśli dotrze do krwiobiegu. Wywołuje halucynacje, osłabienie i mdłości przez około 3 dni.
Historia: Żył w małej watasze pełnej wielu legend i powieści. Była to spokojna osada, tętniąca liryką i takimi rzeczami. To stąd Vide ma żyłkę do tego, co aktualnie robi ( sam mówi, że podtrzymuje tradycję). Pewnego dnia wyrwał się z domu "w poszukiwaniu przygody". Zgubił się rzecz jasna. Przygarnęło go małżeństwo magicznych wilków. To ono nauczyło go przetrwać przez te wszystkie lata, życie na dziczy było kompletnie nowym świtem dla rocznego basiora. Pewnego dnia natkną się na lisią norę, do której wszedł. Znalazł tam medalion. Gdy na niego spojrzał jego umysł został "zatruty" ( dlatego ma takie oczy). Wtedy w jego głowie krążyła jedna myśl : Wataha Mrocznych Skrzydeł. Wyruszył na jej poszukiwania gdy miał 3 lata, wiele się podczas tego czasu działo, ale ostatecznie dotarł w dane miejsce.
Zauroczenie*: Po co to komu?
Głos: The Chainsmokers - Everybody Hates Me Link
Partner*: Brak
Szczeniaki*: Nah
Rodzina: Matka- Szera, Ojciec- Slowe, Matka zastępcza - Fella, Ojciec zastępczy- Revey,
Jaskinia: Nieco przypomina wejście do lisiej jamy, ale większe. W środku są 4 pokoje < kuchnia, salon, sypialnia i pracownia>. W miarę przytulne i zadbane.
Medalion: Link
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: brak~
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje:
> Nienawidzi gdy ktoś dotyka jego rzeczy
> Budzi go najmniejszy dźwięk, przez co często nie przesypia nocy
Umiejętności:
: Siła: 90
: Zręczność: 120
: Wiedza: 100
: Spryt:120
: Zwinność:145
: Szybkość: 145
: Mana: 80