28.06.2018

Od Michia CD Mauvais

<Vais, nie odpisuj na to jeszcze, po prostu przeczytaj, a w mailu możesz pytać o co chcesz>

Po odejściu wilczycy jeszcze chwilkę stałem jak wryty. Nie mogłem pozbierać myśli do kupy. Ta Mauvais... Jeśli to o nią chodziło w tym śnie, to... to może zginać razem ze mną. Oczywiście tylko jeśli okaże się, że sen jest... Że coś znaczy. 
  Ruszyłem naprzód. Wolno stawiałem łapę za łapą uważając na każdą najmniejszą przeszkodę stojącą mi na drodze. Starannie wymijałem wszystko co mogło wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Nie nastąpiłem na ani jednego liścia, na ani jedną, chodźby malusieńką gałązkę. Mogło to wyglądać jakbym się skradał, ale ja po prostu znalazłem sobie rozrywkę. Zachowywałem się jak mało obyty w świecie szczeniak, ale... nie przeszkadzało mi to. Lubiłem czasem stawać się takim szczeniakiem, którego nie dotknęło żadne zło tego świata... ale dotknęło. Już wtedy.
  Przemaszerowałem tak jeszcze kawałek, kiedy dotarłem do dziwnej części lasu. Podczas gdy za mną nawet przez liście drzew przebłyskiwały smugi światła, przede mną mogłem zobaczyć wyłącznie zarysy drzew, a dalej panował absolutny mrok. Zupełnie jak ciemny teart. Czułem się jak zapomniany aktor na scenie, na której został zgaszony ostatni reflektor. Bez dłuższego myślenia, trochę nieodpowiedzialnie wkroczyłem w tą ciemną nicość. Nie sięgał tu wiatr, więc pod tym względem było delikatnie cieplej. Wcale nie odczuwałem zimna, które powinno być spowodowane brakiem słońca. W tej części lasu nie słyszałem już nawet śpiewu ptaków. Był tylko ten głuchy szelest pod moimi łapami. Czasami doganiała mnie myśl, żeby przestać się ruszać i sprawdzić, czy rytmiczne uderzenia ustaną. Nie zdecydowałem się na to jednak.
  Ciekawiło mnie okropnie to miejsce, jednak ja się nie zatrzymywałem. Brnąłem dalej w tą pustkę. Zdawało mi się, że z każdym krokiem było ciemniej. W pewnym momencie nie widziałem już różnicy między tym, kiedy miałem zamknięte oczy, a tym, kiedy otwarte.
- Michio!- nagle ktoś mnie zawołał. Rozpoznawałem ten głos. Lekko się zmienił, ale brzmiał zupełnie tak jak...
- Six?- spytałem niepewnie
- Tak, braciszku. Przepraszam, że mnie nie było. Nie mogłem przyjść wcześniej. Dopiero dostałem pozwolenie od... Z resztą to na razie nie ważne. Muszę ci pomóc w twoim zadaniu. Jeśli dasz radę to zostanę tu z tobą.- Nagle w zupełnej ciemności pojawiła sie postać wilka. Basior wyglądał jak... jak on. Jak Six. Jak mój brat... tylko... starszy. Nie rozumiałem tylko jednego: ON ŻYŁ?!
- Gdzie byłeś?! Myślałem, że...
- Umarłem? Tak, zabili mnie. Teraz też jeszcze nie żyję.- ta wypowiedź zbiła mnie z tropu. Przez chwile zastanawiałem się, czy Six nie stał się Umarłym i czy nie mam zacząć przed nim uciekać. Jednak po chwili wnikliwej obserwacji postanowiłem zostać i zaryzykować ewentualną śmiercią z jego łap.
- Ale jak to jest...
- Zanim zaczniesz pytać, muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Chodzi o to, że musisz poprosić o pomoc wyroczni. Ona ci pomoże. Ja mam jeszcze mało energii. Nie mogę tu zostać na tak długo jakbym chciał. Wyrocznia w twojej watasze ma na imię Mauvais. Musisz do niej pójść. Ona powinna umieć ci wszystko wytłumaczyć, jeśli jej wszystko opowiesz. Szukaj bezkresnego hymnu. Odwiedzisz pewne miejsce. Musisz znaleźć hymn w sobie, Mio. Jutro o tej samej porze pojawię się przed tobą. Obojętnie gdzie będziesz. To ważne, Miś. Liczę na ciebie. Proszę, tu chodzi o coś bardzo ważnego. Okropnie ważnego. Wierzę w ciebie.
  Byłem okropnie skołowany. Nie wiedziałem co się dzieje. Ale ta Mauvais... Widziałem ją już.
- Kto jest „nią”?- spytałem wiedząc, że brat zrozumie o co mi chodzi i odpowie na to. Musiał przecież chyba wiedzieć komu mam odśpiewać ten hymn.
- Gdy ją zobaczysz, będziesz wiedział. Jesteś mądry. Muszę się już zwijać, bo nie starczy mi energii na pozostałe spotkania. Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz wykonać zadanie. Musisz żyć Mio. Obiecaj.
- Obiecuję, ale...
- Michio muszę iść.
- Poczekaj...- odparłem cicho. Six wstrzymał ruchy i odwrócił się w moją stronę. Czułem się znowu jak szczeniak, który nie ma prawa odzywać się niepytany. Wspomnienia wracały. Znowu miałem przed oczami te potwory. Najgorszy potwór jaki kiedykolwiek powstał to człowiek. W głowie mignął mi obraz niebieskiego szkła, mojej poranionej łapy i zabójcy Sixa, wrzucający go do wody jak śmiecia.- Masz do mnie żal..?- spytałem szeptem.- Za to, że zginąłeś, bo, wpadliśmy przeze mnie na ludzi..?- Oczy mi się szkliły. Wyrzuty sumienia uderzyły we mnie z rozpędu, tak, że o mało co się nie wywróciłem. Zamknąłem oczy. Six uspokoił mnie, a za razem pożegnał jednym zdaniem.
- Nigdy nie miałem o to do ciebie żalu...

Kiedy otworzyłem oczy byłem znowu w swojej jaskini, w której, nie wiem skąd znalazło sie kilka nowych rzeczy.
- MAUVAIS!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz