16.06.2018

Od Michia do Mauvais

  Rozejrzałem się przelotnie po wnętrzu jaskini. Było ładnie, fajnie i przytulnie. Przytargam tu kilka rzeczy i będzie dobrze. 
 Wróciłem do Mateo. Było mi głupio, że ciągle odpływałem myślami do tamtego snu. Równie dobrze mógł on nic nie znaczyć. Nie mieć pokrycia w rzeczywistości, ale nie mogłem jakoś przestać nad tym myśleć.
  - Jaskinia jest świetna, dzięki Mateo. Bardzo mi pomogłeś. Cieszę się, że wpadłem akurat na ciebie. Przepraszan za kłopot. Lepiej już idź, pewnie masz mnóstwo obowiązków, albo ciekawszych zajęć niż przebywanie ze mną.- uśmiechnąłem się troszkę. Nie zwracałem już uwagi na to co mi odpowiedział. Grunt, że już po chwili go nie było. Będę musiał go potem przeprosić. Przeskanowałem wzrokiem teren, żeby zapamiętać okolicę i później łatwiej tu trafić. Zadrapałem jeszcze wejście do jaskini, aby dać innym do zrozumienia, że do kogoś ona już należy i ruszyłem na przód.
  Nie daleko, tak? I kim może być o n a ? O co chodzi z tym bezkresnym hymnem? I to cztery razy! Dlaczego mamy skonać w męczarniach?! Już nic nie rozumiem. To do bani. 
  Stop. Przeanalizujmy to jeszcze raz. Od początku. Więc tak... 
„Patrzą
Nie skradają się”- ktoś mnie obserwuje? Kim są oni. Ale okej. Nie skradają się, czyli mogę ich usłyszeć.

„Warczą
Lecz nie chcą wystraszyć cię”- To niby co chcą zrobić? Warczy się jeśli chce się kogoś odstraszyć, albo sprowokować. Co, mam ich pogryźć? 

„Uciekają
Lecz nic nie goni ich, nie”- Nie rozumiem tego. Skoro nic ich nie goni to czemu uciekają? Yh.

„Wiedzą
Lecz wiedzy szukają 
Bo kto wie”- Okej, to bardziej zrozumiane. Wiedzą niektóre rzeczy, ale chcą wiedzieć więcej.

„Może przyda się kiedyś nowy dar
Uwolnienie cię od conocnych mar”- Mnie? Ja nie mam koszmarów. Mam tylko te... głosy.

„Jeśli chesz pomóc sobie i jemu i im”-Okej. Z tych osób znam tylko siebie.

„Musisz odnaleść ten bezkresny hymn”- CO. TO. KURDE. ZNACZY. JA. NIE WIEM.

„Szukaj tam gdzie jesteś
Daleko nie masz”- Tam gdzie jestem? Okej, jestem tu. Tu czyli... Gdzie?

Otworzyłem oczy, które nie wiem kiedy zamknąłem. Poraziło mnie jasne światło, więc zacisnąłem powieki w mniej niż sekundę. Chwile potem poczułem, że w coś uderzam. Wpadłem na coś. A raczej kogoś, sądząc po cichym odgłosie, który najprawdopodobniej należał do wilczycy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem biało-szarą waderę z czarnymi łapami, która aktualnie wstawała z ziemi.

- Przepraszam...- mruknęła.
  Chwila... 
„Cztery razy go jej odśpiewasz”... Może tu chodzi o nią? 
Zaraz potem spojrzała na mnie przez gęsto plecioną maskę.
  OGARNIJ. SIĘ. MICHIO. TO. NIE. ONA. To nikt.~
- Nie, to ja przepraszam. Zamyśliłem się.- odpowiedziałem dopiero po upływie kilku sekund. Wgapiłem się w jej ledwo widoczne przez cieńkie otwory w masce oczy koloru wzburzonego oceanu. A jeśli tu faktycznie chodzi o nią?

<Mauvais? spokojnie, to nie ty.>


<KONIEC epizodu z Mateo >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz