5.06.2018

Od Shella do Ktosia

Im dłużej przebywałem z tym idiotą, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że moje oprogramowanie jest wadliwe i ulega stopniowej entropii. Po czym to wnioskowałem?
A no może po tym, że zaczynałem czuć.
Czułem głód. Ból. Pragnienie. Tęsknotę. Radość. Smutek. Pożądanie. Miłość. Wszystkiego po trochu. A to tylko dlatego, że pewien czarny basior postanowił zaciągnąć mnie tamtego deszczowego wieczora do jaskini i trzymać, dopóki nie zgodzę się na bycie jego partnerem. Jak już mówiłem, Vergil to chory pojeb. Ale z czasem zrozumiałem, że... To mi się podoba. Że zaczynam lubić sposób, w jaki mną pomiata. Oraz sposób, w jaki mnie kocha.
Czasami potrzebowałem jednak odpoczynku, odskoczni od monotonii. Poszedłem więc na główny plac czy jak się to nazywało, aby usiąść w rogu i obserwować. Dużo było tu ciekawych osób. Zwłaszcza jedna. Pojawiła się przed chwilą. Nigdy jej nie poznałem, więc odrzuciłem wszystkie myśli i zacząłem za nią wodzić wzrokiem.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz