16.06.2018

Od Lii do Leo-łosia

Zaczęłam się rozglądać, i gorączkowo szukać szczeniaka. Po niespełna kilku sekundach zobaczyłam fale wodne nieopodal brzegu. Moja pierwsza myśl: O BOGOWIE. RAVEN ZAMIENIŁ SIĘ W RYBĘ I ODPŁYNĄŁ! Ale powstrzymałam się od wypowiedzenia tego na głos. odwróciłam się do łosia, ale go już tam nie było. Błyskawicznie mój wzrok zaczął chodzić po wszystkich zakątkach, puki nie usłyszałam głośnego chlupnięcia.
- No nie... - mruknęłam ze zrezygnowaniem - bez żartów. -  chwilę siedziałam w bezruchu patrząc z uwagą na taflę wody, nie przegapiając nawet tych dziwnych pająków, które zwykle się tam osiedlają, aż w końcu... coś wystrzeliło w moją stronę. W ostatniej chwili wezwałam mroczne duszki, które złagodziły upadek szczeniaka (jak się potem okazało) z rybą w pysku.
- Bożu, Raven, nic ci nie jest? - podbiegłam do szczeniaka. Ten tylko zmarszczył brwi, i mocniej ścisnął rybę, która i tak nie żyła. - A gdzie Leo? - znów spojrzałam na wodę, gdy... coś wystrzeliło we mnie, niczym z procy. Chociaż to nie było coś, tylko cosie. Właśnie dostałam z ryby w twarz. Masą ryb.
- LEO - wrzasnęłam, wiedząc czyja to sprawka. Stałam po kolana (chyba każdy wie gdzie wilk ma kolana, nie?)  w rybach, o średnicy mniej więcej 2 metrów. - Jak... A Z RESZTĄ. WEŹ TO - burknęłam z fochem. - Samiec leżał do połowy w wodzie i śmiał się w najlepsze. - Udław się tą rybą - warknęłam, po czym rzuciłam w jego stronę jeszcze żywego przedstawiciela płetwowatych. Samiec uchylił się przed ciosem, i patrzył jak ryba odpływa za nim.
- Nie marnuj jedzenia - powiedział z irytacją.
- Była jaszcze żywa - wzruszyłam ramionami siadając. Po chwili jednak popatrzyłam na wodę. Nikogo nie było, a woda poruszała się niespokojnie. - Leo... to nie jest śmieszne. - burknęłam podchodząc do wody. Głucha cisza, a Raven siedział w bezruchu obgryzając surową rybę.- Serio mówię wyłaź! - krzyknęłam podnosząc głowę. Nic. Cała akcja się działa szybko, więc od razu przejdę do rzeczy. Samiec wylazł z wody, przy okazji nią plując, i jak najszybciej próbował wzlecieć, ale że w wodzie są pewne utrudnienia, coś u nie wychodziło. Potem próbował dopłynąć do brzegu, to jednak znowu zajmowało dużo czasu. A ja nie wiedziałam o co chodzi. Jednak ogarnęłam to dopiero wtedy, gdy w górę wystrzeliła ryba olbrzymia. Emm... serio olbrzymia. Widzieliście kiedyś rybę wielkości dorosłego samca słonia, połyskującą całą gamą barwną, pyskiem który z łatwością połknąłby ze 3 beczki na raz, i zębami drapieżnego dinozaura.
- Bogowie... - mruknęłam siadając i gapiąc się na wszystko póki mój umysł nie zaczął myśleć. Ryba chwyciła Lełosia za górną część ciała, która... się zmieniała? Wzleciałam w powietrze i chwyciłam basiora za ogon, po czym zaczęłam ciągnąć w górę, jednak starając się by go nie rozciągnąć. Jednak pysk ryby zaczął być dziwnie zimny. Woda wokół niej zaczęła krzepnąć, a sama ryba zaczęła powoli zamarzać. - IHIOTO. UFKNIESZ AM JAK JĄ SAMROSISZ - wrzasnęłam z jego ogonem w pysku, który jakby zaczął mieć w sobie pióra. Mróz zaczął schodzić z pyska ryby, lecz reszta nadal była zamrożona. Gdy ucisk ryby się poluźnił, szarpnęłam ogon basiora, a ten wyleciał z pyska ryby ciągnąc mnie za sobą, po czym wylądowaliśmy na mokrych, twardych kamieniach na brzegu. Szybko wstaliśmy i odwróciliśmy się w stronę zamarzniętej tafli wody. Ryba nadal była taka jak wcześniej. Wielka, stercząca z lodu, i cała w szronie, przez który widać było nadal odblaski tęczy.
- Co to było - przełknęłam ślinę, i dobrze że to zrobiłam teraz, bo chwilę później bym się nią zadławiła - CO SIĘ STAŁO Z TWOJĄ FACJATĄ.
- A coś się stało? - mruknął basior.
- Czemu jesteś pół ptakiem - burknęłam
- Co. - I to może ominę.fragmenty tłumaczeń, próbowania dojścia co i jak, bo nie było sensu tego drążyć w nieskończoność. Tak więc...

~Time skip~

-Jak słucham tych świerszczy to normalnie odgłos ciszy - powiedziałam siedząc przy nocnym ognisku, smażąc rybę w polnych ziołach na patyku. Ta tęczowa najlepiej smakowała, a jak się do niej potem właśnie ziół dodało... ogólnie za rybami nie przepadałam, ale ten olbrzym był wyjątkowo dobry. Raven zajadał ze smakiem swoją 3 porcję, którą... bądźby szczerzy, wyłudził ode mnie. Reszta ryb pójdzie jutro na śniadanie dla całej watahy, mimo iż nie jestem łowcą, a tą tęczową sobie zatrzymam, a żeby się nie zepsuła.. no cóż. Wynajęłam se Lełosia-zamrażarkę. 
- Jak będziesz tak gadać to już ciszy nie będzie - odpowiedział basior jedząc. 
- Właśnie o to chodzi. Za dużo tej ciszy - wlepiłam wzrok w ognisko, a potem w gwieździste niebo. Z zachodu zaczął wiać dość silny wiatr. - Rano będzie padać - stwierdziłam zdejmując rybę z patyka, i zaczynając ją jeść. 

< Łosiu? Miałam wene na te ryby. Teraz tylko pytanie na co ty masz wenę >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz