Zaciągnąłem się powietrzem, które miało o wiele wyraźniejszy zapach niż przed tym wszystkim.
Chwila... Właściwie czym? Gdzie ja jestem?
Otworzyłem szybko oczy i wstałem na cztery łapy. Wzrok mi się wyostrzył i dopiero wtedy zauważyłem waderę przede mną. Fioletowe oczy wpadające w fuksję i purpurę patrzyły na mnie z dziwnym zmartwieniem i ufnością. Nie rozumiałem tego.
- Witaj, cieszę się, że się obudziłeś. Jestem Rose, ale możesz mówić Rosie. Jestem medyczką. Lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś nie wstawał.- powiadomiła mnie.- Jak się nazywasz?
- Ja...- Nie wiem o co tu chodzi.- skończyłem w myślach. Tamten wilk... On miał mnie zabić. To były jego tereny. Nadal są! Miałem nie żyć! Nie żyć jak Six! Yh. Dobra. Może to i lepiej. Może taki los nie był mi pisany. Może po prostu muszę zginąć inaczej.- Chce stąd iść. Muszę...- Okropnie nie chciałem być na terenach watahy. Chciałem stamtąd uciec. Zbyt wiele wyczuwałem tam zapachów świadczących o wcześniejszych odwiedzinach innych wilków. Nie chciałem mieć problemów.- Muszę zapolować.- powiedziałem, gdy już na to wpadłem.- A na terenach waszej watahy, zdaje się, mi nie wolno, prawda?- Cieszyłem się, że tak szybko wpadłem na coś sensownego.
Zacząłem iść w stronę jasnego i wręcz zbyt rażącego wyjścia z jaskini medyczki.
- Stój, przecież nie moż...
Chwila... Czy to jest...?
Zatrzymałem się przed mniejszym pokoikiem. Moim oczom ukazał się ten sam czarny wilk, którego widziałem jeszcze w lesie. Leżał bezwiednie na posłaniu i spał lekko pochrapując tak, że było to ledwie słyszalne.
On mnie tu przeniósł?
- Kto to?- spytałem już ciszej. Wadera uśmiechnęła się i skinęła na śpiącego basiora.
- To Mateo. Chyba go już poznałeś.- powiedziała miłym głosem nie przestając się uśmiechać. Nie wiedziałem, czy w moim zachowaniu wyczytała jakąś przydatną dla siebie informację czy po prostu była na serio na tyle nierozważna by ufać obcemu przybłędzie takiemu, jak ja. Mogłem ją zaatakować. Pf. Głupota. Jednak zważywszy na mój przedchwilowy "stan nieobecności" można było z łatwością wykluczyć tę teorię. Nie byłem w stanie jej nic zrobić. Może uśmiechem chciała uśpić moją czujność? Tylko jakoś... Miła była myśl, że ktoś nie traktuje mnie jak intruza... Jak wroga.
- Nie za bardzo.- przyznałem.
Mateo był w podobnyn wieku do mnie. Może trochę starszy, może młodszy... W sumie to nie ważne.
- Przedstawisz się?- usłyszałem od swojej lewej. Mimowolnie się spiąłem. Szybka.- zauważyłem z niechęcią.- Okropnie szybko sie przemieszcza.
- Michio.- powiedziałem nadal nie podwyższając głosu. W końcu basior jednak spał, a do tego był w pokoju dla chorych. Może coś...- Coś mu się stało?
Powiedziałem to machinalnie. Nie wiedziałem czy troska o nieznajomego była wskazana, ale szczerze mówiąc miałem to gdzieś.
- Nie, tylko był zmęczony. Zregeneruje sie troche i będzie jak nowy. Miło, że pytasz.
- Tak... Chyba miło.
Six
Jeśli na mnie patrzysz
Jeśli patrzysz na mnie tam z góry
Sprawdzasz co u mnie
I zastanawiasz się kiedy się spotkamy
To wiedz
Że jeszcze długo sobie poczekasz
To jeszcze nie mój czas
Ale nie martw się
Kiedyś do ciebie dołączę
Trochę później
Znowu będzie jak dawniej
Czas będzie płynął wolno
Słońce znowu wstanie
Tak jak my
Podniesiemy się z popiołów
I będziemy trwać razem w nowym życiu
Niczym feniksy
Pamiętaj mnie.
Proszę.
<Mateo? - nie ukradłam za bardzo Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz