2.06.2018

Od Liliusza Do Evanika - czyli nowe, sama-nie-wiem-co.

Leżałam na podłodze. I miałam ku temu powody! Po pierwsze: nudziło mi się jak jeszcze nigdy. Dzisiaj było wolne, a co za tym idzie, szczeniaki nie miały lekcji. Byłam już w wielu miejscach, nawet w Sierocińcu, a nigdzie nie potrzebowali mojej pomocy. Drugim powodem leżenia na ziemi było... Gorąco. Niby była wiosna, a ja czułam, jakby był środek lata. Miałam wrażenie, że się roztapiam. A ziemia podłoga w mojej jaskini, nawet jeśli taka nie była, wydawała się bardzo zimna w porównaniu do tej na zewnątrz - tak gorącej, że chyba dałoby się na niej usmażyć jajka.
Leżałam tak i leżałam, aż nagle mnie oświeciło - Evan! U niego jeszcze nie sprawdzałam. Może też się tak nudził i umierał z powodu temperatury i słońca, tak jak ja? Pomimo odrętwiałych i wręcz rozleniwionych mięśni, poderwałam się z ziemi i z krzykiem euforii wybiegłam z jaskinii.
Droga przebiegła mi zadziwiająco szybko, oczywiście nie licząc kilku upadków - potknięcia się o korzenie wystające z ziemi, wpadnięcia do dziury, która nie wiadomo skąd wzięła się na środku drogi... Piękny ten dzień.
- EVAAAAN!!! - Wpadłam do domu basiora, bez pukania, wywracając się przy tym i robiąc kilka fikołków. Wtem usłyszałam głośny wrzask. Kiedy się zatrzymałam, wstałam szybko, otrzepałam się i rozejrzałam. Obok kanapy, na ziemi, leżał Evan.
- Co ty wyprawiasz?! - spytał oskarżycielsko.
- Ja? Nudzę się - odparłam, szczerząc się od ucha do ucha. - To co robimy? - zapytałam, jak gdyby nigdy nic.
Evcio? :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz