Leżałam tak i leżałam, aż nagle mnie oświeciło - Evan! U niego jeszcze nie sprawdzałam. Może też się tak nudził i umierał z powodu temperatury i słońca, tak jak ja? Pomimo odrętwiałych i wręcz rozleniwionych mięśni, poderwałam się z ziemi i z krzykiem euforii wybiegłam z jaskinii.
Droga przebiegła mi zadziwiająco szybko, oczywiście nie licząc kilku upadków - potknięcia się o korzenie wystające z ziemi, wpadnięcia do dziury, która nie wiadomo skąd wzięła się na środku drogi... Piękny ten dzień.
- EVAAAAN!!! - Wpadłam do domu basiora, bez pukania, wywracając się przy tym i robiąc kilka fikołków. Wtem usłyszałam głośny wrzask. Kiedy się zatrzymałam, wstałam szybko, otrzepałam się i rozejrzałam. Obok kanapy, na ziemi, leżał Evan.
- Co ty wyprawiasz?! - spytał oskarżycielsko.
- Ja? Nudzę się - odparłam, szczerząc się od ucha do ucha. - To co robimy? - zapytałam, jak gdyby nigdy nic.
Evcio? :')
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz