5.06.2018

Od Michio (CD) do Mateo

  Uznałem, że lepiej będzie dla mnie nie zadzierać z nieznajomym. Mogło się to dla mnie źle skończyć. Byłem wyczerpany. Westchnąłem cicho i uspokoiłem się. Nawet nie wyczułem, że trafiłem na tereny obcej watahy. Nie mogłem się wdawać w konflikty. Chociaż i tak byłoby dla mnie lepiej gdybym jednak tam został. Mógłbym sobie zdechnąć jak ostatnie ścierwo, którym jestem. Yh, nikomu by to nie przeszkadzało.
  Westchnąłem cicho i uspokoiłem się. Stawiałem łapę przed łapą bardzo powoli. Nie czułem się w ogóle na siłach, żeby iść, ale nie mogłem rzucić się na ziemie. Inni członkowie tej całej Watahy Mrocznych Skrzydeł z całą pewnością szybko zwęszyliby łatwy cel. 
  Wyprostowałem się w miarę swoich możliwości.
  Trzymaj gardę.- powtarzałem sobie.- Nie trać czujności. 
  Mimo swoich własnych instrukcji nie umiałem skupić się na czarnym wilku przede mną. Oczy same mi się zamykały, łapy uginały się pode mną. Nie minęła dłuższa chwila marszu, kiedy znowu leżałem na ziemi. 
  Kontem oka zauważyłem, że basior zatrzymuje się i...
NIE! 
- Nie podchodź do mnie!- krzyknąłem i zaraz potem jakoś dźwignąłem się do góry i odskoczyłem. Starałem się zawarczeć, co na nim nie zrobiło większego wrażenia. 
- Jesteś słaby.
 Szybko przeskakiwałem wzrokiem od niego na inne punkty szukając ewentualnej drogi ucieczki. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem, czy zacząć biec. W moim obecnym stanie stawienie się do walki byłoby zdecydowanie złą opcją. Ucieczka też nie była wskazana. Wywaliłbym się od razu i...
- Halo! Słyszysz mnie? 
Zjeżyła mi się sierść na karku. 
 Wiej!- wydałem sobie klarowny rozkaz. Łapy same poniosły mnie do przodu. Nie wyrabiałem na zakrętach między drzewami i ślizgałem się po jeszcze mokrej od rosy i deszczu trawie. Czułem się koszmarnie. 
Muszę się chować.
- Stój!- Basior dotrzymywał mi kroku, mimo że wyruszyłem wcześniej.- Stój mówię!- wrzasnął i zagrodził mi drogę, przez co wpadłem na niego i wywaliłem się. 
- Ałł!- Powstrzymywałem się przed zawyciem z bólu jednak nie dałem rady utrzymać tego w sobie.
- Nie zapomnij, że nie jesteś u siebie.
- Nic nowego.- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
  Powoli otworzyłem oczy. Kręciło mi sie w głowie. Koszmarnie kręciło mi się w głowie.
- Słucham?
- Nic nowego. Głuchy jesteś? Może lepiej mnie wygoń.- Miałem już dość przebywania na wrogim terenie. Miałem już dość przebywania gdziekolwiek. Może gdybym zdechł dołączyłbym do Sixa i byłbym z nim tam gdzieś, gdzie on jest?- Wygoń albo zabij.- dopowiedziałem. 
 Wpatrywałem się intensywnie w świdrujące mnie żółte... a może złote [(?), nie wiem nie odróżniałem] oczy wilka czekając na jego reakcję na moje słowa.
  Powinienem wstać, ale nie chciałem. Nie miałem siły, chęci ani powodu. I tak niedługo zdechnę z głodu. Jeszcze kilka dni. Na razie... Na razie jestem zmęczony. Cholernie zmęczony.
 A może już śpię?~

<Mateo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz