4.06.2018

Od Mateo CD Michio (Michiego?)

No właśnie - jak to się odmienia...?
- Bobslej! - syknąłem zirytowany. - Ile razy muszę ci powtarzać: masz czekać na sygnał!
Świstak wymamrotał coś pod wąsem i w geście skruchy schował rondel za plecami.
Prychnąłem i odepchnąłem od siebie myśli o zachowaniu towarzysza; były ważniejsze sprawy na głowie. Przede wszystkim należało sprawdzić intruza.
Kiedy indziej być może nowy wilk na terenach watahy zostałby przyjęty ciepło i przyjaźnie, jednak po niedawnych wydarzeniach straciłem zaufanie do nieznajomych. Nie oznacza to oczywiście, że moim jedynym pragnieniem jest zdzielenie ich patelnią w łeb - dzięki, Bobsleju! - ale o spokojnej rozmowie nie mogło być mowy.
Z zastanowienia wyciągnął mnie jęk leżącego na ziemi basiora. Szybko zlustrowałem go wzrokiem: mniej więcej w moim wieku, wymęczony, nie wygląda na niebezpiecznego. Na jego skroni już pęczniał sinawy guz, ale sądząc po bolesnym stęknięciu, jaki wydał z siebie wilk, przeżyje.
- Rusz zadek i zawiadom Rose, że niedługo będziemy - rzuciłem do świstaka. Ten spojrzał na mnie spode łba. - Proszę - wymamrotałem niechętnie.
Zwierzak parsknął, ale obrócił się i odszedł. Przynajmniej tyle dobrego.
- C-co się stało? - dobiegło mnie z poziomu gruntu. Odwróciłem głowę; wilk pocierał miejsce uderzenia, świdrując mnie niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
- Zostałeś ogłuszony rondlem kuchennym przez niecierpliwego ssaka z podrodziny afrowiórek - odpowiedziałem niedbale, obserwując, jak rozmówca powoli podnosi się na nogi. W jego oczach dojrzałem gniew, jednak po moich słowach zmieszał się on z niedowierzaniem i niepewnością. Odsłonił zęby, ale widać było, że ledwie trzyma się na łapach.
- Ach tak? A więc może pójdę sobie, bo jeszcze mnie dopadną dredożwirki, wtedy będzie po nas - mruknął, obrócił się i zaczął chwiejnie oddalać.
Ale czy ktoś zamierzał mu na to pozwolić?
- Niestety, nie możesz. To tereny Watahy Mrocznych Skrzydeł - zagrodziłem mu drogę. Zjeżył sierść na karku i warknął, ale dało się po nim zobaczyć bardziej irytację niż złość. - Pójdziesz ze mną albo wcale. To jak? Idziesz do medyka, żeby opatrzył ci guza, czy mam cię stąd wygonić?
Przez chwilę myślałem, że będzie protestować, ale uspokoił się z westchnieniem. Mądrze.
Ruszyliśmy w kierunku jaskini medyczki.

<Michio?>



   

2 komentarze:

  1. Kto? Co? Jest - Michio (Miśjo)
    Kogo? Czego? Nie ma- Michia (Miśja)
    Komu? Czemu? Się przyglądam- Michiowi (Miśjowi)
    Kogo? Co? Widzę- Michia (Miśja)
    Z kim? Z czym? Idę- z Michiem (Miśjem)
    O kim? O czym? Mówię- o Michiu (Miśju)
    O witaj!- Michio (Miśjo)

    OdpowiedzUsuń