11.06.2018

Od Mateo CD Michia

Na opisanie zachowania tego wilka zaczynało mi już brakować słów. Ilekroć zaczynałem się zastanawiać nad tym co kryje się w jego głowie, robił coś, co kazało mi porzucić wszystkie dotychczasowe wnioski. Nie miałem pojęcia, o co mu, do licha, chodziło.
Zapewne sam tego nie wiedział.
Bardzo chciałem mu jakoś pomóc, ale w żaden sposób mi tego nie ułatwiał, a kiedy po wyrwaniu się do przodu nagle stanął jak wryty, miałem ochotę się na niego rzucić. W końcu co to ma być? Przychodzi sobie taki jeden, niewątpliwie z jakimiś zaburzeniami psychicznymi, niszczy mi poukładaną rutynę dnia codziennego, a teraz jeszcze się zatrzymuje, żebym na niego wpadł i się przewrócił. Pięknie. Właśnie wyczerpał limit mojej cierpliwości, ale zanim zdążyłem cokolwiek z nim zrobić, odwrócił się.
- Przepraszam... - bąknął, burząc moją świeżo zbudowaną piramidkę złości. Oniemiałem.
Jak... Jak on... Co? "Przepraszam"!?
W mojej głowie kłębiły się teraz tysiące nieuporządkowanych, nielogicznych myśli na temat jego postępowania. Miałem się im poddać, ale  uświadomiłem sobie, że pewnie Michio teraz czuje się podobnie. A nie chciałem się doprowadzić do takiego stanu.
Usilnie starając się odłożyć ten mętlik na bok, zdołałem wymamrotać "nic się nie stało", co przywróciło mnie do rzeczywistości. Trzeba myśleć racjonalnie.
- Chodź ze mną - powiedziałem, już któryś raz tego dnia. Posłuchał. Łapy same niosły mnie naprzód; nie wiedziałem, dokąd idę, ale musiałem sobie dać czas na zastanowienie.
Mimo, że nie posiadałem żadnej wiedzy na ten temat, widziałem, że z basiorem coś jest nie w porządku. Może do specjalisty...? Tak, w watasze była psycholożka. Raven.
Jednak w momencie, kiedy już miałem zakręcić w stronę jej jaskini, przypomniałem sobie jeszcze jedno: Raven zabito podczas czystki. Przeklinając pod nosem morderców i własną głupotę, zachowałem kierunek marszu.
Zresztą, czy to byłby najlepszy wybór? Sama miała skłonności masochistyczne. Parsknąłem.
Pani psycholog od siedmiu boleści.
Wątpię, czy Rose zna się na wilczej psychice, od Alfy nie uda się uzyskać pomocy...
Czy naprawdę zawsze muszę być zdany tylko na siebie?
Tknięty nieco znajomym wyglądem podłoża pod moimi łapami, podniosłem wzrok. Ku swojemu niedowierzaniu, ujrzałem wejście do mojej jaskini.
Obejrzałem się na Michia. Było już późno, niebo rozjaśniło się siateczką gwiazd. Nie ma czasu na szukanie czego innego.
- Cóż... Chyba dziś będziesz spał tutaj - westchnąłem, już wchodząc do środka.
<Michio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz