Od Nyks c.d Lia
Spojrzałam na niego. Do oczu zaczęły mi napływać łzy.
-Zgadzam się…- głos mi drżał. Przed chwilą dokonałam decyzji, od której zależy moje późniejsze życie… Na pysku basiora pojawił się chytry uśmiech.
-Idź już i czyń to, co ci każe- powiedział swoim brzmiącym głosem i zniknął. Poczułam nagłe zmęczenie. Postanowiłam się przespać. Ułożyłam się do spania i po chwili zasnęłam…
Obudziły mnie krzyki. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam cztery wilki, które entuzjastycznie machały ogonami.
-Nie widzicie, że śpię?!- Syknęłam do nich.
-Nie poznajesz nas?- Zapytała się jedyna wadera w tym gronie
-Nie
-Przecież to my- nie rozumiałam tych wilków- twoja rodzina- prychnęłam
-Jeżeli wy jesteście moimi krewnymi to ja jestem święta- podniosłam się
-Nyks…- powiedziała wadera. Najeżyłam się.
-CO?!- Zdenerwowałam się- MACIE CZELNOŚĆ PODAWAĆ SIĘ ZA MOJĄ RODZINĘ!!!- Krzyknęłam- PRZECIEŻ ONI JUŻ DAWNO NIE ŻYJĄ!
-Posłuchaj mnie!- Podniósł ton najstarszy basior
-NIE!!!- Ruszyłam w ich stronę. Ugryzłam waderę w kark. Nie minęła nawet sekunda a już nie żyła. To samo zrobiłam z resztą. Stojąc nad zwłokami zorientowałam się, że to byli oni… Nie… Ja tego nie zrobiłam… To tylko sen… Tylko… Sen… Usłyszałam krzyk przerażenia i zobaczyłam twarz zdziwionej alfy. Rzuciłam się do ucieczki. Alfa nawet nie chciała mnie gonić.
„Na południu znajduję się wilk, który naraża się bóstwom… Zabij go” Wydał rozkaz. Który to z kolei? Piętnasty? Dwudziesty? A może trzydziesty? Nawet tego nie liczę… Idąc przez las usłyszałam czyiś oddech. Mój słuch potrafi wyczuć nawet najcichsze odgłosy. „To on?” Zadałam pytanie licząc na odpowiedź. „Nie, ale jest to wilk, który może ci pomóc” to zdanie mnie zdziwiło. Bardzo rzadko słyszę coś „miłego” od boga śmierci.
-Wiem, że tu jesteś- powiedziałam głośno i wyraźnie. Wilk nie chciał wyjść, więc rzekłam- Nie zrobię ci krzywdy- nagle ktoś mnie przewrócił. Poczułam jak ściska moją klatkę piersiową.
-Jesteś na terenach watahy mrocznych skrzydeł- rzekł wilk groźnym tonem-, co cię skłoniło na wejście w te tereny?- Uśmiechnęłam się
-mam zlecenie, a droga do niego prowadzi właśnie przez wasze tereny- zdziwił się
-Jakie zlecenie?- Zaczął być podejrzliwy. „Nie mów mu” orzekł bóg.
- Kontrakt pokojowy mojej watahy z inną- skłamałam
-Nie doszły mnie słuchy o żadnych watahach w pobliżu naszej- wpadłam…
-Powiedziałam watahy?- Próbowałam się wywiązać- miałam na myśli, kontrakt pokojowy proszący pewnego wilka o przyłączenie się do watahy- wilk uniósł brew w niedowierzaniu- no dobra masz mnie, ale nie mogę powiedzieć ci, po co muszę tam iść…
-Jeżeli nie powiesz będę zmuszony zaprowadzić cię do alfy- zagroził
-A rób sobie, co chcesz!- Krzyknęłam. Koniec końców basior zaprowadził mnie do alfy.
<Lia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz