13.09.2016

Od Anakina CD Luna

Wzniosłem się w górę i zacząłem pędzić jak najdalej od nich. Po kilku sekundach dostrzegłem, że Luna, goni mnie pod postacią wiatru. Leciałem jak najszybciej, ale to było oczywiste - wiatr jest szybszy od rzeczy stałej. Wadera ściągnęła mnie siłą na ziemię.
- Co chcesz? - zapytałem z uśmiechem.
- Dlaczego wychodzisz sam w środku nocy, bez niczyjej zgody... - przerwałem jej.
- Tsa, dobrze "mamusiu" przepraszam, ale muszę już iść.
Wadera jeszcze bardziej się rozzłościła i podbiegła do mnie.
- Gdzie ty się wybierasz? - warknęła.
- Em... Od moich informatorów wiem, że na terenach watahy zostały inne wilki.
- Kto jest tym twoim "informatorem"?
- Nie ważne - burknąłem. - W każdym razie ja nie mam czasu na gadanie z innymi, gdy ktoś umiera. Jestem całkowicie pewien, że są tam inni - starałem się wytłumaczyć.
- Czyli, masz wszystkich gdzieś? - zapytała, na co ja przystałem i odwróciłem w jej stronę głowę. Po chwili do górnej części ciała dołączył również tułów.
- Nie, nie jest tak. Wy jesteście w schronieniu, a inni mogą nadal czekać na pomoc.
Wadera już miała coś powiedzieć, gdy...
- Ci... - szepnąłem.
- Nie będziesz mnie uciszać! - krzyknęła oburzona.
- Zamknij się jeżeli nie chcesz zginąć! - powiedziałem nasłuchując.
- Co się dzieje? - najwyraźniej się uspokoiła. Stanęła blisko mnie.
- Słyszę ich...
- Ale jak to możliwe, przecież ja nic nie słyszę... - szepnęła zdziwiona.
- Wyczuwam ich obecność...
- Anakin co ty gadasz? - popatrzyła na mnie jak na wariata.
Przymknąłem oczy... Gdy ponownie je otworzyłem ujrzałem przed sobą pięć  Winegrów i dwa Mieszańce.
- A co my tutaj mamy, jakaś kłótnia...? - mruknął jeden z mieszańców.
- Jakieś ostatnie życzenie? - warknąłem przygotowując się.
- To ja zabiłem twoją matkę - Anakinie - uśmiechnął się złowieszczo.
Nagle całe, to zdarzenie przeleciało mi przed oczami... Śmierć matki i siostry... Gdy ocknąłem się z wizji dostrzegłem, że nic się nie zmieniło. Cały czas stał przede mną i uśmiechał się.
- Już nie żyjesz... - mruknąłem rzucając się na niego.
Nasza walka trwała w zacięte, gdy nareszcie zwyciężyłem i zabiłem go. Odrzuciłem martwe ciało na bok i zająłem się resztą... Wszystkich po kolei poddusiłem mocą woli. Gdy wszyscy leżeli nie żywi, usiadłem pod drzewem, wciąż wstrząśnięty doznaniem prawdy. Dostrzegłem, że nawet Luna nie chce się ze mną kłócić. Podeszła do mnie i usiadła obok.
<Lluna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz