Przez ostatnie kilka dni zacząłem się zastanawiać nad wszystkim... Po co my w końcu przyszliśmy do tej szkoły?! Dla czego siedzimy w tym wymiarze i czy nie możemy po prostu walczyć z mieszańcami i innymi? Chciałem się jakoś od tego uwolnić. Uciec, ale z kimś... Tym kimś była pewna wadera...
Moim rozmyślanią towarzyszyło dziwne uczucie. Czułem dziwną więź i tęsknotę do Nyks. Tak jak bym się... zakochał?
***
Idąc przez głuchy las, dostrzegłem grupkę stworzeń. Najwyraźniej coś znaleźli. Podkładem się bliżej, żeby przyjrzeć się im. Było tam dokładnie pięć mieszańców i dwa wingery. Tylko nad czym stały? Wyostrzyłem wzrok patrząc na ciało. Była, to wadera. Po dokładnych oględzinach dostrzegłem znajomy pyszczek Nyks. Coś we mnie wybuchło i jak najszybciej mogłem, rzuciłem się na napastników. Większość zabiłem mocą, ale zdarzyły się sytuacje, że musiałem użyć miecza. Gdy wszyscy już nie żyli, odsunąłem ciała od wadery i usiadłem obok. Delikatnie przejechałem łapą po jej policzku, na szczęście oddychała. Chwilę później jej oczy zaczęły się otwierać.
- Gdzie ja... - zaczęła. - Anakin? - zdziwiła się.
- Pytanie co ty tu robisz - pomogłem jej wstać.
- Eh... Sama nie wiem - szepnęła.
- Może się upiłaś i nieźle zaszalałaś? - zacząłem się z nią droczyć.
- Jeżeli ja jestem pijana, to ty jesteś alkoholikiem - wystawiła język.
- Wiesz co... - zacząłem powoli. - Tak się ostatnio zastanawiałem... - nie potrafiłem tego wypowiedzieć. - Chyba pasujemy do siebie jak plus do minusa - uśmiechnąłem się przyglądając się jej reakcji.
<Nyks?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz