Od Maksa ( sorry, że długo nie pisałem. )
Byłem na polanie. (Jak coś jestem kuzynem wilka cmentarnego. Już dawno nie żyje. ) Miałem nadzieję, że ktos mnie napadnie, moze nawet się z tym kimś zapoznam... ale cóż. Jestem sam. Nie wiem czemu ale od szczeniaka jakoś nie lubiłem przebywać sam chociaż mam żywioł mroku i śmierci. Cos zaszeleszczało w sośnie pod którą leżałem. Popatrzyłem w górę, wstałem i nagle... nie wiedomo z kąd i kiedy rudeła na mnie jakaś wadera... miałem tego dość. Wszybko się otrząsnołem, wycząłgałem spod wadery, stanołem koło niej i najeżyłem się.
- Kim jesteś? - syknołem
- A ty niby kim? - spytała wadera wstając i otzrepując się. Miała na sobie igły i żywicę.
- No cóż. Widzę, ze się nie dogadamy. Jestem Maks. - powiedziałem z wyrzutem.
- Nyks. - odparła wadera i jakby sie zamyśliła we własnych myślach.
- Muszę iść - oświadczyła po czym odeszła spokojnym krokiem a potem truchtem.
,, dziwna wadera " Pomyślałem.
***
Wstałem około 8 rano. ( nie lubię wcześnie wstawać czyli przed 8 ) Popatrzyłem na wschodzące słońce. Był rześki poranek. Wczesna wiosna. Moja ulubiona pora roku. Popatrzyłem na sosnę z której spadła wadera o imieniu Nyks. To było dziwne. Co wilk niby robił na drzewie?
- Cześć. - usłyszałem znajomy głos. Popatrzyłem w bok i zobaczyłem mojego przyjaciela. Był to czarny kruk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz