28.01.2019

Od Tenshi do Seibutsu

Miałam nadzieję że nie postąpiłam zbyt lekkomyślnie. Miałam przyprowadzać ŻYWYCH członków do watahy a nie martwych. Westchnęłam przykładając sobie łapę do nasady mojego pyska zamykając oczy. Zabiją mnie za to. Położyłam moje próbki w dobrze ukrytym miejscu w mojej jaskini, gdyż nie chciałam żeby w jaskini hodowlanej któreś ze stworzeń z ciekawości zjadło to ohydztwo, albo dotknęło. Na samą myśl zjeżyła mi się sierść na karku, niczym jakiemuś kotu. Wyszłam nad rzekę by opłukać swoje łapy z śluzu, gdy poczułam znajomy zapach, ale jakby trochę... przywołałam skrzyła, i poleciałam za zapachem. Przy rzece znajdował się nie kto inny jak.. no. Drewno.
- Coś ci się umarło - mruknęłam lądując przy jego pysku. ten popatrzył na mnie swoimi zamglonymi oczami -jak żeś tu zawędrował to nie mam pojęcia ale to trochę duży kawał drogi.
- Phhh - mruknął tylko w odpowiedzi, jakby nie chciało mu się tracić czasu na odpowiedź. Rana na jego ogonie zaczęła paskudnie wyglądać, i zaczęłam rozmyślać nad amputacją.
- Gdzie masz zwitek papieru który ci dałam?
- Zgubiłem
- He he he... fajnie. - odwróciłam wzrok w stronę nutu rzeki uśmiechając się ze zrezygnowaniem. Nie miałam przy sobie torby z moimi maściami... na jego nieszczęście: nic przy sobie nie miałam - Chodź idziemy do Rose, bo znając życie szczurzyca jest zajęta. - Basior zaśmiał się na moje słowa, i ogarnęłam dlaczego: nie za bardzo mógł się ruszać.
- O BOGOWIE - jęknęłam. Jaskinia z moim zwierzyńcem była bliżej, a że nie grzeszyłam siłą, to tam było najłatwiej go zaprowadzić. Skupiłam myśli i dookoła basiora zaczął gromadzić się szaro-biały dymek, który tak naprawdę był niby chmurą, unoszącą basiora w górze. Zaczęłam iść przez chaszcze i grubą warstwę śniegu w stronę hodowli. Nie było to łatwe bo śniegu było w luj dużo. Tak dużo, że się zapadałam po łokcie, a to nie był koniec tego zapadliska. Mimo iż był to stary śnieg i zamarznięty, nowy już zaczął prószyć. O składniki o tej porze ciężko, i tylko się czasem jakieś owoce głogu zachowają albo jagody jako pokarm dla ptaków, chmurka miała najlepiej, bo przesuwała się za mną w powietrzu bez zapadania. Jakieś 5 min powinno mi wystarczyć, by zwołać Rose, która powinna to opatrzyć. Gdy tylko weszłam do jaskini, wezwałam Hermesa, który popatrzył na mnie zaciekawiony. Zleciłam mu pójście po uzdrowicielkę, i przy okazji dodałam że to pilne. Jej szczeniaki są już dorosłe, więc nie powinna mieć jakiś problemów, a jak dobrze kojarzę to nie miała też pacjentów za dużo, gdyż żadnej wojny (a szkoda) nie prowadzimy, więc rannych nie mamy. Smokowi obiecałam dać 3 jaszczurki jako przekąskę, więc z chęcią poleciał. Otrzepałam się ze śniegu uważając by nie poślizgnąć się na śliskich od lodu niby schodkach z kamienia. Jedno z największych drzew w grocie było zasypane śniegiem. Po chwili na przywitanie przyleciało czy przybiegło do mnie kilka zwierzątek, a lubiące obsiadać innych kulki przyczepiły się do Drewna robiąc z niego puszystą owieczkę. Zakażone miejsca szybko okryłam magią, by te nic nie świadome dziadygi przypadkowo tego nie dotknęły, bo potem nie miałam zamiaru latać za nimi z odkażaczem do łap.
- To jak masz na imię? - spytałam kładąc basiora na sianie w komorze gdzie zwykłam spań gdy nie chciało mi się chodzić do mojej jaskini, która zaczynała przypominać tylko magazyn na rupiecie
- Seibutsu - odparł po dłuższej chwili. Zastanawiałam się przez chwilę jak by to długie i nie wygodne imię skrócić
- Czyli Sebi, niczym Seba z osiedla - zaśmiałam się przypominając sobie opowieści ze świata ludzi. Po nie spełna kilku minutach przybyła do nas Rose, skarżąca się na śliskie wejście, i próbująca pomóc basiorowi. Ja na ten czas wyszłam z pomieszczenia by nie przeszkadzać uzdrowicielce.

< Seibutsu? >

1 komentarz: