Byłam w swojej jaskini, kiedy z impetem wbiegła do niej jakaś wadera. Shila wystraszona podskoczyła i rzuciła się na nowo przybyłą. I bardzo dobrze. Ja też do niej szybko doskoczyłam i ją powaliłam.
- Zostaw - moja towarzyszka posłusznie mnie usłuchała
Teraz mogłam się uważnie przyjrzeć osobie, która śmiała naruszyć mój święty spokój. Była niska, wyglądała na słabą. Miała czarny grzbiet, brzuch w białych odcieniach i blond grzywkę. Nie wyglądała jakby chciała mi coś zrobić, bardziej jakby była przerażona. Poluzowałam swój uścisk.
-Czego? Gdybym chciała, mogłabym Cię rozszarpać, więc szybko gadaj o co Ci chodzi, bo nie mam czasu.
- Rimmon - zdążyła wycharczeć
- No wiem, że szaleje po lesie, czuję, przecież mam nos. Wiatr przyniósł mi zapachy.
- Ale on wpadł w furię
- Wiem, wyszaleje się i przestanie.
Pomimo, że przeważnie jest opanowany, czasem zdarza się, że nerwy mu popuszczą i musi coś rozwalić. Jego rekord, to sześć godzin hasania i rozwalania wszystkiego na swojej drodze. Czułam, że zanosi mu się, na równie długi maraton. Ciekawe, co się stało. Później się go o to zapytam.
- Ale ja czuję, że coś jest nie tak. Spotkał kogoś i coś złego się stało. Nie wiem dokładnie co. Wyszedł ode mnie, ale nie był tak wściekły i zrozpaczony jak teraz. Jesteś jego kuzynką, proszę pomóż mi.
Stop. Co ona powiedziała?
- Ty potrafisz czuć emocje drugiego wilka?
- Dokładniej to aurę emocji, ale można tak to nazwać - to mi o czymś przypomniało. Słyszałam, o wilku z tej watahy, który potrafi takie rzeczy.
- Jesteś Sora? Szaman?
- Tak, a teraz pomóż. - Puściłam ją, na co szybko wstała i się otrzepała.
Wyszłyśmy przed moją jaskinię.
- Umiesz latać?
- Nie
- To będziesz latać - tak wiem, moje rozumowanie jest mądre. Jednak chwile później wzbiłyśmy się w powietrze. Ja leciałam, machając skrzydłami, a Sora została otoczona bańką z powietrza i leciała obok mnie z tą samą prędkością. Z początku nie mogła się połapać, o co chodzi, ale później nie najgorzej sobie radziła. Prędkość i kształt bańki, to oczywiście moja sprawa, ale ona sama musiała dojść do tego, że może normalnie się w niej ruszać, stać na łapach, czy grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu czegoś. Po chwili przekonałam się, że chyba miała rację, że szał mojego kuzyna jest zupełnie inny niż ostatnio. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałam, a ogólnie wpadać w jaką kolwiek furie zdarzało mu się naprawdę rzadko. Nie można było do niego normalnie podejść, na odległość co najmniej trzech metrów. Cały się palił, zresztą wszystko wokół niego też się hajcowało. Działał zupełnie w amoku. Podeszłam jak najbliżej mogłam.
- Rimmon! - Nie słyszał mnie - Rimmon, ogarnij się!
Dalej palił wszystko wokół siebie, nie mogąc przestać. Jego oczy były zamglone. Tak jakby mnie nie widział. O ciul. Jest naprawdę nie halo. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Osłoniłam siebie wiatrem, tak jak Sorę. Teraz musiałam podtrzymywać naszą dwójkę, żeby nie ryzykować, że coś jej się stanie. Weszłam prosto w ogień, nie bojąc się, że coś mi się stanie. W końcu byłam zbyt dobrze wytrenowana w moim żywiole wiatru. Znowu spróbowałam go zawołać, ale nie reagował. Podeszłam i go dotknęłam. Odskoczył jak oparzony. Nie wiedział co robi. Był w transie wściekłości, bólu i niemożności. Próbował się na mnie rzucić, jednak nie pozwoliłam mu na to. Zamiast tego udało mi się zmusić go, aby wyleciał w powietrze razem ze mną. Tam miał mniejsze możliwości. Nie przestawał się palić i zaczął po kolei rzucać we mnie kulami ognia. Omijałam wszystkie, jednak w pewnym momencie udało mu się zrobić tak wielką kulę, że musiałam poluzować barierę Sory i wzmocnić swoją. Wleciałam prosto w ogień, którego się bałam. Jeśli jednak chodzi o Rimmona, musiałam się dla niego poświęcić. On zrobiłby to samo dla mnie. Muszę jak najszybciej go spacyfikować. Latałam szybko wokół niego, stając się powoli rozmazaną plamą, aby złapać moment w którym będę mogła go zaatakować. W pewnym momencie zauważyłam lukę w jego obronie i uderzyłam z całej siły. Musiałam działać szybko, a wadera, którą osłaniałam utrudniała mi nieco to zadanie, ponieważ musiałam się pilnować, aby była w powietrzu, żeby jej nie poparzyło. Zwarliśmy się w walce. Próbowałam rozdzielić mój żywioł na jeszcze jedną część - jedną osłaniałam się ja, drugą osłaniałam Sorę. Kłapaliśmy i warczeliśmy na siebie, próbując się na wzajem ugryźć. Rimmon jest silniejszy ode mnie i sprawiał mi trochę problemy, jednak ja jestem sprytniejsza. Próbowałam się wywinąć i w tym samym momencie dostałam w pysk, poleciała mi krew. Zdezorientowało mnie to całkowicie i zaczęłam spadać. Na szczęście byliśmy wysoko i po chwili się odbiłam, znowu wznosząc się w powietrze. W końcu udało mi się rozdzielić wiatr na trzecią, swobodną część i mogłam tłumić jego płomienie. Wykorzystując okazję, z całej siły skierowałam podmuch w jego skrzydła. Walną mocno o drzewo. Za mocno. Zjechał na sam dół nie ruszając się. Złożyłam skrzydła, aby jak najszybciej spaść do niego. Przed samą ziemią jeszcze raz wykorzystałam swój żywioł, aby się nie obić. Podbiegłam do niego. Leżał bez ruchu, jednak był przytomny. W jego oczach nareszcie zobaczyłam jasność. Zrzuciłam z siebie swoją osłonę i zgasiłam wszystko co się wokół nas paliło.
- Przepraszam - słabo wyszeptał
- Co się stało? - zapytałam
- Zacząłem myśleć o tym - dalej cicho szeptał
- Przecież nie wpadłbyś w taki szał
- Wiem, ale... - zawahał się - ja widziałem jednego z nich. Próbowałem go dopaść i mi uciekł, miał dar ziemi. Znikną pod nią. Ja... nie mogłem nic zrobić, rozumiesz? Nic. JA. Wstyd i hańba dla naszego rodu, dla mnie i dla tego, że po takim czasie poszukiwań zmarnowałem swoją okazję.
Automatycznie przestałam osłaniać waderę. Byłam wściekła, oczywiście nie na Rimmona. Wszystkie drzewa wokół mnie ugięły się prawie do samej ziemi. Wyczułam, że cała świecę na niebiesko. Mój głos stał się niski i warczący.
- Gdzie? - Wychrypiałam. Po takim czasie udało nam się dojść, do tego, że to oni wymordowali cały nasz ród. Grupa wilków, na czyjś rozkaz. My musimy się dowiedzieć na czyj.
- Zgubiłem go, tam gdzie zacząłem palić drzewa. Wtedy wpadłem w furię. Mazikeen, obiecaj mi coś.
- Co?
Że pomożesz. Pomożesz mi ich zabić. Wszystkich.
- Obiecuję - odpowiedziałam mu bez wahania. I tak pewnie bym to zrobiła. Gdybym któregoś spotkała, bez skrupułów rozszarpałabym wilka, który uczestniczył w wybiciu mojego rodu.
- Dziękuję - Widziałam po nim, że za mocno go potraktowałam, walczył resztkami sił, żeby nie zemdleć.
- Śpij, znajdę go. Zamknij oczy i śpij - polizałam go w czoło, a on mnie usłuchał. Chyba bardziej zemdlał niż zasną, ale trudno. Aktualnie sama byłam na granicy wybuchu.
Odwróciłam się do Sory. Nie widziałam sensu krycia mojego wyrazu pyska, skoro i tak mogła wyczuć moje emocje. Stała z boku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wiedziała, że nie zdoła mnie uspokoić, nie ważne w jaki sposób.
- Dziękuję- dalej warczałam, jednak jeśli na prawdę potrafiła czuć aurę emocji i moje zamiary, wiedziała, że nie warczałam na nią - Wyślę Ciebie i Rimmona do mojej jaskini, proszę, pomóż mu jakoś dojść do siebie.
Nie czekając na nic więcej, odleciałam szukając tej szui.
<Sora? Co prawda opowiadanie było od Mazi do Rimmona, ale fajnie by było, gdybyś coś napisała :P >
<Ps. Jeśli oczywiście chcesz ;P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz