26.01.2019

Od Aarona do kogoś

Po ostatnich wydarzeniach nie wychylałem nosa z jaskini. No chyba, że byłem już niesamowicie głodny. Dzisiaj jednak postanowiłem wybrać się na spacer. Na dworze było potwornie zimno. Postawiłem pierwsze, niepewne kroki na lodowatym śniegu. Przeszedł mnie niemały dreszcz. Cóż, nie mogę przecież całego życia spędzić ukryty przed światem. Las o tej porze roku był przepiękny. Moje białe futro wręcz tonęło na tle iskrzącego puchu. Po dłuższej chwili nawet pogoda przestała mi przeszkadzać. Właśnie tak, czas cieszyć się chwilą! Rzekę ominąłem szerokim łukiem. Zbyt wiele nieprzyjemnych wspomnień wiąże się z tym miejscem. Drzewa powoli rzedniały, odsłaniając pustą polankę. Pokrywała ją gruba warstwa śniegu. Nie zauważałem na niej żadnych odbitych śladów. Zwierzęta chyba unikają tak otwartych przestrzeni. Właściwie, sam wolałem trzymać się wśród drzew. Dawały poczucie bezpieczeństwa. Zamknąłem oczy, by lepiej oddać się chwili. Dawno nie czułem się tak dobrze, tak spokojnie. Nagle usłyszałem trzask. Podniosłem uszy, próbując zlokalizować źródła dźwięku. Zagrożenie? Nie. Na środek polany, do samotnego krzaczka podbiegł bury zając. Rozglądał się nerwowo, lecz po chwili zaczął skubać gałązki. Obserwowałem go, gdy sam zdałem sobie sprawę, że jestem głodny. Powoli zacząłem kroczyć w stronę nic niespodziewającego się zwierzęcia. Uważałem, aby każdy ruch wykonać jak najciszej. Złapanie królika na równym terenie, gdzie może się rozpędzić, może nie być proste. Na jego niekorzyść działało zapadanie się w zaspy. To trochę ułatwiało robotę. Szarak jednak usłyszał mnie i szybko odwrócił się. Spojrzał w moim kierunku. Na początku zdawało się, że mnie nie widzi. Białe futro czasem się przydaje. Królik, mimo to, po chwili wyczuł mój zapach. Ruszył biegiem przez polanę. Ja za nim. Wielkimi susami pokonywałem kolejne odległości. Byłem już blisko niego, gdy wysunąłem przednią łapę, by podciąć mu nogi. Udało mi się to i zwierzak po chwili upadł. Przez chwilę miotał się, próbując odzyskać grunt. Ja znalazłem się przy nim w mgnieniu oka. Zabiłem go szybkim ugryzieniem. Krew splamiła biały puch, pozostawiając na nim dosyć dużą kałużę.
- Dziękuję - szepnąłem do ucha zająca i przeniosłem go na drugą stronę łąki do swojej tymczasowej kryjówki. Ciecz kapała z rany przez całą drogę, barwiąc śnieg na czerwono. Zaszyłem się pomiędzy drzewami gotowy zacząć śniadanie.
- To była dobra akcja! - usłyszałem za sobą czyjś głos. Odskoczyłem, przygotowany do ataku. Mimowolnie nastroszyłem futro, nie lubię, gdy ktoś zachodzi mnie od tyłu.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz