- Jasne... - sam nie wiedziałem, czy wypowiedziałem to na głos, czy
tylko w swoich myślach. Z każdym krokiem ból przechodził moje ciało, ale
musiałem biec. Do cholery, od tego zależy moje życie!
Te "kilkanaście sekund"o których mówiła wadera,naprawdę uratowało naszą skórę. W zasadzie nie mam pojęcia ile czasu trwał czar, ale wystarczyło go na to by dobie do gęstego lasu. Tylko tu możemy spróbować się ukryć... Wślizgnęliśmy się pomiędzy pnie, przedzierając się w głąb puszczy.
To był naprawdę dziwny las. Miejsca pomiędzy grubymi pniami zajmowały
mniejsze, może kilku roczne drzewka. Tak jakby chciały zająć, jak
największą powierzchnię, nie patrząc na to, że dla większości zabraknie
kiedyś miejsca. Przyznam, na pewno nie ułatwiało to nam ucieczki...
W oddali usłyszeliśmy głośny, przeraźliwy ryk mantykory. ,,Znowu się zaczyna..."
pomyślałem, ale nagle potwór przestał ryczeć... Tak jakby nigdy nie
istniał... Spojrzałem na Mauvais zdezorientowany. Mijały kolejne
sekundy, a nawet minuty. Nic. Wyczuliłem wszystkie zmysły... Przysięgam,
to wyglądało tak, jakby te monstrum było jakimś robotem i ktoś wcisną ,,wyłącznik". Znów spojrzałem na Vais.
- Mam co do tego złe przeczucia...
< Vais? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz