Ocknąłem się czując pod nosem jakiś mocny, nieprzyjemny zapach. Jęknąłem cicho, czując jak spięte są moje wszystkie mięśnie. Nie chciałem się ruszać. Było chłodno. Głowa bolała, a wszystkie dźwięki zdawały się być przytłumione, zupełnie jakbym był pod wodą. Pod wodą, ale coraz głośniejsze. Dziwnie znajome uczucie łomotania w głowie mnie nie odstępowało. W końcu skrzywiłem się, odwracając łeb od ostrej woni. Stopniowo zaczynałem rozróżniać odgłosy wdzierające się do moich uszu. Pierwsze były syknięcia Sergiusza, tak bardzo mi znajome. Nie chciałem otwierać oczu, moje powieki były ciężkie, a ja sam czułem się jakby byle podmuch wiatru mógł złamać mi kręgosłup.
- Sstarczy ci tej cholernej drzemki, wstawaj.
Znowu coś mruknąłem, nie mając pomysłu na nic innego. Chciałem po prostu dać po sobie poznać, że jestem świadomy i wszystko rejestruję.
- Tylko chwilę mnie nie ma, a ty już marnujesz sobie zdrowie. Podobno znowu rześ nie spał.- Tym razem nic nie zrobiłem. Nie miałem pomysłu na jakikolwiek ruch.- Jedenaście cholernych godzin sobie spałeś, a ja musiałem zzznosić tą twoją beczącą gryzoniowatą koleżankę, więc wstawaj natychmiast, albo osobiśście zadbam o to, żeby coś mocno trującego zaczęło płynąć w twoich żyłach- rzucił kąśliwie. Wysiliłem się na tyle, żeby otworzyć oczy- Mogłeś wstać jak, cie oblałem zimną wodą. Przespałbyś się później. A tak to ta twoja mała porażka przy tobie skakała i dramatyzowała, że nieprzytomny szybciej się wyziębia, czy coś. Ciągle coś gada, że cie zabiła, więc może wstań i udowodnij, że żyjesz, bo zaraz jej coś zrobię.
- Ty mnie... co?- To tłumaczy zimno.
- Yh.- Sergiusz westchnął z rezygnacją.- Wstawaj już, a ja zawołam tą twoją beksę, bo rozniesie nam tu wszystko z tej swojej pseudorozpaczy. Irytująca pchlara. Przy okazji możesz zwrócić jej uwagę, żeby od czasu do czasu się zamknęła.
Coś zaczęło się ze mnie zsuwać, a ja dopiero wtedy poczułem lekki ciężar na sobie. I uścisk w gardle.
- Poczekaj ja...- Gad zatrzymał się na moje polecenie.- ja chciałem...
Sergiusz kiwnął głową, jako znak, iż zrozumiał intencję. Coś mnie zaszczypało na dole, ale nie chciałem się zastanawiać, co to było. Spojrzał na mnie pytająco, a ja również mu skinąłem. Powoli zaczął się oddalać.- Ah, zapomniałbym. Wypij zioła, które masz w kuchni.- Podjąłem próbę wstania, wtedy ponownie usłyszałem jego głos. Tym razem bardziej suchy.- Wrócę jutro.
Co...?
Udało mi się wstać.
- Szczurze, twój zdechły pacjent ma ci coś do powiedzenia!
Haraka jak na złamanie karku wbiegła do pomieszczenia. Chciałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem, bo wczepiła się w moje futro.
Łomotanie wróciło. I w głowie i w sercu.
Czy ja... ona...
Potem były jakieś niewyraźne urywki. Myślałem, że coś do mnie mówi, a ja nie potrafię zrozumić, i postanowiłem poczekać, aż słowa same przywrócą się do ładu, poukładają w głowie, żebym mógł stwierdzić, co znaczyły. Po chwili wyczekiwania zdałem sobie sprawę, że te zrywkowe pomruki to nie słowa, tylko... płacz. Niedługo potem jednak rzeczywiście zaczęła coś mówić.
'Przepraszam... przepraszam... przepraszam...' - to jedyne, co udało mi się zrozumieć. Czułem jak płacz wstrząsa jej drobnym ciałem. Chciałem zapewnić ją, że jest w porządku, jednak słowa uwięzły mi w gardle. Po prostu stałem i się nie ruszałem.
Zastanawiało mnie tylko, co się stało i... CO SIĘ DO CHOLERY STAŁO?!
<Haraczka? Ja osobiście nie lubie tego opka i przepraszu za nie ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz