20.01.2019

Od Kasidi i Nestera 'Nowe nieszczęście'

Zmęczona zgiełkiem, który powodowała hałaśliwa drużyna bogów, wyszłam na naszą małą antresolę zaczerpnąć świeżego powietrza. Zirytowanym spojrzeniem zmierzyłam niebo. Oczywiście. Wenta musiała przesadzić z tą swoją nocną bryzą akurat, kiedy miałam wolne. Cały nieboskłon przesłonięty chmurami, w tak długą i mroźną noc; nawet księżyc ledwo widać! Te zamieszkujące Ziemię robaczki bywały męczące, ale ostatnio zachowywały się grzecznie i nie chciałabym, żeby stała im się niepotrzebna krzywda spowodowana złą widocznością.
Niestety, dobre chęci oznaczały koniec odpoczynku. Westchnęłam, próbując dzięki temu pozbyć się złej energii, i skierowałam się prosto do mojego wiernego laptopa z zawsze włączonym GIMP-em na dalej wysuniętą chmurkę, by mieć lepszy widok na otoczenie. Szybkim ruchem łba sprawdziłam jeszcze, czy nikomu z gromadki nie przyszło do głowy mnie śledzić, i zaczęłam pracę.
Najpierw księżyc. Chętnie zostawiłabym go na koniec, bo niezbyt ochoczo ze mną współpracuje, ale lepiej zabrać się za niego, gdy mam jeszcze dużo energii. Skupiłam się na jego bladej tarczy.
Po około trzech minutach intensywnego wpatrywania się – zwykle idzie mi to szybciej, ale dziś chmury wcale nie ułatwiały sprawy – wreszcie coś poczułam. Natychmiast uczepiłam się tej myśli, i na moich oczach, wskutek przesyłanej do niego mocy, księżyc zaczął się rozjaśniać. Powoli, ale jednak.
Niedługo jego blask przebije się z łatwością przez obłoki i…
- Hej, Kas. – Odwróciłam się jak rażona piorunem, a więź z księżycem została momentalnie zerwana. – Co robisz?
Z trudem powstrzymywałam się od uduszenia mojego męża gołymi łapami. Gdyby przyszedł w jakimkolwiek innym momencie, wyczułabym go z odległości stu metrów; wiedział o tym, więc podszedł, kiedy pracowałam. Zapewne winszował sobie teraz sukcesu. Zdradziecki paneczek świata zdechlaków.
- Nic, do czego cię tu potrzeba – mruknęłam najbardziej zniechęcającym tonem, jaki mogłam wykrzesać. Nie patrząc na niego więcej, odwróciłam się z powrotem w stronę nieboskłonu, starając się znów skupić na beznadziejnie przerwanej pracy. Daremnie.
- Chciałem tylko być miły! – oburzony głos Nestera uniemożliwiał mi koncentrację na czymkolwiek. Obrzuciłam go jadowitym spojrzeniem. To, że to tylko durna wymówka, było jasne jak nablaszczona przez mnie gwiazda – on nigdy nie bywał miły. Wiedziałam o tym, a on zdawał sobie sprawę z mojej wiedzy. Zatem zamiast wrzeszczeć na niego o tym, że kłamie, po prostu syknęłam „coś ci nie wyszło”.
- Wspaniale – prychnął wyniośle – w takim razie żegnaj, idę sobie. – Odszedł już na kilka kroków, kiedy coś mu zaświtało i odwrócił się z powrotem ze złośliwym uśmiechem – Wenta na pewno się ucieszy.
Zbulwersowana jego zachowaniem, nie mogłam powstrzymać się od porażenia go po oczach moim blaskiem.
- Nie będzie żadnej Wenty! Nigdzie nie idziesz! – wrzasnęłam na niego. Jak on śmiał? No jak on śmiał choćby wspomnieć tą maszkarę?! Tak się we mnie gotowało, że zachowanie zwyczajowej ciszy i spokoju nie wchodziło w grę.
- Więc teraz nagle mnie chcesz, tak? – zapytał Nester obrażonym głosem, ale po jego pysku błąkał się tryumfalny uśmieszek. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, co powiedziałam, i westchnęłam z niedowierzaniem. Tej nocy nie uda mi się już nic zrobić; jeśli ktoś skręci sobie kostkę w ciemności, to trudno. Co miałam zrobić? Nie miałam ochoty na kłótnię, ale przepędzenie go do tej idiotki w żadnym razie nie wchodziło w grę.
- Możesz zostać – odparłam z rezygnacją, ale szybko dodałam: – jeśli wszystkich ładnie przeprosisz za swoje dzikie parapetówki.
- A jak nie przeproszę? – wrócił do mnie ze sporą pewnością siebie. – Co mi wtedy zrobisz?
Przez sekundkę patrzyłam na niego w milczeniu, szukając jakichś opcji, aż wreszcie znalazłam; skrzywił się z bólu, kiedy zmaterializowałam mu kulkę niespotykanie jasnego blasku tuż przed oczami.
- Dobra, dobra – mruknął szybko. – Przeproszę ich jutro.
- Jutro? – spytałam, gasząc światełko. – A czemu nie teraz?
- Przecież kazałaś mi tu zostać – uśmiechnął się szelmowsko, podchodząc bliżej. Cóż, może jego towarzystwo nie będzie takie złe, skoro już i tak przekreślił moje wymęczające plany na ten wieczór.
- Patrz, jak mi pewna osoba zasnuła niebo chmurami – zaczęłam narzekać, kiedy usiadł koło mnie. – Nic nie widać. Wszędzie egipskie ciemności.
- Mhm. To okropne. – Dopiero po chwili zauważyłam, że basior bynajmniej nie wpatruje się w zachmurzone niebo, a we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam się do niego. Gwiazdki same z siebie błysnęły jakby jaśniej.
***

Następnego dnia wygoniłem wszystkich od nas z jaskini. Impreza nie mogła trwać wiecznie, a Aurora już chciała wzywać wszystkich na jakieś zebranie, żeby zapobiec głośności i zniwelować lenistwo. Sami z Kasidi wczoraj spędziliśmy miło czas, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że „te moje dzikie parapetówki”, jak to nazwała, są doskonałą strategią na jej dziwne, nieme humorki. Oczywiście, wyganiając wszystkich (a zwłaszcza Wentę, która strasznie działała na nerwy nie tylko Kas, ale również mnie), jak mnie prosiła, szybko ich przeprosiłem za to, że kazałem im się tu przywlec. I, pod groźbą stracenia wzroku, obiecałem, że to ostatnia okoliczność, na jaką ich zaprosiłem, na tak długi czas. Westchnąłem. No to nici z idealnego planu poprawy samopoczucia swojej ukochanej królowej dramatu przy następnej kłótni.
- Zadowolona?- fuknąłem niczym obrażony szczeniak.
Stop.
Ktoś zdychał. Rany...
Mógłbym zająć się teraz robotą i skrócić czas agonii jakiegoś wilczego ścierwa, które już nie wiem, który raz, samo prosi się o śmierć, albo... nacieszyć się dobrym humorem mojej ukochanej, a wilkowi dać szansę na doświadczenie cierpienia przez kilkakrotnie dłuższy czas lub dać mu się wyrwać z łap śmierci, co równałoby się z ostrym ochrzanem od Aurory, szczególnie po tym idiotycznym zakładzie z Haralis.
- Jeszcze jak!- uśmiechnęła się zwycięsko.
- Kas, kochanie, poleżmy razem. Nie odpoczywałaś od dawna, przyda ci się chwila wytchnienia- zacząłem cicho. Nie wierzyła mi. Widać było. Ciekawe skąd się brało się jej nieprzekonanie... Mój ton, mimika? Może okoliczności, w jakich to mówiłem, a może to dlatego, że rzadko mówiłem do niej takie rzeczy ostatnimi czasy. Eh, dobrze, niech nie wierzy. Intencje miałem szczere. Co najmniej w sześćdziesięciu trzech procentach. Ale skoro chce dupkowatego męża, to proszę. Droga wolna. - Nie chce mi się pracować, więc kładź się- warknąłem cicho. Tak to się kończy, jak starasz się być kochanym, milusim Nesterkiem.
Kasidi skinęła głową i położyła się na posłaniu, a ja dołączyłem. Aż dziwne. Zwykle wypomniałaby mi lenistwo, czy coś w tym stylu. Miło z niej strony.
Przysunęliśmy się do siebie i wpatrywaliśmy się jedno w drugie. Zdawało mi się, że Kas wyglądała dzisiaj wyjątkowo dobrze. Może to to, a może po prostu nie doceniałem jej piękna ostatnimi czasy. W jej oczach były już ledwo widoczne dzięki zmęczeniu wyładowania elektryczne, które dodawały jej uroku, zupełnie jak wtedy, kiedy pierwszy dostrzegłem w niej kogoś więcej niż tylko irytującą, błyszczącą i wiecznie zapracowaną księżniczkę dramatu. Kogoś znacznie więcej. Wydała mi się wtedy bliższa sercu, które, okazało się, jednak biło w mojej piersi, co nie raz insynuowała mi Larnis, ale uznawałem za punkt honoru wytykać jej wtedy zatrważającą niekompetencję. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ale się ze mnie zrobił sentymentalny śmieć.
- Ślicznie wyglądasz- mruknąłem, czując nagły przypływ ciepła i czułości.
- Coraz lepiej wychodzi ci udawanie miłego.
- Wszędzie wietrzysz spisek, Kasi.- Pokręciłem głową- A jeśli nie udaję?- Kas zdawała się rzeczywiście mieć zagadkę na co najmniej kolejne trzy wieczory. Mogę się potem z nią podroczyć, czy dogryźć w bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Niech nie myśli, że tak będzie codziennie. Chociaż... byłaby to w sumie miła odmiana.
Kas wtuliła się we mnie, a ja chciałem zbliżyć się do niej najbardziej, jak się dało. Chciałem być blisko niej. Dzisiaj i w najbliższym czasie. Chciałem, żeby odległość między nami była zerowa, a najlepiej ujemna. Chciałem...
- Kocham cię, Kasi. 
***
 Nasze stosunki poprawiły się od tamtego czasu. Kas co jakiś czas zdawała się zamyślona lub nieobecna, ale w większości, nawet gdy się nie odzywała, to rzadko widziałem ją bez uśmiechu. Do pewnego momentu... Znowu stała się cicha. Uciekała od rozmowy, od dotyku. Nie chciała wychodzić z jaskini, chyba że do Aurory. A mnie, wprost przeciwnie, wyganiała do pracy, mówiąc, że mój Zwiastun Zguby niedługo będzie potrzebny bardziej niż kiedykolwiek i żebym przygotował swoją grupę. Mówiła też coś o kontroli w najbliższym czasie, ale nie mogłem się na tym skupić. Myślałem tylko o niej, o jej zachowaniu. Nie wiedziałem co myśleć. Chciałem to wyjaśnić, ale zbywała mnie, najczęściej monosylabami.
Ona... Z pewnością nie czuje się ostatnio najlepiej. Gwiazdy ledwo migoczą, nie mówiąc już nawet o stałym świeceniu. Noce są ciemne, nijakie. Aurora, o dziwo, nic na ten temat nie mówi. Albo mówi, ale po raz kolejny nie byłem w gronie wtajemniczonych. Powoli zaczynałem mieć dość takiego stanu rzeczy. Kas, oby szybko ci przeszło...
***
- Nester, ja...- Jej oczy były podkrążone. Ostatnie kilka nocy spędziła w jaskini Aurory. Nie w naszej. Martwiłem się i to bardzo. Co się stało, że nasze stosunki tak diametralnie się zmieniły. Co było takim problemem, że musiała kryć się z tym nawet przede mną? Szczególnie przede mną? Co jej zrobiłem i kiedy?- Musimy porozmawiać. Poważnie...- Wadera rzeczywiście nie wyglądała, jakby miała humor na jakiekolwiek żarciki. Ja również nie wyrażałem skłonności do śmiechu czy chociażby ironii. Atmosfera była napięta i wiedziałem, że temat będzie dla niej trudny. Skinąłem głową. Kas podeszeła do mnie, jednak nadal zachowywała pewien dystans. Miałem się odezwać...?
- Jak się czujesz?
 Taki banał zaserwować mogłaby nawet ameba. Coś odcinało mi dostęp do racjonalnego myślenia.
  Ku mojemu zdziwieniu, Kasi jednak odpowiedziała.
- Różnie. Okropnie. Jestem zmęczona, mam mnóstwo energii, jest mi zimno, gorąco. Chcę leżeć i nie wstawać, ale mogłabym oblecieć całą tą zapchloną planetę z każdej strony. To mnie denerwuje, Nester.
- Może jesteś...
- Nie jestem chora.- Przerwała mi.- Wolałabym być. Nawet umierająca. Nieśmiertelna, umierająca Bogini Światła- pokręciła głową.
- Co ty gadasz...? Kas, co się dzieje?
- Ja sobie nie poradzę, wiesz?- mówiła rozpaczliwie.- Ja nie chce sobie poradzić. Chcę zniknąć. To mnie boli. Ono mnie boli, rozumiesz? Ja tak nie potrafię.- Jej co chwile przerywany głos coś mi uświadomił. Moja Kasi... płakała. Nie wiem kiedy ostatnio widziałem jej łzy, ale stanowczo nie chciałem do nich wracać. Wolałem moją Kasidi uśmiechniętą i szczęśliwą, a...
- Ćś, spokojnie...- zacząłem szeptem, tuląc ją do siebie.- Co się dzieje? Co cię boli, Kas? Zaradzimy coś. Aurora na pewno...
- AURORA MI Z TYM NIE POMOŻE, NESTER! TO CIEBIE POTRZEBUJĘ.- Kasidi wyrwała się z moich objęć, odchodząc na drugą stronę jaskini.- CIEBIE!
Zamilkłem. Było z nią źle. Nawet bardzo... Podszedłem do niej znowu, na spokojnie, jeszcze raz ją obejmując. Nie wzbraniała się.
- Kasi, musisz mi powiedzieć, co się dzieje- szepnąłem.
Kas nie odzywała się. Kiedy chciałem przypomnieć jej o pytaniu, odpowiedziała.

- Będziemy mieli szczeniaka.



....



C O K U * * A



//CDN c: i chcemy z Muuu za to cs//

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz