8.01.2019

Od Indigo

Zawsze lubiłam przebywać na świeżym powietrzu. Sama, mówiąc szczerze, nie wiedziałam dlaczego. Może to przez to uczucie, jakie towarzyszy staniu na skraju skały, kiedy wiejący wiatr przeczesuje futro w sposób, jaki nie można porównać do czegokolwiek innego? Może to po prostu towarzyszące temu uczucie wolności, chociaż chwilowe czy ulotne? A może..?
Moje przemyślenia zostały przerwane przez dudniący w uszach, chrapliwy jęk, wydobywający się z wielkiej kupy mięśni i kłaków, znanej bardziej jako Argog. Wzdychając cicho, obejrzałam się na przewracające się z jednego boku na drugi stworzenie i uniosłam lekko kąciki pyska.
— Wstawaj, Aruś — powiedziałam do towarzysza, chcąc go tym przekonać do przerwania porannej drzemki i podjęcia porzuconej przez nas drogi. Oczywiście, jak zwykle, odpowiedziało mi mruknięcie, mające zapewne znaczyć coś w stylu "Odwal się, sen należy do rzeczy ważniejszych niż te twoje podróże". Podbiegłam więc truchtem do teptogryfa i oparłam się łapami o jego sowi pysk, na który zaczęłam napierać całym swoim chudym ciałem.
— Wstawaj. Cholerny. Leniu! — cedziłam przy każdym ruchu, co nie wpłynęło jakoś specjalnie na położenie Arka. Wręcz przeciwnie, masywna kończyna zagarnęła mnie do puchatego właściciela. Wysunęłam jakimś cudem pysk ponad warstwy sierści.— Mówiłam, żebyś tak nie robił! A teraz już, wypuść mnie, musimy znaleźć jakieś miejsce, aby... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Gryf wpatrywał się w jakiś punkt, a dokładniej między bezlistne drzewa, jakby coś tam widział. Skierowałam wzrok w tę samą stronę. Po jakimś czasie, dojrzeliśmy wilczą sylwetkę, przemykającą między pniami, może polując, może robiąc cokolwiek innego. Kto to wie? 
Podjęłam kolejną próbę uwolnienia się z łap Argoga, co nie przyniosło po raz kolejny żadnych pozytywnych skutków. Zostało mi więc czekanie tylko na ratunek ze strony tej tajemniczej sylwetki, o ile nie skończy wcześniej w brzuchu teptogryfa. A to nie była przyjemna opcja dla żadnej ze stron.

<Ktoś, coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz