25.01.2019

Od Rimmona do Sory

Ahhh - wydałem z siebie błogie westchnięcie.  Byłem w moim żywiole.  Nareszcie mogłem rozprostować sobie kości. Uwielbiam polować, dla mnie jest to rozrywka, najpierw wytropienie, a później atak. Ta cała pogoń za zwierzęciem. Taki mały dreszczyk emocji. Na samym końcu zatopienie kłów w mojej zdobyczy. Pogoniłbym jeszcze dłużej, jednak wilczyca, która mnie prosiła o jelenia podobno chce mieć go jak najszybciej, bo chce skończyć przed zmrokiem jakieś alchemiczne chuje-muje. Więc niestety musiałem wracać. Wziąłem tego nieszczęsnego Jelenia i powlokłem się w stronę wadery.  Na śniegu zostawały ślady, które lśniły krwistą czerwienią. Poprawiłem uchwyt moich szczęk i poszłem  dalej. Po chwili byłem już u celu. Zauważyłem jak drobna wilczka przebiera łapkami w śniegu. Usłyszałem tylko jak pod nosem jęczy słowa: Rimmon i jeleń.
-Ktoś mie woał? - niewyraźnie powiedziałem.
- Tak, ja! Nareszcie! - wesoła wilczka podbiegła do mnie. Pft. Ale niziutka. Jej zapał jednak nie ostygł. Położyłem jelenia na śniegu. Nie poddając się, próbowała przeciągnąć tego zwierza gdzieś tam gdzie chciała. Ja sobie patrzyłem. Udało jej się może o parę centymetrów. Pffft, jaka nie poradna. Przewróciłem oczami i w momencie, w którym się zastanawiała, jeszcze raz podniosłem cielsko jelenia, po czym popatrzyłem na nią, czekając gdzie mnie zaprowadzi. Usłyszałem dziękuję i zauważyłem jak posłała mi uśmiech. Chyba nie lubi zimy, bo drżała z zimna i miała nie co skwaszoną minę, kiedy szła po śniegu. Gdyby nie to, że prowadzi, mógłbym stopić śnieg, jednak szedłem za nią i nie miałem tej możliwości. Trudno, musi sobie poradzić sama. Jednak nie mogę zrozumieć. Jak można nie lubić zimy? To jest najlepsza pora w roku. Można wyczytać praktycznie wszystko w śniegu. Gdzie poszła zwierzyna, znaleźć ślady kogoś obcego i przede wszystkim śniegiem można się dobrze bawić. Mało tego śnieg bywa pomocny. Gdyby ktoś mnie gonił, wystarczyłoby tylko gdybym go lekko stopił. Przez temperaturę panującą na polu, w parę sekund by zamienił się w lód. Wtedy miałbym przewagę. W końcu po parenastu minutach doszliśmy do celu. Zaprosiła mnie do swojej jaskini. Dalej przeszliśmy do pracowni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Było tam pełno jakiś dziwnych cosiów. Nawet zauważyłem szkielet jakiegoś małego zwierzątka. Wskazała mi miejsce,  gdzie mam rzucić jelenia. Wykonałem jej prośbę, bo co innego mógłbym zrobić. Nie mam nic do roboty, więc sobie popatrzę, co mi szkodzi. Przysiadłem i uważnie obserwowałem, jak grzebie w torbie pełnej książek, zwojów papieru i dziwnych składników. Zaintrygowała mnie. Po chwili się odwróciła i rzuciła mi przelotne spojrzenie. Nie wydawała się zdziwiona, że tu jeszcze siedzę. Czyżbym źle się krył z moim zaciekawieniem? Przybrałem jeszcze bardziej beznamiętny wyraz pyska o ile to w ogóle możliwe.
-Jeśli tu i tak siedzisz, to przydaj mi się na coś. Wyciągnij mi wątrobę, razem z żółcią, która się w niej znajduje.
Bez słowa zrobiłem, to o co mnie prosiła. Rozdarłem łapą cały brzuch zwierzęcia, aż wnętrza same wypłynęły na wierzch. Nie musiałem grzebać w środku, tylko od razu miałem wszystko przygotowane. Delikatnie wbiłem pazury w potrzebny jej narząd i zaniosłem na stół. Wracając na poprzednie miejsce widziałem, jak wadera patrzy na mnie kątem oka. Mieszała coś tam w jakiejś kamiennej misie, po czym dolała do tego mocno różowego płynu, na co buchnęła na nią błękitna mgiełka. Zakaszlała, ale wydawała się zadowolona z uzyskanego efektu. Po jakimś czasie znudziło mnie siedzenie tutaj, więc stwierdziłem, że już pójdę. Nie będę jej przeszkadzać. Przyznam, jest to pierwszy wilk, jaki mnie zaintrygował w moim ponad trzyletnim życiu. Gratulacje. Wychodząc jednak przystanąłem na słowa wadery
- Nazywam się Sora, jeśli byś czegoś potrzebował to przyjdź do mnie.
- Rimmon - po chwili wahania dodała jeszcze
- Gdybyś... chciał się wygadać, albo o sobie opowiedzieć również zapraszam
Odwróciłem się w jej kierunku, patrząc intensywnie prosto na nią. Pysk miałem bez wyrazu, jednak moje wnętrze na te słowa zaczął rozrywać potworny ból, a złe wspomnienia zaczęły przelatywać mi przed oczami. Po paru sekundach otrząsnąłem się i zauważyłem, że się... cofa? Ale nie ze strachu, tylko jakby wiedziała co czuję...??? Nie możliwe, w ukrywaniu emocji jestem mistrzem. Bez słowa wyszedłem przed jaskinię i odleciałem, jednak gdzieś w środku dalej towarzyszył mi ból, pustka i nie pewność. Musiałem się wyżyć na jakimś drzewie, albo zwierzęciu.

<Sora?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz