4.01.2019

Od Mazikeen do Michia

W sumie sama kogoś chciałam poznać, więc czemu by nie. Z wahaniem odpowiedziałam
- Czemu by nie? Prowadź. Wycieczka się zaczęła. Michio opowiedział mi o początkach naszej watahy, a szczeniak gdzieś tam sobie biegał. W sumie było nawet ciekawie. Chyba coś mi odbija. Sama z siebie wyszłam do obcego wilka, żeby go poznać. Serio coś ze mną nie tak. Przynajmniej był z mojej watahy. Pokazał mi swoją jaskinie, ja natomiast zaprowadziłam go do swojej. Swoją drogą chyba spodobała mu się moja towarzyszka, pomimo tego że nie pozwoliła się dotknąć. Natomiast szczenię zapiszczało na jej widok i próbowało za wszelką cenę się do niej zbliżyć, co nie wychodziło jej na dobre, ponieważ moja kocica miała ostre pazury. Mi na ten widok chciało się śmiać, bo wiedziałam, że z moim kotem nie wygra. Ale gratuluję wytrzymałości w dalszych próbach.Po chwili ruszyliśmy w dalszą drogę zostawiając Shilę w spokoju. Niech się wyśpi, wyglądała tak jakby miała się układać do snu.
- Chodź, pokażę Ci polanę, na której lubimy się bawić - w tym momencie kiwną łbem w stronę młodej
- Tak właściwie, jak ona ma na imię?
- Kora. Urocza prawda? - na jego pysku pojawiło się rozanielone spojrzenie, na co ja przewróciłam oczami. Przemilczałam to pytanie. Co mu miałam powiedzieć, że średnio lubię dzieci? Chociaż na razie jeszcze nie wydawała się najgorsza. I umiała uszanować prywatność. Nie wtrącała się w naszą rozmowę, co dawało jej u mnie plus.
-Yhm. Tak właściwie czym się zajmujesz?
- Jestem poetą
- Serio? - uśmiechnęłam się trochę kpiąco
- No, co Cię w tym śmieszy? Lubię pisać wiersze.
- Nie wnikam jakie - krótko szczeknęłam maskując swój śmiech i rozbawienie
- Nie śmiej się, bo się obrażę.
- Oj tam, nie fochaj się - przyjacielsko go szturchnęłam. W jakiś sposób umiał poprawić mi humor. No i miałam wreszcie jakieś zajęcie. Widziałam po jego pysku, że się rozchmurzył. Niech sobie nie myśli, że ze mną  będzie mu lekko. Będę mu to wypominać. Na samą myśl uśmiechnęłam się.
- A ty jakie zajmujesz stanowisko?
- Jestem nocnym strażnikiem
- Serio?
- No. Zaczynam za dwa dni. Ostatnio się tego dowiedziałam, Alfa przysłała do mnie posłańca, żeby mi o tym powiedział.
- I Ci się chce? Tak po nocy łazić? Ciemno, brrr - przypominał mi takiego miśka trochę. Taki ogromny niewinny niedźwiedź. Już wiem dlaczego młoda tak na niego mówiła. Nawet kolor futra ma podobny do niedźwiadka. W pewnym momencie małej chyba zaczęło się nudzić i do nas podbiegła. Nawet mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, byłam zbyt zajęta rozmową z Michio.  Wtedy nagle młoda skoczyła i złapała mnie za ucho, na co we mnie znowu uderzyły wspomnienie. Zrzuciłam ją gwałtownie i przycisnęłam do ziemi łapą
- NIGDY więcej tak nie rób. NIGDY. Tylko jedna osoba może to robić, a ty nią nie jesteś.  - byłam podenerwowana. Nerwowo machnęłam ogonem, młoda cicho pisknęła na to ze strachu, a Michio patrzył zszokowany nie rejestrując wszystkiego. Ależ on był wolny. Wzięłam z niej łapę i poszłam dalej, usłyszałam tylko jak Michio strofuje małą, że nie powinna tak robić, bo nie wie nic o mnie i mojej przeszłości. I żeby się cieszyła, że jej nie poturbowałam. Dodał jeszcze, że jestem bardzo szybka. Wzią ją za kark i podbiegł do mnie z Korą. Wyczuwając ich intencje od razu powiedziałam, że nic się nie stało, ale nigdy więcej ma tak nie robić. Gdyby to nie było szczenię, albo on, to ktoś inny już dawno byłby poturbowany. Szliśmy w milczeniu przed siebie. Bardzo ładny las. Duże drzewa, a na nich ładnie śpiewały ptaki. Szliśmy w milczeniu, on jako przewodnik, ja jako osoba toważysząca, a Kora dalej biegała po lesie, bo Michio już ją puścił. Jednak trzymała się w pewnej odległości ode mnie. I dobrze. Mam jednak małe wyrzuty sumienia, bo Niedźwiedź jest dla mnie bardzo miły, a ja tak potraktowałam tego szczeniaka. W końcu się odezwałam.
- Hej, przepraszam. Nie chciałam, jednak ona sama sobie trochę zawiniła.
- Sama sobie jest winna - machną lekko ogonem i  przyznam, trochę mnie zdziwił.
- Nie jesteś zły, ani nic?
- No coś Ty, zwariowałaś? To będzie dla niej dobra nauczka, że nie powinna od tak ufać obcym i ich zaczepiać. - Kiedy zrozumiał, co powiedział, natychmiast zaczął się tłumaczyć - znaczy się, nie o to mi chodziło, nie jesteś obca, chodzi mi o to, och no sama wiesz - wyglądał zabawnie, jak się próbował tłumaczyć. Na moim pysku mimowolnie pojawił się wilczy uśmiech. - Och no nie śmiej się - wtedy szczeknęłam krótko, próbując ukryć to, jak bardzo mnie to bawi.
- Dobra, przecież się nie obrażę. Przejęzyczyłe... PADNIJ! - mimowolnie usłuchał - siedź cicho, zawołaj Korę - chwilę później, mała była z nami i patrzyła na mnie wystraszona. - Teraz cicho się cofamy... - gdy tylko to powiedziałam, ktoś następną na gałązkę. Wtedy wiedziałam, że nas zauważą. Wyskoczyły w naszą stronę, wprost na nas mieszańce. Dokładniej to stado. 3 ze skrzydłami jak ja i 2 bez skrzydeł. Miały różne dodatkowe części ciała. Jeden miał nawet 6 łap. Niedobrze. Michio szybciej zareagował niż myślałam. Wziął małą za skórę na karku i zaczął uciekać, ja biegłam obok niego.
- Michio, w którą stronę jest tu jakaś polana, albo chociaż przerzedzenie drzew? - Kiwną łbem w nieznaną mi bliżej stronę. - Dobra, Kora Cię za bardzo spowalnia, zróbmy tak... - po wytłumaczeniu mu całego mojego planu, na który się zgodził, rzucił mi w locie korę, którą złapałam i przyśpieszyłam jeszcze bardziej, bo tak na prawdę spowalniał mnie tylko i wyłącznie on. Biegłam tam gdzie wskazał mi Michio. Skrzydlaci pobiegli za mną, pokapowali się, co chcę zrobić. Ja jednak nie dawałam za wygraną, osiągnęłam swoją maksymalną prędkość. Na szczęście okazało się, że to co wskazał mi Niedźwiedź, było polanką. Małą, ale idealną. Nie czekając na nic więcej rozłożyłam skrzydła i poleciałam. Uwielbiałam to robić i byłam w tym dobra. Kora zawyła wystraszona. Sory, jak chcesz żyć, to musisz mnie znieść. Nasi wrogowie zrobili to samo. Wystartowali za mną, jednak nie mogli się ze mną równać. Siedzieli mi co prawda na ogonie, jednak mogłam się ich łatwo pozbyć. Nie zrobiłam jednak tego, ze względu na Michio. Wiedziałam, że wrócili by po niego, a on sam nie dał by rady pięciu. Więc leciałam coraz wyżej, a oni lecieli za mną. To co chciałam zrobić było szalone, ale mogło się udać. Wyciągnęłam ich wysoko ponad chmury. Było tam zimno, szczeniak szczękał zębami. Wtedy wyrzuciłam ją jak najwyżej mogłam i sama jeszcze bardziej przyśpieszyłam moje ruchy. Było to możliwe, dlatego, że byliśmy w powietrzu. Zdążyłam wbić zęby i porazić jednocześnie elektrycznością jednego. Na reszte nie było czasu, młoda mogłaby się rozbić. Złożyłam moje skrzydła, aby spadać jak najszybciej i dogonić małą. Chciałam jej oszczędzić krwawych widoków. Słyszałam tylko szum powietrza w uszach. Tuż przed nią z powrotem rozłożyłam skrzydła łapiąc ją w locie, jednak nie przestawałam spadać, zrobiłam korkociąg i przed samą ziemią wybiłam się w powietrze. Tamta dwójka nie wychamowała i się rozbiła na drobne krwawe kosteczki, mięśnie i dużo krwi. Obryzgało mnie trochę, na co się wzdrygnęłam. Jednak szczeniak nic nie widział. I bardzo dobrze. Leciałam płynnie przed siebie, nie było tu żadnych drzew, więc nie musiałam robić uników. Kora zaczęła się chyba uspokajać. Leciałam do jaskini Niedźwiedzia, żeby ją tam zostawić. Muszę jak najszybciej wrócić do niego. Kiedy już doleciałyśmy, położyłam ją w jego legowisku, a ona zmęczona z przerażenia i wcześniej przeżytego stresu prawie natychmiast zasnęła. Rzuciłam na nią szybkie spojrzenie i przez myśl mi przemknęło, że nie jest nawet taka zła jako dzieciak.

Nie ociągając się dalej, rzuciłam się bezszelestnie do wyjścia z jaskini i natychmiast wybiłam z powrotem. Teraz byłam nawet szybsza niż wtedy gdy zabijałam tego mieszańca u góry. Pokonywałam odległość do lasu wręcz błyskawicznie. Byłam coraz szybsza i szybsza, jednak nie przestawałam wypatrywać Michia. W pewnym momenci ujrzałam złoty przebłysk jego futra i natychmiast zawisnełam w powietrzu. Zchodziłam coraz niżej, starając się, żeby mnie nie wyczuli. Zdążyłam tylko zauważyć, jak po jego futrze przeskakuje fioletowa energia, po czym z wyczerpania znika, a mieszańcy w tym samym momencie rzucają się na Niedźwiedzia. Nie byłam tak szybka pomiędzy drzewami i nie zdążyłam zapobiec temu, że jeden z nich go zadrapał. Jednak w następnym momencie wleciałam w niego i razem potoczyliśmy się po miękkiej trawie. Położyłam mu łapę na pysku żeby się nie odezwał i sama użyłam swojej magii. Moje oczy zrobiły się całe niebieskie Patrzył zdziwiony na mnie, a następnie jeszcze bardziej zszokowało go to, że potwory przebiegły tuż obok nas. Właśnie użyłam mojej osłony.

<Michio? Sorry, że tak długo czekałeś.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz